Gdyby chcieć wyrobić sobie opinię o sytuacji w Polsce – tak jak robi to na przykład większość urzędników Unii Europejskiej – na podstawie tego, co wypisują o nas w krajowych i zagranicznych mediach środowiska liberalnej lewicy, to okazałoby się, że Polska jest w czołówce najbardziej uciemiężonych państw świata: gdzieś pomiędzy Syrią a Zimbabwe.
Bo przecież to właśnie tu w Polsce reżim uzurpujący sobie prawem kaduka władzę niszczy ostatnie reduty wolności, jakimi są wolne media, brutalnie depcze konstytucję – jedną z najlepszych na świecie, prześladuje obrońców demokracji oraz praw mniejszości, w tym zwłaszcza kobiety odrzucające macierzyństwo jako formę patriarchalnego niewolnictwa i pragnące – jak to ostatnio napisały „Wysokie Obcasy" – wyrazić swoją dumę z tego, że mają okres. Po stronie uciemiężonych elit staje – jak jeden mąż – całe społeczeństwo, które pod unijną flagą wyraża pogardę dla zafascynowanych Hitlerem i Putinem pisowskich uzurpatorów, szczerze tęskniąc za utraconą wolnością.
Oczywiście, jak wszędzie, tak i wśród Polaków, znaleźć można garstkę wykolejeńców, mrożkowskich chamów, gotowych poprzeć reżim za marne kilkaset judaszowych złotych, wydawanych potem na wódkę i rodzenie kolejnych niedorozwiniętych dzieci.
Kijowski jak Wałęsa
Ktoś może powiedzieć, że przesadzam. Ależ nie. Wystarczy zajrzeć do kilku dowolnie wybranych tytułów liberalnej prasy czy przejrzeć telewizyjne programy na największym prywatnym kanale, aby znaleźć tam materiały utrzymane w tym tonie. Tonie wyróżniającym się nieskrywaną pogardą nie tylko dla rządzących, ale i dla każdego, kto ośmiela się mieć odmienne zdanie.
Echa tego retorycznego ekstremizmu przenikają potem całe społeczeństwo i odbijają się w mediach społecznościowych czy podczas towarzyskich spotkań. Pogarda rodzi pogardę, na nienawiść odpowiada się nienawiścią.