Bogusław Chrabota: Tajemnica chińskiego znaku te

Zawsze mnie zastanawiało, skąd ta niebywała celebra związana z parzeniem herbaty. Z kawą jest odwrotnie. Ta gliniasta ciecz, przepuszczana przez wnętrzności błyszczącej maszyny, przesypywana, gruchotana i sycząca, należy do najniższej kasty napojów.

Aktualizacja: 11.06.2017 16:58 Publikacja: 09.06.2017 00:01

Bogusław Chrabota: Tajemnica chińskiego znaku te

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

W przypadku herbaty mamy za to do czynienia z czymś niemal boskim. Czyżby to wpływ chińskich cesarzy? A może samego Buddy, który w herbacie zasmakował, ucząc się od pasterzy, że wrzątek zaprawiony jej liściem upiększa barwy świata?

Trudno mi sobie przypomnieć, kiedy pierwszy raz spróbowałem herbaty, ale pamiętam ją doskonale z późniejszego dzieciństwa. Mama przygotowywała ją zwykle w pośpiechu, najpierw buchał parą ogromny aluminiowy czajnik, potem szczyptę herbaty wrzucano do porcelanowego imbryka. W końcu na dnie mojego kubka lądowało kilkadziesiąt kropel esencji, którą mama zalewała mlekiem. Sam, od kiedy sobie z tym radziłem, dosypywałem dwie, a czasem i trzy łyżeczki cukru. Dopiero po latach dowiedziałem się, że tak przyrządzana herbata nosi nazwę „bawarka" i jest bliską krewną sposobów sporządzania herbaty w Mongolii i Tybecie. Na stepach od tysiącleci gotowano zieloną, prasowaną herbatę w mleku, z dodatkiem masła, mąki i soli, w Tybecie zaś do gotowanej w wodzie herbaty po prostu dolewano mleka jaka i doprawiano solą.

Kiedy całe to szaleństwo się zaczęło? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast gdzie. Ojczyzną herbaty są Chiny, a legenda mówi, że pierwszy napar przypadkiem sporządził niemal 5000 lat temu legendarny cesarz Shennong. Dowody piśmiennicze związane z używaniem herbaty pojawiają się w X w. przed Chr., a w VIII po Chr. pierwsze księgi instruktażowe. Wtedy światowa kariera herbaty trwała już na całego. W Azji Wschodniej i Środkowej pije się ją powszechnie. Do Japonii trafia na początku IX wieku, a jej parzenie natychmiast obrasta wyjątkowym rytuałem. W Indiach znana jest jako masala czaj. Cywilizacja herbaciana do Europy trafia przez Rosję. A komercyjny sukces zawdzięcza Holendrom, którzy kupowali ją od kupców indyjskich i arabskich. W wieku XVII jest już powszechnie obecna niemal w całej Europie, choć popularnym napojem stała się dopiero sto lat później.

Wróćmy jednak do Chin, gdzie kulturę picia herbaty ciągle trzyma się na wyjątkowo wysokim poziomie, a jej rzadkie gatunki osiągają zawrotne ceny. Mało kto wie, że na polach herbacianych na potrzeby wytworzenia jakościowej herbaty zrywa się tylko dwa najmłodsze listki, a fusy zbiera i pieczołowicie nawozi nimi grządki. Mało kto wie, że mistrz parzenia herbaty, przygotowując napar, musi doskonale panować nad temperaturą wody. Herbatę czarną zalewa się wrzątkiem i parzy przez nie więcej niż pięć minut dla uwolnienia kofeiny i tanin. Zieloną, w niższej temperaturze i dwakroć krócej, za to można ją parzyć wielokrotnie, za każdym razem uzyskując inne efekty smakowe. Białą, żółtą i ulung też w niższych temperaturach, dłużej bądź krócej, zależnie od gatunku i jakości. Przede wszystkim liczy się jednak – jak mi opowiadał mistrz z Tajpej – nabożeństwo. Spokój i równowaga żywiołów, co symbolizują doskonale zrównoważone połówki jin i jang. Na stoliku w herbaciarni buchał czajnik z wodą, a wypełniony po brzegi rozmoczonym suszem imbryk był wielokrotnie uzupełniany i obmywany z zewnątrz wodą. A wiecie, że za picie cesarskiej herbaty można było stracić głowę? – pytał i pokazywał sprasowane brykiety ozdobione wytłoczonym znakiem smoka lub tygrysa. To była herbata na dwór cesarski. Niedostępna dla ludu.

Z Tuaregami z pustyni Ubari pijałem herbatę pod rozsypanymi na niebie saharyjskimi gwiazdami. Pamiętam, jak siadywaliśmy wokół maleńkiego, podsycanego zeschłymi patykami ogniska i parzyliśmy herbatę. Cóż to była za herbata. Zielona, słodka, zaprawiana świeżą miętą. Tajemnicza, o niespotykanym aromacie. Mistrz ceremonii setki razy, absolutnie bezbłędnie, przelewał cierpko pachnący napój z jednego pojemniczka do drugiego. Ani jedna kropla nie pryskała w ciemność nocy. Bursztynowy, lekko mętny płyn wystrzeliwał ciepłą smugą z jednego naczynia, by trafić do drugiego. Odbijając refleksy ogniska, pozostawiał po sobie mgiełkę miodowego, cierpkiego zapachu. Skąd ta herbata? Z Mali i Nigru. Pierwsza szklaneczka jest sroga jak śmierć. Druga słodka jak życie. Trzecia lekka jak miłość – opowiadał. Piliśmy tę herbatę z maleńkich szklaneczek. Płyn był już ledwie ciepły. Słodki i cierpki. Gęsty i powłóczysty. Na końcu języka zostawiał delikatne pieprzowe mrowienie. Pachniał intensywnie miętą. Pewnie nigdy nie napiję się już herbaty na Ubari. Może jeszcze kiedyś wrócę do mistrza z Tajpej. I na pola herbaciane w Kericho, u stóp płaskowyżu Mau. Zawsze chciałem napisać o herbacie, więc wybaczcie państwo, że skorzystałem z szansy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W przypadku herbaty mamy za to do czynienia z czymś niemal boskim. Czyżby to wpływ chińskich cesarzy? A może samego Buddy, który w herbacie zasmakował, ucząc się od pasterzy, że wrzątek zaprawiony jej liściem upiększa barwy świata?

Trudno mi sobie przypomnieć, kiedy pierwszy raz spróbowałem herbaty, ale pamiętam ją doskonale z późniejszego dzieciństwa. Mama przygotowywała ją zwykle w pośpiechu, najpierw buchał parą ogromny aluminiowy czajnik, potem szczyptę herbaty wrzucano do porcelanowego imbryka. W końcu na dnie mojego kubka lądowało kilkadziesiąt kropel esencji, którą mama zalewała mlekiem. Sam, od kiedy sobie z tym radziłem, dosypywałem dwie, a czasem i trzy łyżeczki cukru. Dopiero po latach dowiedziałem się, że tak przyrządzana herbata nosi nazwę „bawarka" i jest bliską krewną sposobów sporządzania herbaty w Mongolii i Tybecie. Na stepach od tysiącleci gotowano zieloną, prasowaną herbatę w mleku, z dodatkiem masła, mąki i soli, w Tybecie zaś do gotowanej w wodzie herbaty po prostu dolewano mleka jaka i doprawiano solą.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów