Opiera się ono bowiem rzeczywiście na wartościach i normach, które stoją – jeśli tylko chrześcijanie mają odwagę to powiedzieć – w całkowitej kontrze do tego, w co wierzy świat. Płodność jest dla nas znakiem Bożego błogosławieństwa, a nie zagrożeniem, przed którym trzeba się bronić za pomocą gumy albo przez faszerowanie się hormonami. Cierpienie nie jest pozbawioną sensu klęską medycyny, ale aktem, który ma znaczenie w Bożym programie zbawienia świata, gdy utożsamiany jest z Krzyżem Chrystusa (już samo to, że zbawienie przyszło do nas przez cierpienie, jest dla współczesnego świata nie do zaakceptowania). Wolność nie oznacza dla nas wolności do grzeszenia, ale... wolność wyboru dobra. I wreszcie rodzina nie jest w chrześcijaństwie przestrzenią zniewolenia, ale uświęcenia (nie zawsze łatwego), oraz przestrzenią, w której na świat przyszedł Bóg.

Wszystko to razem czyni chrześcijaństwo siłą rzeczywiście rewolucyjną, odrzucającą zastany świat i przynoszącą realną, a nie jedynie wirtualną zmianę. Ta rewolucja jednak nie ma nic wspólnego z tymi, które znamy z historii. Tu nie chodzi o przejęcie władzy, o walkę, ale o codzienność. Doskonale pokazuje to arcybiskup Charles Chaput, którego wypowiedzi i książki są wielkim credo nonkonformistycznego chrześcijaństwa. „Kiedy młodzi ludzie pytają mnie, jak zmienić świat, odpowiadam im, że mają się kochać, zawrzeć małżeństwo, pozostać sobie wiernymi, mieć dużo dzieci i wychować te dzieci na mężczyzn i kobiety o chrześcijańskim charakterze. Wiara jest ziarnem, a nie kwiatem na jedną noc. Ona wymaga czasu, miłości i wysiłku. Pieniądze są ważne, ale nigdy nie są najważniejsze. Przyszłość należy do ludzi z dziećmi, a nie z rzeczami. Rzeczy niszczeją i rdzewieję, a każde dziecko jest wszechświatem możliwości, który sięga ku wieczności, łącząc nasze wspomnienie i nadzieje w znak Bożej miłości na pokolenia. To jest naprawdę ważne. Dusza dziecka powstaje na wieczność" – mówił ostatnio arcybiskup Charles Chaput.

Rewolucja chrześcijańska to zatem zwyczajne (przynajmniej jeszcze kilkanaście, może kilkadziesiąt lat temu) życie, codzienność przeniknięta wiarą, małżeństwo, które choć czasem trudne, jest budowane na całe życie, wychowanie dzieci i wspólnota Kościoła. Niby nic wielkiego, ale właśnie to zmienia życia i cywilizacje. Gdy kilka lat temu w Poznaniu uczestniczyłem w spotkaniu na temat kryzysu chrystianizmu, Grzegorz Górny w swoim referacie powiedział, że jedynym lekarstwem na niego jest naśladowanie pierwszych chrześcijan. A co oni robili? Nawracali się, zawierali małżeństwa i mieli dzieci albo zaczynali życie mnisze i żyli wiarą, tworząc wspólnoty. I tak powstała, po kilku stuleciach, wielka cywilizacja chrześcijańska. Przed nami stoi podobne wyzwanie.

A jeśli się to nie uda? Jeśli nie podejmiemy wyzwania? Arcybiskup Chaput bez paniki i histerii, ale także jasno pokazuje, co się wówczas stanie. „Jeśli chcesz zobaczyć oblicze Europy za sto lat, chyba że wydarzy się cud, spójrz na twarze młodych islamskich imigrantów. Islam ma przyszłość, bowiem islam wierzy w dzieci. Bez transcendentnej wiary, która czyni życie wartym życia, nie ma powodów, by mieć dzieci. A gdzie nie ma dzieci, nie ma wyobraźni, nie ma powodów, by się poświęcać, i nie ma przyszłości. Przynajmniej sześciu najważniejszych europejskich przywódców w ogóle nie ma dzieci. Ich świat się kończy. Trudno uniknąć uczucia, że większość Europy już jest martwa albo zmierza ku śmierci" – podkreślił arcybiskup. Te słowa nie mają nas przybijać, bo nasza Ojczyzna nie jest po tej stronie, ale po tamtej. One mają nam uświadomić, w jakiej sytuacji się znajdujemy, i jak bardzo potrzebujemy prawdziwej rewolucji. Rewolucji ducha i Ewangelii. Bez niej wszyscy zginiemy. Na wieczność!

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95