Trudno mieć wątpliwości co do tego, że amerykańska proza przeżywa złoty wiek. Jedyne, co dziwi, to konsekwentne pomijanie takich gigantów jak Philip Roth (już na pisarskiej emeryturze), Cormac McCarthy, Don DeLillo czy Thomas Pynchon (wszyscy wciąż piszą) przez Akademię Szwedzką podczas przyznawania Nagrody Nobla. Ale nie samym starym pokoleniem żyją Amerykanie. Następców nie brak – od błyskotliwych autorów opowiadań jak George Saunders i Wells Towers po powieściopisarzy, z Jonathanem Franzenem, Jeffreyem Eugenidesem i Jonathanem Safranem Foerem na czele. W 2016 r. na nową wielkość wyrósł zaś nowojorczyk Colson Whitehead.
Whitehead globalny sukces osiągnął dopiero szóstą powieścią, ale już wcześniej był w ojczyźnie świetnie rozpoznawany: nietłumaczone na polski „Dni Johna Henry'ego" („John Henry Days"), które opowiadają o bohaterze ludowym pracującym przy budowie kolei, zostały nominowane do Nagrody Pulitzera, jego debiut, również nietłumaczony, zatytułowany „Intuicjonista" („The Intuitionist") znalazł się w finale prestiżowej Hemingway Foundation/PEN Award, a piąta powieść „Zona Jeden" („Zone One") z postapokaliptycznym Nowym Jorkiem na pierwszym planie wylądowała na liście bestsellerów „New York Timesa", w którego prestiżowym niedzielnym magazynie Whitehead pisuje zresztą od dwóch lat felietony poświęcone językowi.
„Kolej podziemna" wywindowała go jednak na absolutny szczyt. Powieść uhonorowano dwiema ważnymi nagrodami: pożądaną w światku literackim National Book Award i medialnym Pulitzerem. Wcześniej taki dublet przypadł ledwie piątce autorów: Williamowi Faulknerowi, Bernardowi Malamudowi, Alice Walker, Johnowi Updike'owi i – jako ostatniej w 1994 r. – Ednie Annie Proulx.
Pulitzery na wyrost
Nic więc dziwnego, że książkę przetłumaczono na ponad 30 języków, znalazła się ona wśród pozycji polecanych przez Klub Oprah Winfrey, co zwykle znacząco podnosi sprzedaż, prezydent Barack Obama – pod koniec drugiej kadencji – uwzględnił ją na swojej niedługiej wakacyjnej liście lektur, a prawa do ekranizacji w formie miniserialu kupił Amazon (reżyserował będzie Barry Jenkins znany z oscarowego „Moonlight"). „Kolej podziemna" to właściwie pewny hit na każdym rynku, tyle że powiedzmy sobie otwarcie: hit na wyrost, bo to powieść tylko i aż solidna. Nim zajmiemy się tym, dlaczego na wyrost i dlaczego solidna, warto odpowiedzieć na pytanie, skąd w takim razie wziął się sukces Whiteheada.
Najprostsza odpowiedź brzmi: nowojorczyk trafił z powieścią w idealny moment. Po pierwsze, czarna kultura Ameryki przeżywa doskonały czas, czego dowodem choćby wspomniany „Moonlight" czy inny oscarowy obraz, „Zniewolony. 12 years a slave", za który Steve McQueen dostał Oscara jako pierwszy czarnoskóry reżyser. Dodajmy do tego podejmujący problematykę rasową w zniuansowany sposób serial „American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona" oraz dwie znakomite, niepublikowane u nas książki: „Negroland" Margo Jefferson, pamiętnik przybliżający kłopoty, z jakimi mierzyła się autorka, dorastając w kręgu tzw. czarnej burżuazji, i „Między światem a mną" („Between the World and Me") Ta-Nehisi Coatesa, opowieść – w formie listu do nastoletniego syna autora – o tym, co to znaczy być czarnym w Ameryce. O listach przebojów, na których królują niepodzielnie raperzy, nie ma nawet co wspominać, bo do tego wszyscy zdążyli się przyzwyczaić. Choć warto zauważyć, że pośród hiphopowców są i takie postaci jak tworzący zaangażowaną muzykę Kendrick Lamar, którego „Alright" stało się nieoficjalnym hymnem ruchu Black Lives Matter.