Otóż w ramach zaawansowanej inżynierii społecznej już tej jesieni wprowadzony ma być całkowity zakaz sprzedaży najbardziej znanych papierosów – najpewniej marek Gitanes, Gauloises, Marlboro, Vogue czy Lucky Strike. Nie oznacza to rzecz jasna, że zakaże się działalności firmom produkującym owe papierosy, mogą nadal sprzedawać takie same produkty, pod warunkiem, że pod inną nazwą. Chodzi o to, że – jak uważa francuski rząd – już same znane nazwy papierosów zachęcają do palenia, bowiem dobrze się kojarzą: z młodością, męskością, kobiecością etc.
Niewykluczone więc, że teraz francuski rynek zawojują Sporty i Klubowe, a może nawet Carmeny. Także marki Ekstra Mocne, Radomskie i Popularne mają szansę na sukces, bo doskonale spełniają oczekiwania francuskiej minister zdrowia – Francuzom nie kojarzą się z niczym, a Polakom (tym ze starszego pokolenia) – z niczym miłym.
To już – jak powiedzieliby ideowi antenaci francuskich postępowców – drugi etap reformy francuskiego rynku tytoniowego. W pierwszym etapie, w maju tego roku, wprowadzono tzw. neutralne opakowania papierosów – od 1 stycznia 2017 roku niezależnie od marki pudełka mają być w tym samym obrzydliwie burym kolorze, zaś nazwa ma być napisana niewielką czcionką u dołu.
Francuzi (a wraz z nimi także Brytyjczycy) zdecydowali się na takie rozwiązanie, choć doświadczenia Australii, która neutralne opakowania wprowadziła już w 2012 roku, nie są jednoznaczne. Rząd australijski wprawdzie twierdzi, że liczba palaczy spadła o kilka procent, ale dane takich gigantów tytoniowych jak Philip Morris pokazują, że w tym samym czasie nastąpił wzrost sprzedaży papierosów. Ale co tam dane prywatnych producentów – ważne, że władza ma swoje optymistyczne informacje i jest z siebie zadowolona.
Należy mieć nadzieję, że Francuzom wystarczy odwagi, aby w następnej kolejności w podobny sposób rozwiązać problem alkoholowy. Na początek wystarczy – tak jak w przypadku papierosów – zakazać używania na etykietach nazw najbardziej znanych winnic, docelowo jednak trzeba zmierzać ku temu, aby zabronić wymieniania także nazw regionów winiarskich, bo przecież wiele z nich może się konsumentom nazbyt dobrze kojarzyć. Ideałem będzie sytuacja, gdy na półkach sklepowych będą stały bliźniaczo podobne butelki w ogóle bez etykiet – różniące się jedynie ceną. A sommelierom w restauracjach zakaże się informowania gości o zaletach poszczególnych win.