Do Afrykanów należy zaledwie 14 procent terytorium Południowej Afryki. Są to w zasadzie te same skrawki ziemi, na których zostali stłoczeni na przełomie XIX i XX wieku, kiedy biali zagarnęli najlepsze ziemie uprawne. Tereny te nazwano wtedy rezerwatami dla tubylców. W latach sześćdziesiątych XX wieku, kiedy po raz pierwszy przyznano im pewne formy samorządu, otrzymały nazwę bantustanów, dziś nazywa się je homelands, „ojczyzny", jutro z pewnością wymyśli się coś jeszcze innego. W ostatnich latach służyły przede wszystkim temu, by rząd Południowej Afryki mógł twierdzić, iż miliony Afrykanów uważanych przez świat za mieszkańców RPA to w rzeczywistości obywatele innych krajów. W myśl tego rozumowania wcale nie są Południowoafrykańczykami, mają własne autonomiczne państwa. Na co więc mieliby się skarżyć?
Niewiele jednak z tych pseudopaństw zajmuje zwarty obszar. KwaZulu, kraj Zulusów, to ponad 20 oddzielnych terytoriów rozsianych jak archipelag po należącej do białych ziemi uprawnej w Natalu. Szosa prowadzi od wyspy przez morze do następnej wyspy.
Na białym morzu, gdzie czarnym nie wolno posiadać ziemi, farmy są rozległe, przy drogach rosną okazałe drzewa, a na drewnianych bramach w kształcie łuków widnieją nazwy gospodarstw: Balbrougie, Fleetways, Prospect, Springfield, Grasslands, Everglades, Strathview. Ludzi, zarówno białych, jak i czarnych, widać niewielu. Na rozległych zielonych polach leżą związane drutem bele siana uformowane przez prasy.
Ilekroć jednak droga przecina którąś z wysp KwaZulu, odnoszę wrażenie, jakbym z Anglii przeniósł się do Afryki. Zieleni jest mniej, bydło jest chudsze, ziemia o wiele bardziej skalista, piętrzą się na niej stosy czerwonawych kamieni wydłubanych z gruntu. Niespełna 20 procent terenów KwaZulu nadaje się do uprawy, a zagęszczenie bydła i ludności jest kilkakrotnie większe niż na sąsiednich terenach należących do białych. Na skutek nadmiernego wypasania ziemia ulega silnej erozji, niekiedy aż do skalnego podłoża. Widać podobne do blizn nieregularne rowy, którymi ponad 200 milionów ton czerwonej górnej warstwy gleby spływa rocznie do morza.
Mijam wioski liczące tysiące chat z plecionki oblepionej gliną. Niektóre są kryte strzechą, inne mają dachy z blachy falistej – ciężkie kamienie zabezpieczają je przed porwaniem przez wiatr. Wzdłuż drogi wałęsają się wychudłe kozy, a wiele dzieci ma wydęte brzuchy, co świadczy o niedożywieniu. Badacze są przekonani, że z racji ogromnego przeludnienia, będącego skutkiem wyparcia czarnych z ziemi rolnej należącej do białych, Afrykanie zamieszkali w wiejskich bantustanach, jak KwaZulu, jedzą dziś mniej niż mieszkańcy tych samych, nie tak wtedy zatłoczonych, wsi 150 lat wcześniej i odżywiają się mniej zdrowo.