Ten pierwszy miał nadzieję na dyrekcję Starego Teatru, w którym przez ostatnie lata przygotował wiele ważnych inscenizacji dramaturgii światowej. Sięgał po Szekspira, Ibsena, Strindberga, Conrada, przywrócił nam Sienkiewicza i Ajschylosa. Ten drugi, czyli Wyspiański, miał zaś nadzieję, że po głośnych inscenizacjach swoich dramatów na deskach Teatru Miejskiego, o których dyskutował nie tylko cały teatralny Kraków, dostanie dyrekcję tej sceny. Tak się jednak nie stało. Co więcej, Teatr Miejski, który tak wiele zawdzięcza Wyspiańskiemu, otrzymał potem imię Juliusza Słowackiego.
Piszę ten tekst trochę na pocieszenie Jana Klaty, bo komplementy dotyczące Wyspiańskiego, że jego spektakle „dotykały i współczesności, i historii, uderzały w narodowe wady, prowokowały, porażały nową estetyką" (cytat ze strony Teatru Słowackiego), powtórzone pod adresem Klaty, wcale nie byłyby nadużyciem.
Co do konkursów na dyrektora teatru – mam opinię dość ugruntowaną. Powiem krótko: gdybym umiał obstawiać w totolotku tak jak w konkursach dyrektorskich – zostałbym milionerem. I to wielokrotnym. Z części tej wielkiej wygranej wybudowałbym z pewnością teatr, np. dla Karoliny Gruszki i Iwana Wyrypajewa. I raczej bym tego nie żałował.
Ale wróćmy na ziemię. Czyli do konkursów. Praktyka pokazała, że w wielu przypadkach są one czystą fikcją. Pamiętam, jak kilka lat temu krążyła plotka, że pewna pani naczelnik obiecała swoim dwóm koleżankom dyrekcje podległych sobie scen. I co? I jakimś dziwnym trafem obie dostały te dyrekcje, choć w odwrotnej kolejności. To znaczy pani X liczyła na teatr X, a dostała teatr Y, pani Y pozostał zatem teatr X. Ta druga, co ciekawe, po jednej kadencji straciła stanowisko, więc uznała, że następny konkurs... był ustawiony.
Konkursy wywołują emocje. Pewien kierownik literacki, nie mogąc się pogodzić z porażką, rozpętał wokół zwycięzcy konkursu taką burzę, że prezydent miasta postanowił dla świętego spokoju odstąpić od sugestii komisji i mianował intryganta. Ten wprawdzie po krótkich rządach usłyszał od zespołu: „wara od teatru", ale dziś znów jest dyrektorem jakiejś sceny.