Konrad Szymański. Kolejny komisarz unijny z Polski?

Czy Konrad Szymański zostanie w kolejnym rozdaniu polskim komisarzem w Unii Europejskiej? To oczywiście nie jest przesądzone, ale sam fakt, że jego nazwisko pojawia się w takich spekulacjach, pokazuje, jak mocną pozycję wiceszef MSZ zbudował sobie w obozie władzy.

Publikacja: 20.07.2018 18:00

Konrad Szymański. Kolejny komisarz unijny z Polski?

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Od lat w europejskiej polityce. Najpierw jako europoseł PiS, teraz „szerpa" – wiceszef MSZ odpowiedzialny za sprawy unijne, wydeptujący ścieżki do Brukseli. Jako negocjator i dyplomata uczestniczył od 2015 r. we wszystkich rozmowach z UE dotyczących praworządności, brexitu, migracji i energetyki. Znawcy spraw europejskich dostrzegają jego rolę w utrąceniu pomysłu przymusowej relokacji uchodźców, czym po niedawnym szczycie Unii chwalił się premier Mateusz Morawiecki.

Zajmując się sprawami europejskimi, Konrad Szymański wyrósł na jedną z najważniejszych dla obozu władzy postaci. – Codziennie jest w oku cyklonu. Tłumaczy naszą politykę na język technokratów z Brukseli. Posługuje się nim jak nikt inny w partii – mówi nasz rozmówca z rządu.

Wśród członków gabinetu Szymański znany jest jeszcze z czegoś innego – z brytyjskiego, ironicznego poczucia humoru nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Tych w ostatnich dwóch latach nie brakowało, co sprawiło też, że rola wiceszefa MSZ od spraw europejskich znacznie się zwiększyła w porównaniu np. z czasami Piotra Serafina za rządów Donalda Tuska.

Co kluczowe, Szymański cieszy się zaufaniem rosnącego w siłę w PiS premiera Morawieckiego. Czy to sprawi, że za rok Polska wyznaczy go jako komisarza w nowej Komisji Europejskiej? – Mówi się o tym – przyznaje jeden z naszych rozmówców z PiS, osoba dobrze zorientowana w personalnych rozgrywkach. Zastrzega przy tym, że nic nie jest przesądzone. Jednak już sam fakt, że Szymański znajduje się na liście osób rozważanych w kontekście tej nominacji, najlepiej pokazuje jego polityczną pozycję. Droga do tego była długa i kręta.

„Jedyny europoseł PiS, którego rytmu pracy nie wyznacza przynależność polityczna" – taką ocenę w 2013 r. przyznał Szymańskiemu tygodnik „Polityka". Ta opinia powtarzała się wielokrotnie w jego karierze – cenili go za profesjonalizm i przygotowanie merytoryczne zarówno dziennikarze w rankingach takich jak ten „Polityki", jak i polityczni konkurenci po drugiej stronie barykady. Szymański był też najlepszym europosłem w rankingu „Rzeczpospolitej" w 2014 r. W PiS nie zawsze okazywało się to jednak atutem.

Roman z prawej, Roman z lewej

Swoje pierwsze wspomnienia polityczne definiuje jako wydarzenia tzw. pierwszej Solidarności, a później – stanu wojennego. Polityka i sprawy publiczne były zawsze obecne w kaliskim domu urodzonego w 1969 r. Konrada. – Pamiętam całkiem świadomie radość okresu Solidarności i bolesne dla mojej rodziny wprowadzenie stanu wojennego. Mama była aktywnie zaangażowana w prace zarządu Solidarności Regionu Wielkopolska Południowa – wspomina w rozmowie z „Plusem Minusem". – Pamiętam też późniejsze aresztowanie mamy.

Wszedł więc w dorosłość, w zasadzie nie wyobrażając sobie, że istnieje życie bez zaangażowania w sprawy publiczne. – Dopiero na studiach poznałem ludzi, którzy w tym samym czasie koncentrowali się na kursach językowych albo wakacjach z Soczi – dodaje wiceszef MSZ, który ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Jego polityczna młodość związana jest ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym. Ale także z Młodzieżą Wszechpolską. „Konrad to porządny człowiek, tylko niepotrzebnie zaplątał się w PiS" – pisał o nim na Twitterze były wicepremier i dawny koalicjant PiS, a dziś przeciwnik rządu Roman Giertych, również absolwent Wydziału Prawa poznańskiego uniwersytetu.

