Maciej Miłobędzki: Jak budować miasta dla uchodźców

Lewicowe ruchy popierały budowanie dla mas, ale ich uwłaszczanie zwalczały. Bo gdy najemcy stają się właścicielami, przestają być antysystemowi - mówi Maciej Miłobędzki, architekt.

Aktualizacja: 30.07.2016 14:16 Publikacja: 29.07.2016 07:00

Foto: AFP PHOTO

"Plus Minus": 88 architektów, 37 krajów... Co weneckie Biennale Architektury może powiedzieć o współczesnym świecie?

Maciej Miłobędzki, architekt: W Wenecji pokazywane są zarówno problemy Trzeciego Świata, miejsc zdegradowanych, jak i dobrze rozwiniętych miast Europy. Oglądamy architekturę interwencyjną, ale i taką tworzoną w oparciu o zrozumienie różnych tradycji i stylów życia. Niektóre prezentacje dają też nadzieję na wyzwolenie się od nadmiaru cywilizacyjnego balastu „starej Europy": świata norm, procedur, jedynie słusznych zestawów wzorców i technik, które dawno utraciły sens i związek z celami, dla jakich zostały stworzone.

„Rezygnacja z popisowych, ekstrawaganckich projektów na rzecz poprawy warunków życia, prostych materiałów, architektury bardziej dostępnej" to przesłanie chilijskiego twórcy Alejandra Araveny. Czy to koniec epoki tzw. stararchitects? Czy zamknęła ją śmierć gwiazdy Zahy Hadid?

Tak, to już się stało, także przez kryzys ekonomiczny. Nastąpiło zmęczenie materiału: świat przestał czekać na kolejną spektakularną formę będącą niczym więcej, jak pomnikiem ego architekta. Z wypowiedzi kuratorskich mogło wynikać, że Biennale nastawione będzie na tanie budowanie dla osób potrzebujących, kwestie polityczne i ekonomiczne. Sądziłem, że tak będzie. Zresztą akurat Aravena nie uległ pokusie skierowania całej uwagi na procesy społeczne, budowanie z najłatwiej dostępnych, tanich materiałów (ziemi, gliny etc.) schronień stwarzających „minimum egzystencji".

Tymczasem Paragwaj wystawił gliniane cegły, pawilon chiński – barak z paździerza, inni dają za wzór namioty niemieckiego architekta Manuela Herza. Czy nie idealizujemy aby tych archaicznych, ludowych metod budowania?

Często tak jest. Ale w tym nurcie odnajdywali się także wybitni architekci, jak Eladio Dieste czy współcześnie działający Solano Benitez – jego ceglane struktury są niezwykle wyrafinowane i ekspresyjne, choć skromne. Tania architektura też może taka być. Ekspozycja przygotowana przez zespół z ETH w Zurychu pokazuje stropy budowane z płytek ceramicznych, całkiem niezaawansowanych technologicznie, z betonu, kamienia i cegły ziemnej. Szwajcarzy dowodzą, że te bardzo ekspresyjne łupiny pozwalają zaoszczędzić nawet 70 proc. materiału. Takie budowanie nie wymaga wyspecjalizowanych technik, chociaż studia i badania, które nad nimi prowadzono, były z pewnością drogie...

Wiktoriańskie domy w Anglii budowane dla ludu po 150 latach są w doskonałej kondycji. W Warszawie robotnicze osiedla z lat 20. i 30. uchodzą dzisiaj za luksusowe...

Większość aktywistów powiedziałaby, że to obrzydliwy proces gentryfikacji... Ale to tylko dobrze świadczy o budownictwie masowym, dobrze przemyślanym, osadzonym w lokalnej tradycji. Taka architektura może się łatwo dostosowywać do potrzeb innych czasów.

Czy wszechobecna dziś, programowa niejako „nietrwałość" i „mobilność" to dowód na wszechmoc marketingu, którego zadaniem jest kreowanie wciąż nowych potrzeb? Na Biennale jest sporo takich rzeczy, choćby nadmuchiwany pokój w Pawilonie Brytyjskim...

Ciągła wymiana substancji budowlanej pod hasłem taniości, oszczędności, ekologicznych materiałów ma krótkie nogi. Jest w istocie nieekologiczna. Budynki powinny służyć jak najdłużej.

Co mówi Biennale o naszej polskiej rzeczywistości, gdzie władze miast mają skłonność do popisowych budynków, a ludzie uparcie chcą budować dworki?

Na ile autentyczna jest skłonność do budowania dworków, nie wiem. Na pewno to wciąż zjawisko dużej skali. Myślę, że głównie dlatego, że taki model domu wciąż jest najbardziej dostępny w katalogach za niewielkie pieniądze i funkcjonuje w świecie obiegowych, „serialowych" wzorców. Wątki „prześnionej rewolucji" i sarmackie bym tu pominął. „Dworek" można zbudować tanio przy pomocy niewykwalifikowanej ekipy. Tak zresztą wygląda większość budów w Polsce: mamy jeden z najwyższych na świecie odsetków osób mieszkających we własnych domach.

Dlatego, że koszt wynajmu jest u nas wysoki.

Deweloperzy nie budują domów do wynajęcia, tylko na sprzedaż, za kredyt.

Polacy byli długo wyzuwani z własności, więc teraz chcą być na swoim.

A zarazem Polska zachłysnęła się deweloperką. Reklamy nowych osiedli zamkniętych sprowadzają się do haseł: zamieszkaj w zielonym zakątku, nad jeziorem, przy lesie, podczas gdy w rzeczywistości są to mieszkania z widokiem na ścianę sąsiedniego bloku, a zieleń jest posadzona na płycie garażowej, bo poza nią nie ma miejsca. W bogatych krajach od tego się odchodzi.

Trudno się porównywać ze Szwajcarią.

I tak, i nie. Nie powinniśmy mieć przesadnych kompleksów. Architektura szwajcarska jest uważana za najwyższą markę w Europie, to ich towar eksportowy. Szwajcarzy jednak chętnie przyjeżdżają do Polski ze studentami swoich szkół architektonicznych. Pokazują polską modernę z lat 30. czy 60., zresztą kto wie, czy najlepszych przewodników po Warszawie modernistycznej nie wydano właśnie przy okazji ich wizyt? Pokazana tam jest architektura, która już nie istnieje, jak „Pawilon Chemii" czy nieszczęsny CDT, z którego zostawiono absurdalny żelbetowy kawałek.

Na weneckim Biennale w pawilonie angielskim pokazano zmiany stylu życia i to, w jaki sposób ma na nie reagować architektura. Mieszkania na godziny, dnie, miesiące. Czy architekci myślą o takich rzeczach?

Niektórzy myślą. Nie mówię tu o sowieckich pomysłach z lat 30.: „kołchozie" ze zlewem na korytarzu i oddzielnymi sypialniami dla panien, kawalerów i rodzin, ani o budownictwie wczesnogomułkowskim ze słynną toaletą na końcu korytarza. Ale w bogatych krajach, takich jak wspomniana Szwajcaria, próbuje się budować nowe modele domów, w których z jednej strony mieszkają ludzie starsi, a z drugiej – młodzi, na przykład małżeństwa studenckie z dziećmi. Mają dla siebie oddzielne pokoje – sypialnie z niewielką wnęką kuchenną i łazienką. Pomiędzy tymi prywatnymi strefami są otwarte, wspólne przestrzenie: jadalnie, duża kuchnia. Starsi ludzie czują się zaopiekowani, mają asystę młodych, a ci z kolei mogą zostawić pod ich opieką dzieci. Podobno to działa i nie jest to żaden przymus inżynierii społecznej, tylko odpowiedź na realne potrzeby. Wynajmowanie łóżek na godziny to jednak przesada, zwłaszcza w naszej kulturze.

A angielskie mieszkanie kilkudniowe, czyli dmuchany namiot z przezroczystymi ścianami, to architektura czy instalacja artystyczna?

To nic nowego. To pokłosie dokonań Petera Cooka, Archigramu z lat 70. i ówczesnych kapsuł mieszkalnych. Takie pomysły przemijają i wracają: dość zabawne jest obserwowanie ich kolejnych odsłon.

Tematem polskiego pawilonu jest z kolei życie na budowie. Wyzysk robotników, wypadki na placu spowodowane lekceważeniem... NYTimes napisał, że nasz pawilon był jednym z sześciu najciekawszych wśród 37 na Biennale.

Bo to temat ciekawy i wpisujący się w tematykę Biennale. Na filmach wyświetlanych na ekranach umieszczonych w gąszczu rusztowań i diagramach można odkryć całkiem inną stronę budowania.

W Katarze przy budowie stadionu na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej w 2022 roku zginęły setki robotników z Bangladeszu, Pakistanu, Indii. U nas pracują na czarno robotnicy z Ukrainy, też często niedopłacani, mieszkający w fatalnych warunkach.

Albo słynna sprawa robotników z Korei Północnej, którzy są pod nadzorem przywożeni i odwożeni na budowę... No cóż. Tania siła robocza. Z drugiej strony mamy problem dysproporcji: czy nie za dużo tych kontrolerów, nadzorców, konsultantów?

Jak na zdjęciu, które stało się memem: w dole robotnik z łopatą, a na górze sztab supervisorów, menedżerów, kierowników.

I jeszcze menedżer zarządzający supervisorami (śmiech)... To są problemy rzeczywiste. Architektura obrosła dzisiaj niezliczoną ilością technikaliów. Wszędzie straszą nas certyfikacje materiałów i produktów, wszelkiego rodzaju świadectwa, na przykład energooszczędności. Żeby spełnić często absurdalne wymagania, trzeba stosować coraz bardziej skomplikowane technologie.

Poproszę o przykład.

Jak ściany i okna są szczelne, to powietrze nie dopływa, więc trzeba wymyślić specjalny system nawiewu, wentylacji i odzysku ciepła. To samonapędzający się mechanizm. Architektura już dawno została odarta z godności przez tę koszmarną technobiurokrację, która przyrasta w zawrotnym tempie. Coraz więcej środowisk opiniotwórczych się na to skarży. Dbałość o środowisko, zrównoważony rozwój to rzecz godna pochwały, natomiast ilość procedur, które nie mają nic wspólnego z celem, do którego zostały powołane, jest przerażająca. Nie można stosować najbardziej zdroworozsądkowych rozwiązań, bo cała otoczka na to nie pozwala. Tymczasem okazuje się, że dysponując złożoną, współczesną wiedzą inżynierską, można budować racjonalnie, wykorzystując masę termiczną budynku, naturalne wietrzenie przez okna, minimalizować ilość instalacji ogrzewania, eliminując klimatyzację – niezdrową i energochłonną, utrzymując przy tym właściwy klimat wnętrz, jak w starej kamienicy – chłodno w lecie, ciepło w zimie.

No to świetnie!

Tak, tylko że zaprojektowany w ten sposób dom przez Deitmara Eberle (dziekana ETH), zużywający mniej energii niż odznaczone platynowymi certyfikatami biurowce „zielone", został zdyskwalifikowany w austriackim konkursie na dom energooszczędny. Dlaczego? Bo nie da się precyzyjnie obliczyć, jakie tam będą temperatury! Tkwimy w łapach szaleńców.

Na Biennale pokazano m.in. cenę metra kwadratowego mieszkania. Wenecja na szczycie, zachodnie miasta ją gonią. Polska gdzieś w trzeciej ćwierci tej statystyki. Czy te słupki pokazują, gdzie rzeczywiście ludzie chcieliby zamieszkać? W Moskwie jest drogo, ale wielu kandydatów do przeprowadzki nie widzę.

Wenecja ma najwyższe słupki, bo wielu chce tam mieszkać, szczególnie bogaci Rosjanie. W Londynie najdroższe mieszkania też kupują cudzoziemcy, sztucznie podbijając poziom cen – nie tylko w prestiżowych miejscach.

W miastach starej Europy chcieliby mieszkać także uchodźcy.

Problem uchodźców był pokazany w wielu pawilonach, najszerzej w ekspozycjach niemieckich. Pokazano plany miast silnie poprzeplatanych nowymi, otwartymi strukturami z myślą o przybyszach z zewnątrz. Domy budowane jak półki, etażerki z podstawowymi serwisami. Dominuje idealistyczne założenie, że jeśli zapewnimy odpowiednie i elastyczne struktury, to wypełnią się one barwnymi i zróżnicowanymi formami życia, że jeśli włączymy je w kulturową tkankę istniejących miast, to unikniemy efektu getta. Cóż, może być różnie. Zaprezentowane przykłady przypominają często europejskie projekty tymczasowych budowli, nieco ubarwione północnoafrykańską stylizacją.

No właśnie, czy wszystko będzie tak ładne jak malownicze namioty w Algierii dla uchodźców z Sahary Zachodniej? Calais tak nie wygląda...

Dużo życzeniowości, mniej pogłębionych studiów... W Helsinkach zaproponowano dopełnianie zabudowy, taką nową „medinę" znaną z miast arabskich: pomiędzy istniejące domy wstawia się tymczasowe schronienia, by asymilować uchodźców z ludnością miejscową. Nie wiadomo, czy to się sprawdzi, bo przecież uchodźcy przynoszą z sobą własną kulturę zamieszkiwania i bycia. Zresztą bardziej tęsknią do przywilejów państwa opiekuńczego niż do mediny w Helsinkach...

Są też inne przykłady. Christian Kerez, który projektował Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i poległ w walce z urzędnikami miejskimi, pokazał na Biennale dwie rzeczy. W pawilonie szwajcarskim – ekspresyjną rzeźbę, jakby popcorn nadęty do gigantycznych rozmiarów, do którego można wejść, zdjąwszy buty. To wyraz fascynacji nowymi możliwościami technicznymi. Natomiast w pawilonie chilijskim zaprojektował współczesne fawele, które nadal przypominają spontanicznie narastające formy biedabudownictwa, tylko trochę wyższe i bardziej uporządkowane, uwzględniające przepisy pożarowe, z racjonalnie zaprojektowaną infrastrukturą. I bardzo tanie. Czy zechcą tam zamieszkać ludzie z faweli, czy to tylko nasza mrzonka?

Czy to znaczy, że Zachód ma jednak jakąś misję cywilizacyjną, z architektem na linii frontu? Tak w końcu – „Raport z frontu" – zatytułowano zresztą tegoroczne Biennale...

Dobrze ujął to plakat Biennale przedstawiający starszą panią archeolog, która stojąc na drabinie, obserwuje struktury utworzone przez ludzi na pustyni. Pewnie mogłaby je badać, przemieszczając się samochodem lub helikopterem, ale bardziej racjonalnie jest po prostu chodzić z drabiną. W tej opowieści jest Biennale w pigułce.

Zachód nie może oswoić całego świata...

A bardzo by chciał... Wspomniany już Aravena budował w Chile osiedla dla niezamożnych, wychodząc z całkiem realistycznych założeń. Jego domki są jak słupki o trzech poziomach, pomiędzy segmentami są przerwy. Surowość tej wyjściowej wersji świetnie wyglądała na tle gór. Po nastu latach domki obrosły: ludzie powypełniali przerwy w zabudowie i utworzyła się struktura, która trochę przypomina slums. Pustą przestrzeń zajęły samochody, zbudowano płoty. W każdym budynku są inne okna.

Ładne to?

Osiedle Zaporoże z lat 60. w Falenicy, tylko w ładniejszym pejzażu... O estetyce obecnie nie wypada mówić, froncie ważniejsze są kwestie społeczne.

Reiner de Graaf, wspólnik Rema Koolhasa – kuratora poprzedniego biennale, którego firma OMA projektuje na całym świecie ogromne, często absurdalne twory, nie wahając się współpracować z totalitarnymi reżimami – nagle odkrył, że ilekroć ludzie stają się właścicielami swoich nieruchomości, następuje inwazja kapitału.

Co w tym dziwnego?

Radykalnie lewicowe ruchy zawsze popierały budowanie dla mas, ale ich uwłaszczanie zwalczały. Bo gdy najemcy stają się właścicielami nawet najmniejszych domostw, przestają być antysystemowi. Podobne argumenty padały np. w przedwojennej Warszawie. Dzisiaj argumentacja bywa taka sama.

O czym jeszcze dyskutowano?

Społeczno-analityczna strona Biennale jest bardzo ciekawa. W tym roku na kanwie pojawiła się kwestia efemerycznych miast, powstających z nietypowych przyczyn: miasto dla pielgrzymów w Indiach, które w ciągu kilku lat urosło tak, że może w nim mieszkać kilka milionów ludzi, miasta, które się rozwijają wokół baz wojskowych, miasta dla uchodźców, które w ciągu kilku lat mogą stać się aglomeracją większą od Warszawy. Niektóre ekspozycje są cynicznie przewrotne – np. pawilon holenderski, który ilustruje, jak bazy wojskowe sił pokojowych ONZ będą się przekształcać w pożądane przez lokalne społeczności ośrodki. Najpierw baza zamknięta, strzeżona, potem tworzy się otoczka i lokalna społeczność coraz bardziej wnika do środka. W końcu wojsko jakoś się ulatnia i zostaje tylko infrastruktura cywilna. Jak u nas w Legnicy po Rosjanach.

Czy na Biennale tylko pokazuje się swoje pomysły, czy można zwyciężyć?

W Wenecji wygrał pawilon hiszpański ilustrujący problem porzuconych, niedokończonych budów. Ciekawa i znakomicie zaprojektowana wystawa pokazująca upadek inwestycji, problem przeinwestowania, ale i drogi racjonalnych, skromnych i architektonicznie udanych prób wyjścia z impasu. Klęska zamieniona w sukces!

—rozmawiała Joanna Bojańczyk

Maciej Miłobędzki od roku 1988 ściślej współpracuje ze współtworzoną przez siebie pracownią JEMS Architekci. Jest laureatem Honorowej Nagrody SARP z roku 2002, wykładowcą Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

"Plus Minus": 88 architektów, 37 krajów... Co weneckie Biennale Architektury może powiedzieć o współczesnym świecie?

Maciej Miłobędzki, architekt: W Wenecji pokazywane są zarówno problemy Trzeciego Świata, miejsc zdegradowanych, jak i dobrze rozwiniętych miast Europy. Oglądamy architekturę interwencyjną, ale i taką tworzoną w oparciu o zrozumienie różnych tradycji i stylów życia. Niektóre prezentacje dają też nadzieję na wyzwolenie się od nadmiaru cywilizacyjnego balastu „starej Europy": świata norm, procedur, jedynie słusznych zestawów wzorców i technik, które dawno utraciły sens i związek z celami, dla jakich zostały stworzone.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia