Annie Proulx: Jak chrześcijanie oskalpowali lasy

„Drwale" Annie Proulx to imponująca powieść o kolonizacji Ameryki. Nawet ideologiczne zaangażowanie nie jest w stanie zepsuć wrażenia, jakie robi dzieło, którego autorka przyjeżdża do Polski na Big Book Festival.

Publikacja: 15.06.2018 18:00

Annie Proulx: Jak chrześcijanie oskalpowali lasy

Foto: Getty Images

Czas akcji: 1693 rok.

Miejsce akcji: „krwawe wybrzeże Tadoussac, Kébec i Trois Riviéres", czyli wschodnia część dzisiejszej Kanady, którą XVII-wieczni bohaterowie „Drwali" nazywają Nową Francją. Ziemia nieprzyjazna, chłodna, przesiąknięta wilgocią i słonym morskim powietrzem. Niemal pozbawiona słońca, które przysłaniają nieskończone połacie dziewiczych lasów. Zaludniona dzikimi stworzeniami, wszelkiej maści robactwem i oczywiście „dzikimi".

Bohaterowie: dwóch młodzieńców, którzy opuścili Europę w poszukiwaniu szczęścia i bogactwa. Znajdą w Kanadzie choroby, odciski na rękach od siekiery i strach przed mroczną puszczą zamieszkaną przez Indian.

Pierwszy z nich to René Sel, wrażliwy nastolatek, który drwalskiej praktyki nabrał w górskich lasach Burgundii. Doskwiera mu samotność, szczególnie mocno tęskni za swoim bratem Achillem. Drugi to Charles Duquet, „słabeusz z ruder Paryża", którego nieustannie bolą chore zęby. Wydaje się, że on pierwszy padnie jak zdechła mucha w nieprzyjaznych warunkach Nowej Ziemi. Los jednak okaże się inny, a chłopak przejdzie niezwykłą przemianę.

Panem życia i śmierci na kolonizowanej ziemi jest Monsieur Trepagny, zaborczy chciwiec i oszust udający szlachcica, który prędzej kogoś zabije, niż czymś się z nim podzieli. To on podpisał kontrakt osadniczy z królestwem Francji i czuje się na tej ziemi panem. Pomimo że René Sel i Charles Duquet są wolnymi ludźmi, to Trepagny traktuje ich z manierami feudała. Jest też kobieta. To Mari z plemienia Mikmaków, z dwójką swoich indiańskich synów. Gotuje mężczyznom i sprząta, a nocami odwiedza ją sobiepan Trepagny.

Pięćdziesięcioletnia debiutantka

Czytelnikom jednak nie będzie dane zbyt długo cieszyć się przedstawionymi postaciami. Gdy tylko akcja „Drwali" zacznie się zawiązywać, niemal wszyscy zginą. Stanie się to jeszcze przed upływem setnej strony, a całość epickiej powieści Annie Proulx liczy ponad osiemset. Przeżyje tylko Charles Duquet, który da początek rodowi Duke'ów. Nazwisko zmieni swe brzmienie, gdy familia zwiąże swoje drwalskie interesy z anglojęzycznymi stanami amerykańskimi, które – jak wiadomo – w 1776 r. ogłosiły wspólną Deklarację Niepodległości.

Pierwsze sto stron powieści przeżyją też dzieci René Sela, które los zwiąże z rodem Duke'ów, a ich krew będzie nieustannie mieszać się w kolejnych pokoleniach. Losy obydwu rodzin będziemy śledzić aż do współczesności, a każda z nich reprezentuje odmienne podejście do środowiska naturalnego. Potomkowie René dzięki domieszce indiańskiej krwi żyją bliżej natury. Więcej w nich zrozumienia dla przyrody, powstrzymują się przed bezrozumną eksploatacją amerykańskich lasów. Z kolei Duke'owie są nienasyceni. Karczują i wycinają amerykańskie lasy metr po metrze. Te dwa żywioły ścierają się przez całą powieść, niekiedy schodzą, by zaraz znowu się rozejść. To jednak podejście Duke'ów ewidentnie jest w ofensywie przez wszystkie rozdziały.

„Drwale" 82-letniej Annie Proulx, wydani w USA w 2016 r., traktowani są jako jej opus magnum, choć ona sama w rozmowie z „Plusem Minusem" deklaruje, że wcale nie zamierza przestawać pisać. Nie złamie pióra i nie przejdzie na emeryturę, jak w swoim czasie zrobił to zmarły niedawno Philip Roth.

Urodziła się w 1935 r. w Norwich w stanie Connecticut, które leży w połowie drogi z Bostonu do Nowego Jorku wzdłuż Wybrzeża Atlantyckiego. Tak jak bohaterowie „Drwali" ma korzenie francusko-kanadyjskie, a jej przodkowie przyjechali do Ameryki w połowie XVII w.

Przez wiele lat mieszkała w Vermont położonym przy granicy z Kanadą. Z kolejnymi dekadami przenosiła się coraz dalej na zachód. Wpierw do Wyoming w centralnej Ameryce, a obecnie mieszka w Seattle na zachodnim wybrzeżu. Przez rok mieszkała też na Nowej Fundlandii, gdzie zbierała materiały do powieści „Kroniki portowe". Często podkreśla, że sama już nie pamięta, w ilu domach i apartamentach mieszkała w swym życiu.

Karierę literacką rozpoczęła późno. Dopiero po pięćdziesiątce wydała swą pierwszą powieść „Pocztówki" (1992). I choć debiutowała późno, to od razu z sukcesem, bo dostała za „Pocztówki" prestiżową nagrodę PEN/Faulkner Award. Z jeszcze lepszym przyjęciem spotkała się jej druga powieść „Kroniki portowe" (1993), którą wyróżniono Pulitzerem oraz National Book Award. Po takim sukcesie pisarz w USA przestaje być nieznany. Powieść była głośna także za sprawą filmowej ekranizacji z 2001 r. w gwiazdorskiej obsadzie (Kevin Spacey, Cate Blanchett, Juliane Moore, Judi Dench).

Film i książka opowiadają o Quoyle'u – niezaradnym, aspołecznym mężczyźnie, który zostaje sam z córką (w powieści są dwie), po tym jak w wypadku samochodowym ginie jego żona. Zresztą jeszcze za życia dostarczała mu samych trosk swoim mało konserwatywnym stylem życia i swobodnymi obyczajami. Owdowiały Quoyle trafia do rodzinnej Nowej Fundlandii, gdzie uczy się życia na nowo. Odkrywa rodzinne tajemnice, wychowuje córkę, poznaje kobietę i rozwija się zawodowo jako reporter. Krótko mówiąc przechodzi głęboką przemianę, podobnie jak wszyscy otaczający go ludzie.

O Proulx w świecie filmowym było głośno jeszcze raz w 2005 r., kiedy do kin weszła kowbojsko-gejowska „Tajemnica Brokeback Mountain" nakręcona na podstawie jej opowiadania.

Powieść jako manifest ekologiczny

Ciekawe, że mistrzyni krótkiej formy – bo taką opinię ma specjalizująca się w opowiadaniach Annie Proulx – potrafiła w „Drwalach" (przekład Jędrzeja Polaka) zbudować monumentalną, epicką historię. Imponująca jest „rotacja" bohaterów. Każdego poznajemy na krótko, zaledwie na kilka rozdziałów, po kilkadziesiąt stron. Za każdym razem są to jednak portrety niezwykle intensywne, szkicowane precyzyjną ręką doświadczonej autorki. Często jesteśmy zaskakiwani śmiercią bohaterów w najmniej oczekiwanym momencie i okolicznościach. Czasem ich losy, a przede wszystkim śmierć, są dramatyczne i gwałtowne, ale niekiedy dokonują się też w zupełnie prozaicznych okolicznościach – w czasie podróży morskiej lub wskutek drobnej rany, która niezagojona doprowadzi do gangreny. Nie ma sensu się do postaci przywiązywać, ale jednocześnie są one na tyle barwne, że nie można ich nie lubić. Ta nieustanna fabularna stymulacja sprawia, że od „Drwali" trudno się oderwać. Pomaga w tym język i styl Annie Proulx. Oszczędny, bez nadmiernej stylizacji czy kwiecistości. Opowieść o twardym życiu w surowych warunkach jest napisana krótkimi zdaniami. Wyraziście i sugestywnie. Przemoc nie jest nadmiernie estetyzowana, seksualność odarta z erotycznej otoczki, a psychologia wyzbyta egzaltacji.

Mało tego, Proulx jest także mistrzynią obrazowego budowania scen. Niektóre z nich wywołują ciarki na plecach, jak choćby opis gigantycznego pożaru lasu, kiedy to płomienie podsycane wichurą, błyskawicznie przeskakują z drzewa na drzewo i ścigają bohaterów niczym tornado. Podobnie jest z opisem wyprawy morskiej do Chin, czy moment, w którym bohaterowie trafiają do nie-amerykańskich lasów – do Nowej Zelandii albo Puszczy Amazońskiej. Drzewa i lasy to zresztą ukryci bohaterowie „Drwali". Na kolejnych stronach poznajemy nowe gatunki, każdy odrębny, z indywidualną tożsamością.

Koncepcja konstrukcyjna, formalna konsekwencja i precyzyjny styl sprawiają, że mamy do czynienia z powieścią na wskroś nowoczesną, odwołującą się do oryginalnych zabiegów narracyjnych. Jednocześnie trudno nie zauważyć, że jest to powieść mocno zaangażowana ideologicznie. Przez wiele rozdziałów powraca pytanie: czym jest prawdziwy las? Puszcza z pewnością nim jest, ale co z drzewami sadzonymi przez człowieka? Pytana o to przez „Plusa Minusa" Annie Proulx tłumaczy, że znaczenie pojęcia „las" ulegało licznym przekształceniom w historii. – Nie ma jednego lasu – tłumaczy pisarka. – Drzewa sadzone również określa się mianem „lasów", choć w gruncie rzeczy są to monokulturowe plantacje, w żaden sposób nie wspierają zróżnicowania żyjących wśród nich roślin, owadów, grzybów oraz użyźniającej ich gleby. Sadzone drzewa ścinane są po trzydziestu latach, a kłody wywozi się do tartaków. Nikt nie czeka, aż same się przewrócą, spróchnieją i zgniją na miejscu – tłumaczy istotę lasów Proulx.

Wszystkiemu winni chrześcijanie

Jeden z bohaterów „Drwali" twierdzi, że Amerykanie to „Nichtwisserzy" (z niem. nic niewiedzący) dumni ze swej ignorancji. Wiedza jest dla nich wręcz powodem do wstydu. Czy powieściopisarka sama tak właśnie postrzega społeczeństwo amerykańskie dzisiaj? – W ogóle: tak, w szczególe: nie – odpowiada przewrotnie „Plusowi Minusowi". – We współczesnym amerykańskim społeczeństwie jest wielu ludzi, którzy dumnie obnoszą się ze swoją ignorancją. Znam regiony, gdzie wykształconych i świadomych ludzi spycha się na margines, zarzucając im „elitaryzm" – rozwija swą myśl i dodaje: – Ten podział istniał od wieków w Stanach Zjednoczonych, ale nie jest przypisany wyłącznie Amerykanom. Wiele społeczeństw wykształciło podobny podział społeczny.

Ideologiczną manifestację w „Drwalach" wyraża już cytat z pierwszych stron powieści, zaczerpnięty z amerykańskiego historyka Lynna White'a jr., który pisał następująco: „W starożytności każde drzewo, każde źródło, każdy strumień i każde wzgórze miało swojego genius loci, swojego opiekuńczego ducha. Duchy te były znane ludziom, choć nie były do nich podobne: centaury, fauny i syreny ukazują ich niejednoznaczność. Przed ścięciem drzewa, rozkopaniem góry czy postawieniem tamy na strumieniu należało przebłagać duchy odpowiedzialne za okolicę i składać im ofiary. Niszcząc pogański animizm, chrześcijaństwo umożliwiło eksploatację przyrody z poczuciem obojętności na uczucia flory i fauny".

Proulx pytana o to, dlaczego od pierwszych stron kieruje oskarżenia w stronę religii odpowiada: – W chrześcijaństwo wpisana jest wiara w dominację człowieka, który ma czynić sobie podległym wszelkie stworzenie na Ziemi, ryby, rośliny, owady, mikroby. Wszystko po to, by przedłużać gatunek – tłumaczy powieściopisarka i przytacza cytat z Księgi Rodzaju: „A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!»" (przekład za Biblią Tysiąclecia), po czym kontynuuje: – To poczucie wyższości nad środowiskiem naturalnym zachęca chrześcijan, by swobodnie grabić cokolwiek im się podoba. Łupią zatoki, grabią ujścia rzek. Niszczą siedliska ptaków na klifach, wydzierają leśne pasieki pszczołom. Wycinają lasy bogate w drzewa i wykopują z ziemi metale oraz kruszce. Wszystko to pochwala prawo nadane im z samego nieba – argumentuje oskarżycielsko i przechodzi do opowieści o gwałtownym rozwoju Ameryki. – Był to istny róg obfitości, który swym bogactwem zachęcał bezwzględnego człowieka, by czerpał z niego bez myślenia o przyszłości i ewentualnej odnowie tych źródeł. Tymczasem gospodarowano w poczuciu, że nic na tym kontynencie nigdy się nie skończy: ziemia, rzeki, lasy. Także rolnictwo szło w tym kierunku, nie zważano na wyczerpanie gleby, eksploatowano dziewicze tereny. Trwało to tak do początku XX w., kiedy ludzie w końcu zaczęli dostrzegać kres tych zasobów. Zaczęto zastanawiać się nad koncepcją konserwacji i działaniami zabezpieczającymi – mówi Proulx.

Czy katastrofy da się uniknąć?

Choć literacka siła oddziaływania „Drwali" jest ogromna, to powyższe argumenty nie wszystkich zapewne przekonają. Bo przecież to nie chrześcijanie wynaleźli proch. Nie oni odkryli brąz i żelazo, z których produkowano broń i siekiery w starożytności. Imperium Rzymskie nie potrzebowało chrześcijaństwa, by podbić i zmodernizować pół Europy. Nie oni stawiali piramidy pracą niewolników.

Na pytanie, czy nie obciąża chrześcijan wszystkimi grzechami całego ludzkiego gatunku, pisarka odpowiada: – Nie potrafię rozróżnić, czy to efekt chrześcijańskiego myślenia, czy taka jest natura zachodniej cywilizacji w ogóle. Nie wiem, gdzie można by nakreślić granicę. To elementy ze sobą ściśle współgrające.

W pozytywnym świetle w swej książce stawia natomiast ludy pierwotne Ameryki, zwłaszcza Indian z plemienia Mikmaków. – One żyły w inny sposób – podkreśla autorka „Drwali". – W ogólnej harmonii i współpracy ze światem naturalnym, aniżeli żerując na nim. Oczywiście w różnych plemionach zdarzali się choćby sprytni handlarze czy ludzie zamożniejsi od przeciętnych mieszkańców wiosek, ale raczej nie istniało jakieś szczególne przekonanie o ludzkiej dominacji nad całym światem.

W powieściowym obrazie Indian wielokrotnie powraca też rola kobiet w tych plemionach. Pisarka irytuje się, gdy w pytaniu słyszy określenie „matriarchat". – Zupełnie nie chodziło mi o „rządy kobiet", lecz o to, że kobiety w wielu pierwotnych społecznościach miały istotną pozycję. Nie „rządziły", ale były honorowane jako skarbnica zrozumienia, wiedzy i kultywowania tradycji – tłumaczy.

Portret współczesnej cywilizacji, jaki wyłania się z „Drwali", jest niestety mało optymistyczny. Pisarka wyraźnie sugeruje, że znajdujemy się o krok od globalnej katastrofy ekologicznej. Zapytana o to nie chce dawać na szybko prostych rad ani przepisywać recept. Chyba także w samej powieści Annie Proulx nie daje jakiejkolwiek łatwej odpowiedzi na palące kwestie przyrodnicze, poza tym, że wyraźnie sympatyzuje z postaciami ekologów. „Drwale" to raczej studium katastrofy rozłożonej na kilkaset lat. Katastrofy, o którą człowiek intensywnie się starał przez wieki. W pocie czoła, ryzykując zdrowie i życie. Amerykanka zapytana o to, czy można jeszcze coś zrobić, by jej zapobiec, odpowiada krótko: – O tym są właśnie „Drwale".

Spotkanie z Annie Proulx odbędzie się podczas Big Book Festivalu w Warszawie 24 czerwca w niedzielę o godzinie 18. Więcej informacji oraz szczegółowy program imprezy (22-24.06) na stronie internetowej www.bigbookfestival.pl

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Czas akcji: 1693 rok.

Miejsce akcji: „krwawe wybrzeże Tadoussac, Kébec i Trois Riviéres", czyli wschodnia część dzisiejszej Kanady, którą XVII-wieczni bohaterowie „Drwali" nazywają Nową Francją. Ziemia nieprzyjazna, chłodna, przesiąknięta wilgocią i słonym morskim powietrzem. Niemal pozbawiona słońca, które przysłaniają nieskończone połacie dziewiczych lasów. Zaludniona dzikimi stworzeniami, wszelkiej maści robactwem i oczywiście „dzikimi".

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów