I choć z czasem bardziej pochłonął mnie Dostojewski, a potem Kierkegaard, Buber czy Szestow, to gdzieś do połowy studiów wracałem do „Trylogii", by po założeniu rodziny odłożyć ją głęboko na półkę. Nie, nie dlatego, że uznałem, że nie ma w niej nic ciekawego, i nie z powodu typowego dla tego wieku odcięcia się od mitotwórstwa narodowego, ale dlatego, że uznałem, iż wszystko, co miałem z niej wyczytać, już wyczytałem, a przygody panów Jana, Michała, Andrzeja czy Onufrego znałem niemal na pamięć.
I gdyby nie przypadek, to pewnie książka nadal stałaby na półce, a ja byłbym przekonany, że wszystko już o niej wiem. Pewnego dnia jednak na moje redakcyjne biurko trafił wydany przez Polskie Radio audiobook z „Trylogią" właśnie, a że czekała mnie kolejna odsłona długiej podróży po Polsce i nie było czasu, by zamawiać cokolwiek innego, to wrzuciłem w samochodowy odtwarzacz Henryka Sienkiewicza. Wykreowany przez niego świat znów całkowicie mnie pochłonął. Do tego stopnia, że gdy wysiadałem z samochodu, a miałem choć chwilę wolnego, to natychmiast sięgałem do wożonej ze sobą wersji książkowej. Tym razem jednak nie chodziło o przygody (mimo wieloletniej przerwy w lekturze większość z nich pamiętałem), ale o teologiczną i filozoficzną warstwę tej prozy.
Wiem, wiem. Zaraz usłyszę, że „pierwszorzędny pisarz drugorzędny" (by zacytować Gombrowicza) nie miał w sobie nic z mistrza czy nauczyciela, bo przecież „to nieznośna opera", „taniocha", a sam Sienkiewicz to „katastrofa naszego rozumu" i „szkodnik". Ale gadajcie sobie, co chcecie, cytujcie Gombrowicza i Brzozowskiego do woli, a ja i tak mam najgłębsze przekonanie, że Sienkiewicz jest nie tylko mistrzem opowiadania historii (z czym zgodzą się nawet najwięksi jego krytycy), ale także wielkim polskim teologiem i moralistą.
Przesada? To przeczytajcie jeszcze raz, choćby „Potop". Oczywiście nie brak tam rabusiów, grzeszników i zdrajców, ale to także wielka przypowieść o grzechu, nawróceniu i pojednaniu. A jakby tego było mało, to także lekcja normalnej, codziennej pobożności. Wojacy, niezależnie od tego, co robią, gdzie się znajdują, nigdy nie zapominają o modlitwie. To ona prowadzi ich i umacnia, nadaje sens ich działaniom. Oleńka i Kmicic – i to nawet gdy ten ostatni grzeszy na potęgę – gdy rozmawiają o swoich wyborach, odwołują się do Boga, Jego Opatrzności i Miłosierdzia. Powieść przygodowa, od której trudno się oderwać, jest więc jednocześnie katechezą.
Św. Jan Paweł II, gdy po raz pierwszy przyjechał do Polski, zaproponował nam wszystkim przejście drogą „katechezy dziejów", powędrowania przez polską historię i przyjrzenie się mitom, świadectwom, zakrętom naszych dziejów i wyciągnięcia z nich wniosków na przyszłość.