Trzy lata temu jego „Ida" dostała pierwszego w historii polskiej kinematografii Oscara dla filmu nieangielskojęzycznego, pięć Europejskich Nagród Filmowych, brytyjską BAFT-ę i ponad 60 innych laurów i wyróżnień na całym świecie. Teraz Pawlikowski zdobył twierdzę, która dla naszego kina była zawsze najtrudniejsza. Ostatni film nakręcony w polskim języku – „Przesłuchanie" Ryszarda Bugajskiego – trafił do głównego konkursu 28 lat temu. W 1994 roku znalazł się tam francuskojęzyczny „Czerwony" Krzysztofa Kieślowskiego, w 2002 roku – angielskojęzyczny „Pianista" Romana Polańskiego. A potem 16 lat całkowitej pustki. W czasie gdy organizatorzy zapraszali na Croisette filmy rumuńskie czy rosyjskie, nabawiliśmy się niemal canneńskiego kompleksu.
„Zimna wojna", która tę barierę przełamała, to opowieść o miłości niemożliwej – o ludziach, którzy nie potrafią bez siebie żyć, ale też nie mogą żyć ze sobą. Paweł Pawlikowski zadedykował ten film rodzicom, bohaterom nadał ich imiona: Zula i Wiktor. Nie przez przypadek.
– Ich miłość narodziła się wśród gruzów powojennej Polski, w stalinizmie – opowiadał mi reżyser. – Potem był ślub, dziecko. Ale rodzice się rozeszli. Oboje wyjechali z kraju. Osobno. Ojciec do Niemiec, matka do Anglii. Na Zachodzie jednak ich uczucie i przywiązanie odżyły. Pobrali się po raz drugi. I znowu były dramaty, i znowu do siebie wrócili. Na emigracji historia, język, wspólna przeszłość bardzo ludzi łączą.
Pawlikowski nie zrobił filmu o nich, ale oddał klimat ich związku. Opowiedział też o historii odciskającej swoje piętno na losach ludzi, o tak dzisiaj ważnym bólu emigracji, o szukaniu wolności i tęsknocie za własnym światem.
Akcja „Zimnej wojny" toczy się od 1949 roku do początku lat 60. Wiktor jest muzykiem, typowym inteligentem. Tworzy zespół folklorystyczny. Zula, prosta dziewczyna, zgłasza się na eliminacje i szybko staje się gwiazdą Mazurka (wzorowanego na Mazowszu). Tych dwoje ludzi łączy uczucie. Mimo różnic są na siebie skazani. Ale gdy Wiktor zdecyduje się w czasie występów Mazurka w Berlinie przejść na zachodnią stronę, Zula nie pójdzie za nim. Odtąd będą żyli osobno, a ich losy będą się przecinać w dramatyczny sposób. Bo nigdy o sobie nie zapomną.