– W 1988 albo 1989 r. byłem członkiem komitetu reaktywującego czysto akademicką wtedy Młodzież Wszechpolską za sprawą wydziałowej znajomości z Romanem Giertychem. Zanim poznałem Romana, zdarzało mi się korespondować z jego legendarnym dziadkiem Jędrzejem – opowiada nam Szymański. Ale, jak mówi, szybko sytuacja się zmieniła, jeśli chodzi o jego zaangażowanie w organizację narodowców. – Obracałem się już wtedy w środowiskach coraz bardziej neoendeckich, więc nasze drogi się szybko rozeszły, jeszcze w tym samym roku. Razem z Markiem Jurkiem skręciłem w 1989 r. do ZChN, a Roman przeszedł na pozycje mocno wobec tej partii i prof. Wiesława Chrzanowskiego (lidera ugrupowania) krytyczne. W ten sposób Roman najpierw mijał mnie z prawa, by teraz mijać z lewa. Ale nasza znajomość te jego figle przetrwała – dodaje.

Szymański był później przez długie lata związany z partią prof. Chrzanowskiego. Wprowadził go do niej Marek Jurek. Na początku lat 90. dzisiejszy „szerpa" związał się z Marcinem Libickim, wówczas politykiem ZChN, jedną z najważniejszych osób w poznańskim środowisku konserwatywnym. Z nim Szymański pracował kolejne kilkanaście lat – jako doradca, szef biura, ale przede wszystkim ekspert ds. międzynarodowych.

Gdy w 1997 r. władzę zdobyła Akcja Wyborcza Solidarność (której ZChN stał się częścią), Libicki został szefem delegacji Polski do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Wtedy to była jedyna europejska instytucja, której Polska była członkiem. Szymański zajmował się głównie właśnie europejską stroną działalności Libickiego, był też delegowany jako szef ZChN w Poznaniu do władz lokalnych AWS. – Jak się w coś angażuje, to na całego, i nie odpuszcza. Wzór pracowitości – tak w 2015 r. Libicki mówił „Gazecie Wyborczej".

Od pro-life do pro-PiS

Opinii publicznej Szymański znany jest dziś jako głos rządu PiS w sprawach Unii Europejskiej. Ale kilkanaście lat wcześniej był rozpoznawalny jako polityk zaangażowany w ruch pro-life. Zasiadał m.in. w zarządzie Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. – Jako Zachód będziemy się kiedyś wstydzili bezwarunkowej dopuszczalności aborcji, jak Ameryka przyzwolenia na niewolnictwo – mówi Szymański „Plusowi Minusowi".

Dla działacza ruchu antyaborcyjnego ważne były także argumenty prawne, efekt, jak sam mówi, „intensywnych studiów prawa międzynarodowego i europejskiego". – Tzw. prawo do aborcji w prawie międzynarodowym to uzurpacja. Wtedy trend ustanawiania tzw. nowej generacji praw człowieka dopiero się zaczynał. Było dla mnie jasne, że prawo do życia musi być bronione nie tylko na poziomie legislacji krajowej, prawa konstytucyjnego, ale i w dziedzinie dla mnie kluczowej – w stosunkach międzynarodowych – tłumaczy.

W polityce rządowej Szymański zaistniał w 1999 r., gdy jeden z liderów ZChN Kazimierz Marcinkiewicz został szefem gabinetu politycznego premiera Jerzego Buzka i zaprosił go do współpracy. Później jednak musiały minąć długie lata, zanim wrócił do Kancelarii Premiera.

Klęska AWS w 2001 r. wywołała szybkie przekształcenia na prawicy. W 2004 r. Szymański wystartował w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale już z listy PiS. Wcześniej przez dwa lata pracował w TV Puls jako redaktor. Po drodze założył pismo „Międzynarodowy Przegląd Polityczny", którego był pomysłodawcą i redaktorem naczelnym. Jego politycznym celem było zaszczepienie współczesnej myśli konserwatywnej w różnych dziedzinach funkcjonowania państwa: w podatkach, zarządzaniu publicznym, polityce europejskiej. „Przegląd" analizował sposób, w jaki konserwatyści rządzili w różnych krajach. W redakcji byli tak cenieni publicyści, jak Piotr Zaremba, Grzegorz Górny, Łukasz Warzecha, wśród autorów – m.in. Jacek Saryusz-Wolski, a istniejące do 2010 r. pismo było punktem odniesienia i dla środowiska PiS, i PO.

Z „Przeglądem" związany był powrót Szymańskiego do czynnej polityki, bo przetarł mu on drogę do Parlamentu Europejskiego. Swoją rolę odegrał w tym też Kazimierz Michał Ujazdowski, były polityk i europoseł PiS, teraz kandydat PO na prezydenta Wrocławia. Istotne było też europejskie i prawne doświadczenie Szymańskiego. – Kiedy AWS upadł, ludzie. z którymi wtedy współpracowałem – Marek Jurek czy Kazimierz Ujazdowski – zdecydowali się na integrację z partią braci Kaczyńskich. Pamiętam, że parliśmy w tym kierunku jeszcze w 1993 roku, kiedy decydowały się losy koalicji wyborczej. Marek był po stronie koalicji z Porozumieniem Centrum. Ja podobnie. Ale wtedy ZChN zdecydował inaczej – mówi nam Szymański, który w 2004 r. dostał się do Parlamentu Europejskiego z okręgu dolnośląskiego. Libicki był jedynką w Wielkopolsce. W 2009 roku sytuacja się zmieniła. Decyzją władz PiS Szymański miał zająć miejsce swego politycznego mentora w PE na wielkopolskiej liście. – To był trudny moment – wspomina jeden z naszych rozmówców znających scenę polityczną w tym regionie. Szymański jedynkę na liście wziął, ale jak się miało okazać, nie był to ostatni raz, gdy władze PiS testowały jego lojalność wobec partii.

Pacjent i tak zmarł

W europarlamencie Szymański wyrobił sobie kontakty i znajomość brukselskich mechanizmów, które są teraz kluczowe w jego rządowej roli. Poznał też ów specyficzny język, jakim na co dzień posługują się politycy w unijnej stolicy, i idący za tym sposób myślenia. – Był bardzo kompetentny, w odróżnieniu od wielu innych europosłów PiS. Zajmował się energią, ale potrafił zobaczyć sprawę gazociągu Nord Stream w kontekście strategicznym – mówi nam europoseł PO z wieloletnim stażem. – Ale jednocześnie dał się poznać jako zdeklarowany eurosceptyk w brytyjskim stylu.

Europarlamentarni współpracownicy Szymańskiego są teraz w rządzie. Marcin Ociepa – szef jego biura poselskiego z lat 2007–2009 – jest wiceministrem przedsiębiorczości i technologii. Wiceminister w MSZ Szymon Szymkowski vel Sęk prowadził europoselskie sprawy Szymańskiego w Wielkopolsce w latach 2009–2014, a wcześniej pracował także w biurze Marcina Libickiego.

Mimo bardzo dobrych ocen i opinii Szymański w 2014 r. nie dostał się na europejską listę wyborczą PiS. Wtedy spekulowano, że wiąże się to z obietnicą objęcia rządowej posady po 2015 r. Jednak zdobycie władzy w Polsce przez partię Kaczyńskiego nie wydawało się wcale przesądzone, niektórzy w partii odczytywali więc decyzję prezesa PiS jako kolejny test lojalności Szymańskiego, jego zdolności podporządkowania się decyzjom kierownictwa.

Ostatecznie rzeczywiście stanęło na rządowej posadzie. Po wyborach parlamentarnych w 2015 r. Szymański został wiceszefem MSZ odpowiedzialnym za sprawy europejskie. Jako „szerpa" odpowiada za przygotowywanie premiera do unijnych szczytów – tak było zarówno za czasów Beaty Szydło, jak i teraz. Szybko okazało się jednak, że jego funkcja oznacza przede wszystkim współtworzenie strategii PiS (i jej wprowadzanie w życie) w konflikcie z Komisją Europejską, który zdominował pierwsze lata rządów partii Jarosława Kaczyńskiego, w sprawach polityki migracyjnej, brexitu, polityki energetycznej i tego wszystkiego, co w Unii Europejskiej jest dziś najważniejsze.

Co sam mówi o kluczowych momentach ostatnich dwóch i pół roku? – Premier Szydło w lutym 2016 r. odegrała kluczową rolę w negocjowaniu porozumienia o nowych zasadach członkostwa Wielkiej Brytanii w UE. Polska była zainteresowana wprowadzeniem tej korekty, by pomóc Davidowi Cameronowi utrzymać kraj w Unii, ale miała też swoje interesy, czyli prawa obywateli, którymi nie chcieliśmy płacić. Pogodzenie tego ognia i wody było trudne. Polska wynegocjowała w UE i z Londynem dobre porozumienie. Pacjent – członkostwo Wielkiej Brytanii w Unii – jednak zmarł. Tak się zdarza – opowiada Szymański. Jako drugi ważny moment wskazuje ostatni europejski szczyt w sprawie migracji. – Tym razem determinacja i kreatywność premiera Morawieckiego były kluczowe dla powodzenia akcji – przekonuje.

Szymański prezentował stanowisko Warszawy w trakcie niedawnego wysłuchania Polski w ramach unijnej procedury ochrony praworządności. – Mówi językiem Brukseli na tyle dobrze, że z naszym przesłaniem dotarł do polityków unijnych – podkreśla rozmówca „Plusa Minusa" z PiS.

Za mało temperamentu?

„Tireless" (niezmordowany) – napisał o Szymańskim opiniotwórczy portal Politico, przedstawiając kluczowe postacie w rozgrywce o nowy budżet UE. To właśnie ona będzie definiować – poza sporem z Brukselą o praworządność i kwestią imigracji – pierwszą kadencję rządu PiS w sferze europejskiej. Już teraz unijny budżet staje się jednym z ważniejszych tematów politycznych. Opozycja podkreśla, że rząd zbyt późno rozpoczął przygotowania do gry o pieniądze i że sprawa ze względu na spór o praworządność jest z góry przegrana. Pojawia się też retoryka, że Platforma po odzyskaniu władzy odmrozi fundusze dla naszego kraju, zamrożone z powodu łamania zasad demokracji.

Negocjacje budżetowe będą trwały równolegle z kampanią przed wyborami parlamentarnymi w 2019 r. To sprawia, że sukcesy bądź porażki Szymańskiego w walce o pieniądze dla Polski mogą mieć ogromne znaczenie dla krajowej polityki. Co dalej? O tym, że nazwisko wiceministra dobrze ocenianego przez Mateusza Morawieckiego pojawia się na giełdzie osób przymierzanych do funkcji unijnego komisarza, już wspominaliśmy. Choć trzeba też pamiętać, że swego czasu w kuluarowych rozmowach sadowiono go już w fotelu szefa MSZ po Witoldzie Waszczykowskim, ale Kaczyński postawił ostatecznie na Jacka Czaputowicza.

Sam Szymański odnosi się do spekulacji dotyczących nowej funkcji spokojnie. – One są pewnie naturalne, biorąc pod uwagę moje zaangażowanie w polskie sprawy unijne od 20 lat. Jeśli jednak będzie taka decyzja, wykonam ten mandat z zaangażowaniem nawet w trudnych warunkach politycznych – deklaruje w rozmowie z „Plusem Minusem".

Na giełdzie nazwisk pojawiają się też Adam Bielan czy Zdzisław Krasnodębski, obecnie wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. Bielan – o czym pisała „Rzeczpospolita" – był emisariuszem Jarosława Kaczyńskiego na niektórych etapach rozmów z Komisją Europejską w ostatnich miesiącach. Ale nie należy do PiS, lecz do Porozumienia Jarosława Gowina. Pytanie też, jaką rolę PiS widzi dla nowego komisarza. Bo bardzo prawdopodobne jest, że z różnych względów – m.in. sporu o praworządność – komisarz wskazany przez Warszawę nie otrzyma ważnej teki w nowej Komisji Europejskiej. To może sprawić, że PiS będzie chciało postawić raczej na wyrazistego polityka z dużym politycznym temperamentem niż na fachowca i technokratę, eksperta od Brukseli. Sugerował to już Krzysztof Szczerski, doradca prezydenta Andrzeja Dudy do spraw międzynarodowych, szef jego gabinetu i jeden z jego najbliższych współpracowników. – Ważne, żeby do tego układu Polska wprowadziła silną polityczną osobowość. Jestem zwolennikiem tego, żeby komisarz europejski z Polski był osobą o silnej politycznej osobowości – powiedział kilka dni temu serwisowi wPolsce.pl.

Z drugiej strony do wyborów w 2019 r. PiS może spróbować definitywnie zamknąć konflikt z unijną stolicą, co też wpłynie na rozdanie w nowej Komisji. Jakkolwiek będzie, Szymański pozostanie w oku cyklonu.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Od lat w europejskiej polityce. Najpierw jako europoseł PiS, teraz „szerpa" – wiceszef MSZ odpowiedzialny za sprawy unijne, wydeptujący ścieżki do Brukseli. Jako negocjator i dyplomata uczestniczył od 2015 r. we wszystkich rozmowach z UE dotyczących praworządności, brexitu, migracji i energetyki. Znawcy spraw europejskich dostrzegają jego rolę w utrąceniu pomysłu przymusowej relokacji uchodźców, czym po niedawnym szczycie Unii chwalił się premier Mateusz Morawiecki.

Zajmując się sprawami europejskimi, Konrad Szymański wyrósł na jedną z najważniejszych dla obozu władzy postaci. – Codziennie jest w oku cyklonu. Tłumaczy naszą politykę na język technokratów z Brukseli. Posługuje się nim jak nikt inny w partii – mówi nasz rozmówca z rządu.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów