Histeria w obozie pani Pawłowicz wielokrotnie przekraczała rozmiar tego, co powiedział pan Owsiak, lepiej było to przemilczeć lub zbyć złośliwym komentarzem, napisanym przez jakiegoś dziennikarza czy felietonistę, niż wciągać w debatę rzeczników i poważnych polityków. Pisałam niedawno, że okładki tygodników robią wrażenie przeznaczonych dla zboczeńców, ale debata nad słowami pana Owsiaka pokazała, że nie tylko okładki. W obronie pani poseł Pawłowicz pojawiły się głosy pań wyobrażających sobie seks z panem Owsiakiem i komentujących tę fantazyjną przygodę z obrzydzeniem.
Ale za to w obozie pana Owsiaka zapanowała okropna konsternacja i zażenowanie. Liberałowie i przede wszystkim liberałki dostali cios w podbrzusze, już nie powiem, że Owsiak kopnął swój obóz w jaja. Otóż pan Owsiak wypowiedział całkowicie politycznie niepoprawną, antygenderową anatemę, wyraził najprawdziwszy męski, antyfeministyczny pogląd, że tylko seks (z mężczyzną, można było się domyślić) może uczynić kobietę normalną, szczęśliwą i zrównoważoną. Jednym zdaniem pan Owsiak zdezawuował liczne feministyczne marsze i manifestacje, na których pewnie bywał, choć ja ze strony męskich feministek zapamiętałam przede wszystkim pana redaktora Blumsztajna z przedziwnym transparentem. Zawodowe feministki, z jednym znanym mi wyjątkiem, nie broniły swoich podopiecznych, a pani Środa wykorzystała wypowiedź pana Owsiaka do dodatkowego napadu na panią poseł (że bardziej potrzebuje lekarza niż seksu).
Myślę, że pan Owsiak został przez swoich zmuszony najpierw do tłumaczenia się, że chodziło mu o pieszczoty, a nie o seks, tak ponoć popularny na polskim Woodstocku, a potem do przeproszenia pani poseł Pawłowicz. Uważam jednak (jak mówią Rosjanie – to jest moje własne zdanie – no bo niby czyje), że w tej chwili przydałoby się w Polsce nie tyle więcej seksu (chociaż przyrost naturalny maleje), ile więcej psychoterapii zwalczającej agresję: u polityków, kibiców polityków, dziennikarzy, internautów i zwyczajnych obywateli. Agresja jest złożonym mechanizmem i ogólnie wyróżnia się trzy jej rodzaje: drapieżną, społeczną i obronną. Te trzy rodzaje mogą występować wszystkie naraz lub każda z nich pojedynczo. Jeden rodzaj może też występować jako odpowiedź na warunki zewnętrzne, inny może być wywołany wewnętrznymi. Ciekawe, że w literaturze specjalistycznej (amerykańskiej) można znaleźć całą gamę sposobów leczenia behawioralnego i farmakologicznego, ale przede wszystkim dla dzieci i podrostków oraz dla osób starszych z demencją. Zaleca się środki antyepileptyczne i antydepresyjne, ale przede wszystkim terapię bezlekową. Zakłada się, że agresja może lub powinna być wyleczona lub stłumiona przed wejściem w wiek dojrzały, gdyż wtedy już zostaje tylko więzienie lub drastyczne leczenie lekami psychotropowymi.
Dzisiejsze życie polityczne w Polsce, a w każdym razie życie na poziomie języka, wykazuje wiele cech agresji, która wydaje się mocno zaraźliwa. Obie strony przywołują przykład języka Marca '68, ale wtedy był to jednak język narzucony przez monopol komunistyczny, często kopiowany z języka propagandy ZSRS, i tylko niektórzy dziennikarze czy aktywiści wykazywali kreatywność.
Choć dziś po obu stronach barykady politycznej znajdujemy przykłady niespotykanej dotąd agresji słownej i niektórzy powiedzą, że nie ma znaczenia, kto zaczął, to jednak będę twierdzić, że pierwsze strzały w ostatniej bitwie, która zaczęła się w 2015 roku, padły z „Aurory", czyli „GW" i nieformalnej partii, którą ta gazeta stworzyła. Ale w terapii trzeba zacząć od przyjrzenia się najpierw sobie i opanowania własnego zachowania i języka. Po raz kolejny wołam do Czesława Bieleckiego: może byś założył na nowo Porozumienie ponad Podziałami?