Piotr Wierzbicki o potrzebie obrony polskiej niepodległości

Bywają sprawy, w których nie ma miejsca na dywagacje, negocjacje, konsultacje, pozostaje jedno tylko zachowanie: powiedzieć „nie". Niepodległość nie kwalifikuje się do targów, niepodległości nie można krajać na plasterki.

Aktualizacja: 30.07.2016 09:28 Publikacja: 28.07.2016 14:21

Piotr Wierzbicki o potrzebie obrony polskiej niepodległości

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

I

Aby zrozumieć zjawisko, wystarczy czasem użyć właściwych (a to znaczy zazwyczaj: najprostszych) słów. Cóż oznacza francusko-niemiecki projekt przeobrażenia Unii Europejskiej w superpaństwo? Mówią: „ucieczka do przodu", „więcej integracji", „więcej Europy", „wzmocnienie Brukseli" itp. Zapewne, tylko że ta propozycja sięga dalej: to w istocie program odebrania niepodległości państwom członkowskim i zdegradowania ich do rangi regionów, guberni czy też landów. Kraj pozbawiony własnej polityki zagranicznej nie jest państwem. Ogołocenie Polski z wojska oznacza jej kres.

Mamy wprawę w doświadczaniu likwidacji: rozbiory, okupacja niemiecka i sowiecka, satelicki status PRL. Wtedy wszakże likwidowali nas obcy, siłą, militarną przemocą – teraz mielibyśmy się skasować dobrowolnie, spontanicznie i radośnie.

II

Europejskie superpaństwo to, rzecz jasna, utopia. Nie trzeba być prorokiem, by mieć jasność, że w tym sztucznym tworze za fasadą utytułowanych figurantów faktyczną władzę sprawowałyby potężne niejawne grupy interesów, że aby utrzymać porządek, trzeba by szybko użyć siły, niechętnych izolować bądź przesiedlić, a wszystko skończyłoby się i tak totalną katastrofą: wybuchem tych właśnie nacjonalizmów, którym miało zapobiec przedsięwzięcie.

Wbrew temu, co powiadają krytycy obecnego stanu Unii, nie żadni bezduszni technokraci trzęsą dziś tą organizacją, lecz fanatyczni bojownicy wielkiej sprawy, której nie zdołał załatwić komunizm. To budowa nowego świata i kreacja nowego człowieka, z tym że teraz nie drogą zamachu na kapitalistów i obszarników (skoro establishment nazbyt już w luksusowych rezydencjach zakosztował), lecz przez zniszczenie tradycyjnej mentalności, obyczajowości i kultury, ze szczególnym uwzględnieniem zniwelowania wszelkich różnic między jednostką a jednostką, zbiorowością a zbiorowością, mężczyzną a kobietą itd.

Jakże tożsamość narodowa mogła się nie znaleźć na celowniku! Łatwo powiedzieć: „zastąpmy tę istną wieżę Babel wspólną tożsamością europejską". Ale ile przyjdzie czekać na rezultat? Przyspieszmy więc proces: jak nad obywatelem landu warszawskiego czy guberni praskiej czuwać będzie policjant z Paryża, tajny agent z Luksemburga i kompania Bundeswehry, szybko mu z głowy wyparują wszelkie narodowe fanaberie.

III

Grunt przygotowywany jest od dawna, również tu, w Polsce. A czymże się miało skończyć natrętne popędzanie procesu integracji, jeśli nie zwieńczeniem go stanem, w którym do wyrównywania nie zostanie już nic? W publicznej debacie rozpoczętej bezpośrednio przed naszym wejściem do Unii za federacją (superpaństwem) opowiadają się znane osobistości: Andrzej Olechowski, Dariusz Rosati, publicyści „Gazety Wyborczej" (Marek Beylin zresztą w polemice z moim tekstem). Jan Maria Rokita dopuszcza sytuację, w której właśnie ten system mógłby nam zapewnić bezpieczeństwo (jakim „nam", przecież nas ma właśnie nie być!). Donald Tusk się waha.

Wątpliwości jednak szybko znikają. Rok 2011: minister Radosław Sikorski w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej", następnie zaś w znanym berlińskim wystąpieniu, zgłasza nas do przyszłej federacji, premier Tusk w Strasburgu wzywa Parlament Europejski do przekształcenia się w konstytuantę (logiczne, bo skoro Polska, Francja, Węgry mają zniknąć, to na śmietnik pójdą też ich konstytucje i wypada je zastąpić wspólną). Próbuję bezskutecznie bić na alarm w swej pamfletowej książeczce „Cholerna niepodległość".

I choć – co wypada odnotować – minister Sikorski tonuje (w przemówieniu sejmowym) swe stanowisko, przyznając, iż superpaństwo to utopia, tu, nad Wisłą, w świadomości społecznej koncepcja federacyjna funkcjonuje już w najlepsze jako jeden z równorzędnych, ciekawych, poważnych, godnych rozważenia projektów urządzenia Europy.

Dwa dni po ogłoszeniu francusko-niemieckiej propozycji sympatyczny prezenter telewizyjny pyta swego rozmówcę z uśmiechem: – A dlaczego by nie?

IV

Nie ma co tracić czasu i nerwów na przekonywanie, że milej żyć w Polsce niepodległej niż w kraju, który został podbity bądź zechciał skasować się sam. Kto tego nie rozumie, nie czuje, Bóg z nim. Niepodległość narodowa to jedna z tych wartości, które mają status aksjomatów. Nie muszą jej tłumaczyć inne wartości, to one wywodzą się z niej. Tak jak przykazanie „Nie zabijaj!" leży u podstaw poczucia moralnego jednostki, tak nakaz troski o niepodległość rządzi sferą moralnych obowiązków zbiorowości.

Ten też nakaz staje się centralnym punktem odniesienia, a zarazem busolą w naszym widzeniu teraźniejszości, przeszłości, przyszłości, rozróżnianiu między chwałą a niesławą, bohaterstwem a podłością, wielkością a małością. Usuwając ten fundament, obracamy w ruinę całą strukturę naszego życia w obszarze spraw publicznych. Przecież jeśli niepodległość jest czymś bez znaczenia, czymś, co można by wyrzucić niczym parę zdartych rękawiczek, to by znaczyło, że wojacy Kościuszki, ułani księcia Józefa, powstańcy listopadowi i styczniowi, obrońcy Warszawy w roku 1920, żołnierze kampanii wrześniowej, bohaterowie Powstania Warszawskiego, ofiary stanu wojennego... wszyscy oni walczyli i ginęli niepotrzebnie, w imię jakiejś małej, głupiej sprawy.

Także Brytyjczycy, co się bili o Anglię, a nie musieli, bo Hitler nie chciał okupować wyspy, wystarczyłby mu usłużny rząd, który zatrzymałby w portach flotę. Także bojownicy Wolnej Francji, co się stawiali, a mieli przecież Pétaina, który im zapewniał święty spokój.

Obalmy więc pomniki Traugutta, Piłsudskiego, Churchilla, de Gaulle'a, spowalniaczy i sabotażystów historycznego procesu integracji, zrehabilitujmy kolaborantów, Szczęsnego Potockiego, Rzewuskiego, Branickiego, braci Kossakowskich, Marchlewskiego, Bieruta, Quislinga, Lavala, co w zbliżeniu narodów upatrywali przyszłość kontynentu. Powiedzmy młodzieży szkolnej, że służba ojczyznom obcym, także za pieniądze, równie jest szlachetna jak tej własnej. Napiszmy nowe podręczniki. Zarechoczmy nad Mickiewiczem, Słowackim, Chopinem.

V

Nie ma sensu przekonywać do niepodległości. Komu europejskość skojarzyła się na dobre z lokajstwem, kto życia nie wyobraża sobie inaczej niż czapkowania silniejszemu, a w krew mu weszło małpowanie, tego żadne zaklęcie nie przekona.

Lepiej zadać pewne praktyczne pytanie, które mogłoby w jakimś stopniu jeśli nie rozjaśnić problem, to przynajmniej przykładnie go wyostrzyć. Wyobraźmy sobie, że kończą się dysputy i przychodzi czas działania. Otóż, jeśli idzie właśnie ku temu, że, odstawiając Polskę do lamusa, godzimy się wejść do superpaństwa, czyja miałaby to być decyzja, kto miałby prawo orzec urzędowe „tak"?

Pozwolę sobie odpowiedzieć sam: nikt. Ani rząd, ani rząd w konsensusie z opozycją, ani parlament, ani społeczeństwo w referendum. Nikt, bo Polska nie jest własnością żyjącego pokolenia Polaków. Nikt, bo gdyby jakiekolwiek gremium ważyło się wysadzić w powietrze własne państwo, byłby to zamach stanu i zarazem ewenement nieznany dziejom świata, kuriozum nieprzewidziane w żadnej konstytucji, w żadnej spośród doktryn prawnych, akt nieokiełznanego barbarzyństwa.

Bywają sprawy, w których nie ma miejsca na dywagacje, negocjacje, konsultacje i pozostaje jedno tylko zachowanie: powiedzieć „nie". Niepodległość nie kwalifikuje się do targów, niepodległości nie można krajać na plasterki.

Ministrowie spraw zagranicznych Francji i Niemiec błysnęli refleksem. Ich ruch (po brytyjskim referendum) był błyskawiczny, zdecydowany, konkretny. Nie można tego powiedzieć o reakcji polskich władz. Oprócz propozycji Jarosława Kaczyńskiego (powołanie prezydenta i wspólnej armii), których sensu zupełnie nie rozumiem, uniki, wykręty i frazesy.

Głosowałem na Prawo i Sprawiedliwość i oczekuję od rządu nie żadnego: „trzeba łączyć, a nie dzielić" (pani premier Beata Szydło) czy „zobaczmy, w jakim kierunku pójdą zmiany", czytaj: „poczekajmy, co powiedzą inni" (minister Witold Waszczykowski), lecz oficjalnej, jasnej deklaracji, iż Polska nie zgodzi się na uszczuplenie elementarnych prerogatyw państwa (polityka zagraniczna, obrona), i to w żadnych okolicznościach, zatem także w sytuacji, w której wszystkie pozostałe kraje Unii zechciałyby postąpić inaczej.

Byłoby przecież trochę głupio, gdyby za ileś tam lat jakiś dziecięcy pokoik w Tarnowie, Częstochowie czy Załężu stał się niemą widownią takiej scenki:

– Babciu, a dlaczego już nie ma Polski?

– Dlatego, Jasiu, że nie poparła nas Słowenia.

– A co to jest Słowenia?

– Jej też już nie ma.

Autor jest dziennikarzem, pisarzem, publicystą, krytykiem muzycznym. Od lat 70. ubiegłego wieku współpracował z antykomunistyczną opozycją, publikował w wydawnictwach niezależnych oraz emigracyjnych. W czasie stanu wojennego był internowany w ośrodkach w Białołęce, Jaworzu i Darłówku. Po 1989 roku był redaktorem naczelnym dziennika „Nowy Świat", a następnie miesięcznika (przekształconego potem w tygodnik) „Gazeta Polska", skąd odszedł w 2005 roku. W następnych latach publikował w „Gazecie Wyborczej" felietony poświęcone muzyce poważnej

 

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

I

Aby zrozumieć zjawisko, wystarczy czasem użyć właściwych (a to znaczy zazwyczaj: najprostszych) słów. Cóż oznacza francusko-niemiecki projekt przeobrażenia Unii Europejskiej w superpaństwo? Mówią: „ucieczka do przodu", „więcej integracji", „więcej Europy", „wzmocnienie Brukseli" itp. Zapewne, tylko że ta propozycja sięga dalej: to w istocie program odebrania niepodległości państwom członkowskim i zdegradowania ich do rangi regionów, guberni czy też landów. Kraj pozbawiony własnej polityki zagranicznej nie jest państwem. Ogołocenie Polski z wojska oznacza jej kres.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów