Lasota: Anglicy chcą powtórzyć mecz z Islandią

Cynicy i sceptycy mają teraz niezłą zabawę z Brexitem.

Aktualizacja: 02.07.2016 21:45 Publikacja: 02.07.2016 00:01

Lasota: Anglicy chcą powtórzyć mecz z Islandią

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Zaliczam się do obu zbiorów: sceptycznych cyników i cynicznych sceptyków. Do referendum wszyscy spekulowali, raczej w ciemno, jak Brytyjczycy zagłosują. Politycy i komentatorzy już dawno powinni się nauczyć, że prognozowanie bardziej przypomina stawianie na konia w wyścigach niż poważną debatę. Zwłaszcza że zazwyczaj pamiętamy tych, którzy się pomylili, a nie tych którzy mieli rację.

Brytyjscy politycy wypowiadali się za lub przeciw, ale w sposób, który raczej odnosił się do polityki wewnętrznej niż do konsekwencji tego, jak dotąd przez nikogo niewypróbowanego, kroku. Czołowi politycy walczyli bardziej o władzę w swojej partii i o wygraną w następnych wyborach niż o stosunki z Unią Europejską. Dziś wygląda na to, że przegrał nie tylko premier David Cameron, ale być może też konkurujący z nim konserwatysta Alexander Boris de Pfeffel Johnson i szef Partii Pracy Jeremy Corbyn.

Kilka godzin po ogłoszeniu wyników zaczęła się panika. Przypomniałam sobie powiedzenie Tuwima: „Kiedy przeskoczysz, to i wtedy nie mów hop. Zobacz najpierw, w co wskoczyłeś". Protestować zaczęli – tak jakby nagle wszyscy zdali sobie sprawę, co się naprawdę stało – Szkoci, którzy w przeważającej większości głosowali za pozostaniem w Unii, Irlandczycy z Irlandii Północnej, ale też i z Republiki Irlandii, zaniepokojeni, że wyjście z UE może zachwiać wypróbowanymi umowami pokojowymi. Londyn okazał się być za pozostaniem w Unii, jak i młodsi ludzie, którzy protestują, że starcy podjęli za nich decyzję. Natychmiast po tym, gdy okazało się, że zwyciężyły głosy za wyjściem z Unii, rozgoryczeni obywatele zaczęli zbierać podpisy pod petycją, by ogłosić nowe referendum na ten sam temat. Podobno pod wpływem tego ruchu zaczęto również zbierać podpisy, by powtórzyć mecz Anglia–Islandia, który zakończył się wynikiem 1:2.

Zawsze uważałam za małostkowe i niemądre wytykanie ludziom błędów ortograficznych. Można się czasem pośmiać z prezydenta czy wiceprezydenta (w 1992 roku Dan Quayle, popisując się w szóstej klasie szkoły podstawowej, niepoprawnie napisał na tablicy słowo „potato", czyli „ziemniak", i to właściwie jedyne, co zapamiętano z jego kadencji). Mnie dużo bardziej interesują błędy dotyczące faktów.

Mimo komentarzy, że Wielka Brytania wyszła z Unii Europejskiej, nic takiego się nie stało. Referendum ma moc wyłącznie doradczą i dopiero parlament i premier mogą podjąć decyzję o wszczęcie kroków exitu. Oczywiście, biurokraci Unii są przestraszeni, bo wyniki referendum podważyły ich prawomocność, ale jeszcze bardziej przestraszone są państwa, w których silne są ruchy i partie skrajnie prawicowe, antynijne. Prezydent François Hollande boi się Marine Le Pen, a rząd Holandii – Geerta Wildersa.

Polska też ma się czego bać. Jak podają źródła brytyjskie, Brexit „wzmocnił niechęć do kolorowych, muzułmanów i Polaków". Aż przykro, że wsadzono wszystkich do jednego worka, nie zważając na niechęć dużej ilości Polaków do kolorowych i muzułmanów. Premier Cameron natychmiast jednak potępił rasistowskie i ksenofobiczne ekscesy, co – mam nadzieję – skłoni prezydenta Dudę lub panią premier Szydło, by podobnie zareagowali na rasistowskie ekscesy przeciwko cudzoziemcom w Polsce.

Ale Polska – zarówno rząd, jak i opozycja – powinna znacznie bardziej obawiać się powrotu Polaków żyjących w Wielkiej Brytanii. Polskę może zalać fala ludzi energicznych, pracowitych i wykształconych, którzy nauczyli się żyć inaczej i którzy mogą zacząć kwestionować nie najsprawniejsze funkcjonowanie państwa, nepotyzm, korupcję i brak mobilności społecznej.

A moje przewidywania, od których nie mogę się powstrzymać: po początkowych ostrych słowach, po kilku czy kilkunastu spotkaniach na najwyższym szczeblu przyjdzie sierpień i wszyscy pojadą na urlop. I gdy (i jeśli) w końcu Wielka Brytania złoży oficjalną zapowiedź rozwodu, to negocjacje potrwają tak długo, że teraz nie ma co przewidywać, czym to się skończy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Zaliczam się do obu zbiorów: sceptycznych cyników i cynicznych sceptyków. Do referendum wszyscy spekulowali, raczej w ciemno, jak Brytyjczycy zagłosują. Politycy i komentatorzy już dawno powinni się nauczyć, że prognozowanie bardziej przypomina stawianie na konia w wyścigach niż poważną debatę. Zwłaszcza że zazwyczaj pamiętamy tych, którzy się pomylili, a nie tych którzy mieli rację.

Brytyjscy politycy wypowiadali się za lub przeciw, ale w sposób, który raczej odnosił się do polityki wewnętrznej niż do konsekwencji tego, jak dotąd przez nikogo niewypróbowanego, kroku. Czołowi politycy walczyli bardziej o władzę w swojej partii i o wygraną w następnych wyborach niż o stosunki z Unią Europejską. Dziś wygląda na to, że przegrał nie tylko premier David Cameron, ale być może też konkurujący z nim konserwatysta Alexander Boris de Pfeffel Johnson i szef Partii Pracy Jeremy Corbyn.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów