Jan Maciejewski: Ten, który stał się dzieckiem

Dorosły człowiek nie powinien odczuwać straty i pustki po odejściu kogoś, kogo w zasadzie nie znał. To przecież takie niedojrzałe, dziecinne. Ale tak właśnie było, kiedy kilka dni temu dowiedziałem się o śmierci o. Karola Meissnera, jednego z najwybitniejszych polskich benedyktynów.

Aktualizacja: 02.07.2017 16:09 Publikacja: 30.06.2017 00:01

Jan Maciejewski: Ten, który stał się dzieckiem

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Podczas wojny walczył w Powstaniu Warszawskim, po jej zakończeniu zaczął studiować medycynę. Wstępował do zakonu już po ukończeniu studiów. Przełożeni, by wyrobić w nim pokorę, skierowali go wtedy na kilka lat do pracy w kuchni. Podobno podobało mu się tam tak bardzo, że stracił jakąkolwiek chęć do pełnienia bardziej prestiżowych zakonnych funkcji. Ale tak się nie stało. W latach 60. był jednym z inicjatorów nowego przekładu na język polski Pisma św., tzw. Biblii Tysiąclecia. Zaadaptował też melodie gregoriańskie do polskich tekstów liturgicznych. W wolnych chwilach pisał muzykę do wierszy Kazimiery Iłłakowiczówny.

Jest druga połowa lat 60., papież Paweł VI przygotowuje encyklikę o „zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego". Zbliża się gorące lato '68. Potężni w owym czasie katoliccy reformatorzy, nakręceni tempem zmian dokonujących się w Kościele, domagają się od papieża, by ten dopuścił w swym dokumencie stosowanie antykoncepcji, wywracając w ten sposób do góry nogami istotę dotychczasowego nauczania o płciowości i teologii ciała. Papież prosi kard. Wojtyłę o sporządzenie memoriału na temat moralności życia małżeńskiego. Wojtyła zwraca się o pomoc do wykształconego medycznie benedyktyna. Fałszywa skromność była czymś kompletnie obcym o. Meissnerowi, dlatego twierdził on potem, że to właśnie dzięki „Memoriałowi krakowskiemu" Paweł VI podtrzymał w „Humanae vitae" dotychczasową naukę Kościoła na temat seksualności człowieka.

O. Karol był jednym z najważniejszych polskich psychologów płciowości. Pisał o seksualności bez krępującego podniecenia, z jakim często duchowni katoliccy wypowiadają się w tej kwestii. Jako jeden z nielicznych w polskim Kościele na poważnie czerpał z dziedzictwa psychoanalizy. Twierdził, że Polacy nie rozumieją Freuda, bo niepotrzebnie korzystają z przekładów jego pism, zamiast czytać ojca psychoanalizy w oryginale.

John Henry Newman w książce „Benedyktyni" pisał, że „Benedykt, któremu jego misja została powierzona już niemal jako chłopcu, tchnął w nią poetycko-romantyczny poryw i prostotę wieku chłopięcego". O ile św. Dominikowi przypisuje się „oznakę nauki", a św. Ignacemu, założycielowi zakonu jezuitów – praktyki i użyteczności, o tyle podstawową cechą nauki i działania św. Benedykta była jego poetyckość. Newman pisze dalej, że poezja jest tym wszystkim, co „niejasne, niepewne, nieregularne, nagłe", a umysł dziecka jest tak pełen poezji, ponieważ wie ono tak niewiele. To właśnie tej dziecinnej energii zakon benedyktynów zawdzięczał swoją ekspansję w pogrążonej w chaosie po upadku cesarstwa zachodniorzymskiego Europie.

Mimo że przyjaźnił się on przez kilkadziesiąt lat z moim dziadkiem, spotkałem o. Meissnera tylko raz. Miałem wtedy cztery lata, ale on zwracał się do mnie jak do równego sobie. Był intensywny swoją dziecinnością; tym, że chociaż wiedział tak wiele, tak niewielką przypisywał do swojej wiedzy wagę. Zbyt dobrze zdawał sobie sprawę, że to, co naprawdę istotne, jest nagłe i nieregularne; nie nadaje się do zamknięcia w ramach usystematyzowanej nauki. Świętość była wypisana w rysach jego twarzy. Twarzy starca, który każdego dnia stawał się w coraz większym stopniu dzieckiem.

W jakimś sensie był podobny do blisko z nim spokrewnionego Witolda Lutosławskiego. Kompozytora, który pod koniec swojego życia, po wielu latach tworzenia skomplikowanej i tajemniczej muzyki, napisał proste i wzruszające melodie do cyklu wierszy „dla mądrych dzieci" Roberta Desnosa. Obaj wiedzieli wystarczająco dużo, by dojrzeć do dziecinności.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Podczas wojny walczył w Powstaniu Warszawskim, po jej zakończeniu zaczął studiować medycynę. Wstępował do zakonu już po ukończeniu studiów. Przełożeni, by wyrobić w nim pokorę, skierowali go wtedy na kilka lat do pracy w kuchni. Podobno podobało mu się tam tak bardzo, że stracił jakąkolwiek chęć do pełnienia bardziej prestiżowych zakonnych funkcji. Ale tak się nie stało. W latach 60. był jednym z inicjatorów nowego przekładu na język polski Pisma św., tzw. Biblii Tysiąclecia. Zaadaptował też melodie gregoriańskie do polskich tekstów liturgicznych. W wolnych chwilach pisał muzykę do wierszy Kazimiery Iłłakowiczówny.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Żadnych czułych gestów
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy