Czarna Ręka, niesławne stowarzyszenie gangów, „krwawa, sza-tańska, złowroga banda", zajmowała się na wielką skalę wymusze-niami haraczy, zabójstwami, porywaniem dzieci i podkładaniem bomb. W całym kraju usłyszano o niej dwa lata wcześniej. Zaczęło się od listu z pogróżkami otrzymanego przez pewnego przedsię-biorcę, imigranta, który wzbogacił się w Ameryce, mieszkającego w mało okazałej części Brooklynu. Wkrótce listy stowarzyszenia, ozdobione rysunkami przedstawiającymi trumny, krzyże nagrob-ne lub sztylety, zaczęły się pojawiać w całym mieście. A potem Czarna Ręka przeszła od słów do czynów. „Przestępczość w ostat-niej dekadzie jest bezprecedensowa jak na cywilizowany kraj w cza-sie pokoju", stwierdzał pewien komentator. Jedynie Ku Klux Klan budził większą trwogę. Nowojorski reporter pisał: „W głębi serca [włoscy imigranci] czują potężny, wszechogarniający strach przed Czarną Ręką". Jesienią 1906 roku strach ten dotknął również wie-lu Amerykanów.
Kilka dni później rodzina Labarberów dostała pierwszy list. Obawy się potwierdziły. Porywacze zażądali pięciu tysięcy dola-rów w zamian za uwolnienie Williego. Kwota była wręcz astrono-miczna. List nie zachował się co prawda do naszych dni, zapewne jednak zawierał typowe zdania w rodzaju: „Mamy waszego syna" i „nie idźcie na policję, bo w przeciwnym razie przysięgamy na Świętą Panienkę, że zabijemy wasze dziecko". A do tego rysunek na dole strony: trzy koślawe czarne krzyże, trupia czaszka i pisz-czele. Tak właśnie podpisywała się Czarna Ręka.
Zdaniem niektórych stowarzyszenie i podobne mu grupy przestępcze nie tylko sprawiły, że w Ameryce zapanował mroczny czas morderstw, wymuszeń i spektakularnej przemocy na nie-znaną dotąd skalę, lecz były czymś więcej: piątą kolumną, ste-rującą po cichu działaniami rządu. Owo fałszywe przekonanie co najmniej od dekady miało przykre skutki dla włoskich imi-grantów. „Powszechnie sądzono – pisał o rzekomym włoskim tajnym stowarzyszeniu Henry Cabot Lodge, senator z Massa-chusetts – że zwiększa ono swój zasięg, że zastrasza członków ław przysięgłych, że stopniowo podporządkowuje sobie władze miasta i kraju". Sceptycy, w tym włoski ambasador, który wzburzał się na każdą wzmiankę o Czarnej Ręce, powtarzali, że to tylko mit wymyślony przez „białych" Amerykanów, wielu z nich nienawidziło bowiem Włochów i chciało przepędzić ich z kraju. Niekiedy mawiano, że stowarzyszenie „istnieje wyłącznie na papierze listowym".
Lecz skoro tak, kto porwał Williego?
Z żalu niemal postradali zmysły
Państwo Labarbera zgłosili porwanie na policję. Wkrótce do ich domu przy 2nd Avenue 837 zapukał detektyw: Joseph Petrosi-no, szef słynnego włoskiego oddziału. Był niski i krępy, z postury przypominał tragarza. Oczy – jedni opisywali je jako ciemnoszare, inni jako czarne – patrzyły chłodno i dociekliwe. Miał szerokie ramiona i „mięśnie niczym liny stalowe". Nie był jednak prosta-kiem. Lubił rozmowy o sztuce, uwielbiał operę (zwłaszcza wło-skich kompozytorów), dobrze grał na skrzypcach. „Joe Petrosino potrafił dobyć głos z instrumentu", pisała gazeta „New York Sun". Idąc ulicami, często nucił melodie operowe. Ale jego prawdziwym powołaniem było łapanie przestępców. „New York Times" nazywał go „najwybitniejszym włoskim detektywem na świecie". W Starym Kraju mówiono o nim „włoski Sherlock Holmes". W wieku czterdziestu sześciu lat mógł się pochwalić „karierą nie gorszą niż Javert w labiryntach paryskiego pół-światka lub dowolny inspektor Scotland Yardu. Tyle osiągnął i tyle przeżył przygód, ile mogłoby się zrodzić w bujnej wy-obraźni Conan Doyle'a". Nieśmiały przy obcych, nieprzekup-ny, cichy, niesamowicie odważny, a jeśli go sprowokowano – umiał być brutalny. Do perfekcji doprowadził sztukę przebrania i charakteryzacji. Zdarzało się, że przyjaciele nie poznawali go na ulicy. Skończył tylko sześć klas szkoły, ale za to los obdarzył go fotograficzną pamięcią: potrafił przypomnieć sobie infor-mację napisaną na kartce, którą widział przez moment lata wcześniej. Nie miał żony ani dzieci. Całe swe życie poświęcił walce, by uwolnić Amerykę od stowarzyszenia Czarnej Ręki, stanowiącego zagrożenie dla jego ukochanego kraju.