Najciekawsze jednak jest to, że ta będąca rzekomo przejawem niepokorności krytyka, to wyważanie otwartych drzwi. Kto weźmie bowiem do ręki najnowsze książki historyczne, choćby „Warszawa 1944. Tragiczne powstanie" Alexandry Richie, ma możliwość samemu ocenić decyzję Armii Krajowej, wiedząc z dokumentów, jak różniła się dokonana przez polskich dowódców ocena sytuacji militarnej Niemców od tego, jaka była ona w rzeczywistości. Równie mało oryginalne jest epatowanie ofiarami powstania. Od kilku lat powstają solidne prace naukowe i popularyzatorskie pokazujące śmierć nie tylko żołnierzy AK, ale przede wszystkim męczeństwo ludności cywilnej. Skala ludobójstwa podczas rzezi Woli, jak również powojenne losy niemieckich oprawców, którzy w większości uniknęli kary, są coraz lepiej zbadane.

Zresztą taki punkt widzenia jest coraz bardziej popularny w humanistyce – pokazywanie historii nie przez pryzmat dowódców czy polityków, ale cierpień zwykłych ludzi. Bo jeśli patrzymy na historię z tego punktu widzenia, możemy zobaczyć obraz, który będzie znacznie odbiegał od wersji, jaką znamy z podręczników.

Popatrzmy choćby na polską transformację nie przez pryzmat jej zwycięzców – polityków, przedsiębiorców czy klasy średniej, ale tych, którzy przegrali. Jakby wyglądało ostatnich 27 lat oczyma setek tysięcy górników, którzy tracili pracę, choć przecież tak ciężko pracowali? Jak wyglądało – jak mówią niektórzy politycy – najszczęśliwsze ćwierćwiecze w tysiącletniej historii Polski oczyma niemal 2 milionów naszych rodaków, którzy utrzymywali się z pegeerów? A jak widzą je pracownicy upadających wielkich zakładów przemysłowych? Jak zauważył Rafał Woś, ta perspektywa rzadko przebijała się do świadomości naukowych, dziennikarskich czy politycznych elit, a dzięki niej można lepiej zrozumieć dynamikę wydarzeń politycznych w Polsce. Bo przypomnienie sobie o ofiarach transformacji pozwala lepiej zrozumieć nie tylko rewoltę Samoobrony, ale również to, dlaczego socjalna polityka PiS, które wprost odwołuje się do mitu „złodziejskiej transformacji", cieszy się tak dużym społecznym poparciem. Ale taka perspektywa sięga głębiej. W „Prześnionej rewolucji" Andrzej Leder pokazuje, że trzeba przede wszystkim zrozumieć, co się stało z Żydami i chłopami, by zrozumieć historię Polski XX w. Dowodzi, że dwie największe rewolucje zostały dokonane rękami Niemców i Sowietów: wymordowanie Żydów, likwidacja ziemiaństwa oraz otwarcie robotnikom i chłopom drogi do klasy średniej. Z kolei Jan Sowa napisał historię Polski od nowa, przedstawiając ją jako dzieje kolonizacji.

Tylko że przepisywanie historii przez pryzmat zwykłego człowieka miewa nieoczywiste skutki w polityce międzynarodowej. Weźmy chociażby II wojnę obserwowaną oczyma ludności niemieckiej, dla której od pewnego momentu to pasmo klęsk, morderstw i gwałtów. Nie zakończyło się ono wcale wielką ucieczką w 1945 r., gdyż później nastąpiły wysiedlenia Niemców z Polski, Czechosłowacji, Rumunii, Węgier itp. Jeśli dodamy do tego bombardowane przez aliantów miasta, widzimy olbrzymie cierpienie, przy którym zaciera się właściwie fakt, dlaczego do II wojny światowej w ogóle doszło. Gdy na szalę kładziemy wyłącznie perspektywę zwykłych ludzi, wyniki mogą okazać się inne, niż podpowiadałby zdrowy rozsądek. Wszak najwięcej zginęło obywateli ZSRR (nawet 26 mln), III Rzeszy (nawet 7,5 mln), a dopiero potem Polski (maksymalnie 6 mln). Ale to nie znaczy, że nie należy o tym zapominać.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95