Socjalizm to mocna lewica, nacjonalizm – skrajna prawica. Skoro jednak zwykliśmy umiejscawiać te idee na politycznej mapie tak daleko od siebie, jak wyjaśnić fenomen francuskich wyborów prezydenckich, w których wyborcy komunisty Jeana-Luca Mélenchona w drugiej turze poparli Marine Le Pen, kandydatkę Frontu Narodowego? Wielu powie, że to znak czasów... Że niby w dzisiejszej polityce panuje istne pomieszanie z poplątaniem.
Tyle że to nic nowego. W II RP duża część polskich konserwatystów uważała Romana Dmowskiego za równie groźnego szaleńca jak socjaliści. Nie dziwi zatem, że postawili na sanację. A naziści, czyli narodowi socjaliści? Partia, która choć miała w nazwie socjalizm, powszechnie uznawana jest dziś za skrajnie prawicową. Prawda jest taka, że socjalizm i nacjonalizm łączy więcej, niż mogłoby się wydawać.
Otóż równie dobrze zamiast stawiać je po przeciwnych stronach ideologicznej osi, można by je zestawić razem pod szyldem „modernizm". W czystej postaci to wręcz modernizm skrajnie radykalny. Socjalizm i nacjonalizm to bliźniacze ideologie powstałe na tych samych fundamentach i pnące się do praktycznie identycznych celów – przebudowy świata na lepszy i stworzenia nowego człowieka. Socjalistom i nacjonalistom nie podoba się zastana rzeczywistość: jest niesprawiedliwa, nielogiczna. A człowiek jest zacofany, gnuśny, leniwy, wierzy w zabobony, nie dostrzega prawdziwych wartości i nie chce stawiać czoła wyzwaniom przyszłości.
Moderniści głęboko nie zgadzają się z tym, że natura człowieka jest, jaka jest, że mamy bardzo wiele wad. Wierzą, że odpowiednie instytucje są w stanie zmienić człowieka, ulepszyć go. I nieważne, czy te instytucje będą ateistyczne, religijne, klasowe czy narodowe. Tak samo nie ma większego znaczenia, do jakich symboli moderniści będą się odwoływać. Ich założenia i cele są tożsame. Nie ma dużej różnicy między księżmi endekami a południowoamerykańskimi kapłanami głoszącymi teologię wyzwolenia. Wiara i inne tradycyjne instytucje są przez modernizm wykorzystywane cynicznie i instrumentalnie. Nigdy nie chodzi o wiarę dla wiary, naród dla narodu. Chodzi o zmianę.
Dlatego myli się ludowa politologia, która mówi, że socjalista z jednego państwa zawsze dogada się z socjalistą z innego, a nacjonaliści z różnych krajów będą ze sobą walczyć, bo mają sprzeczne interesy. Prawda jest taka, że i nacjonaliści dogadują się świetnie, bo tak samo patrzą na świat, a ich główne cele nie są wcale sprzeczne, bo przyświeca im pomysł kreacji nowego człowieka, a nie żadna idea Wielkiej Polski czy Wielkich Węgier. W każdym razie nie ta idea sama w sobie.