Bogusław Chrabota: Prasa nie służy rządzącym

Ciągle jestem pod wrażeniem filmu „The Post" Stevena Spielberga, który opowiada o kilku kluczowych dniach w historii gazety „The Washington Post", kiedy świeża wciąż w branży właścicielka Katharine Graham musiała się zmierzyć z najważniejszą decyzją w jej życiu. „Washington Post" nie był wtedy jeszcze legendą, ale gazetą sprzedawaną lokalnie. Jednak ambicje wydawcy, a zwłaszcza redaktora Bena Bradlee'ego sięgały dużo wyżej.

Publikacja: 25.05.2018 15:00

Bogusław Chrabota: Prasa nie służy rządzącym

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Grahamowie chcieli uczynić z pisma gazetę o znaczeniu ogólnonarodowym, skutecznie konkurująca z większym i bogatszym „New York Timesem". Wydawali fortunę na reporterów, śrubowali jakość i powoli brakowało im na to funduszy. Podjęli więc decyzję o wprowadzeniu wydawnictwa na giełdę. Wysiłek był wielki, a umowa z finansującym operację bankiem skonstruowana w ten sposób, że dawała bankowi możliwość wycofania się w związku z jakimś poważnym kryzysem. Co mogło nim być? Formułę zakreślono szeroko.

I nagle, na kilka dni przed giełdowym debiutem, wybuchł skandal zwany Pentagon papers. Były dziennikarz wykradł z pilnie strzeżonych archiwów tysiące dokumentów potwierdzających, że administracje kolejnych prezydentów były w pełni świadome amerykańskich trudności w Wietnamie. Co więcej, mimo iż od początku było wiadomo, że zadanie rozbicia Wietkongu to mission impossible, Pentagon okłamywał opinię publiczną i słał na wojnę kolejne setki tysięcy amerykańskich żołnierzy.

Temat pojawił się najpierw w „New York Timesie", tylko po to, by wywołać skandal i ostrą reakcję Białego Domu. Prezydent Richard Nixon uznał, że jest to atak na jego osobę i sytuacja realnego zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. Skutkiem był wydany przez sąd (po raz pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych) zakaz publikacji dokumentów przez NYT. Decyzję sadu powszechnie uznano za złamanie pierwszej poprawki do konstytucji, która ustanawia bezwzględną wolność prasy i publikacji, jednak redaktorzy nowojorskiego dziennika wstrzymali publikacje.

I wtedy do gry wchodzi „Washington Post". Niezależnie od nowojorczyków samodzielnie namierza źródło i zdobywa komplet wykradzionych dokumentów. Bradlee szykuje publikację, jednak lojalnie informuje o tym właściciela wydawnictwa, czyli Katharine Graham. A ta świetnie rozumie, że nie tylko może podzielić los „NYT", ale łamiąc zakaz sądowy, potencjalnie obejmujący „Washington Post" ze względu na tożsamość źródła, może stracić gazetę i osobistą wolność. Zarząd wydawnictwa zdecydowanie odradza publikację, a bankierzy wpadają w panikę. Złamanie prawa może być uznane za przyczynę zerwania umowy.

Katharine ma dylemat, bo po drugiej stronie jest nie tylko wolność słowa, ale również interes publiczny, czyli prawda o wojnie w Wietnamie. Wierzy, że publikacja może przerwać szaleństwo nieudolnej interwencji. I samodzielnie, bardziej z szacunku dla zasad, niż kierując się intuicją, wyraża zgodę na druk. „Washington Post" kontynuuje dzieło „New York Timesa". Na jego łamach ukazują się kolejne artykuły. Wybucha piekło. Nixon dostaje szału, zakazuje dziennikarzom waszyngtońskiego dziennika wstępu do Białego Domu. Jednak odwaga wydawcy ośmiela innych. Śladem „The Post" podążają inne redakcje. Lawina rusza na dobre. W końcu sprawa trafia do sądu, w którym padają słynne słowa: „Gazety służą rządzonym, nie rządzącym". Zakaz publikacji Pentagon papers zostaje zniesiony.

Do dzisiaj szokuje odwaga Katharine Graham. Miała przeciwko sobie niemal wszystkich. Interes wydawnictwa w sytuacji debiutu giełdowego wydawał się jednoznacznie przemawiać przeciw publikacji. A jednak podjęła inną decyzję. W swoich skutkach zbawienną zarówno dla gazety, jak i Ameryki. „Washington Post" z dnia na dzień awansował do pierwszej ligi i przyczynił się do ważnego precedensu sądowego, który na długo ukształtował zasadę wolności publikacji w USA. Przegrał wybitny, choć nielubiany prezydent. Bezmyślną furią wobec dziennikarzy ustawił przeciw sobie opinię publiczną. Zrelacjonowana na łamach „Washington Post" niedługo później afera Watergate i rezygnacja Nixona z prezydentury w 1974 r. to już tylko echa Pentagon papers.

Z dzisiejszej perspektywy historia z 1971 r. może się wydawać nieco archaiczna. „The Washington Post" i cały świat mediów jest już w zupełnie innej epoce. Tytuł kupiony przed kilku laty przez Jeffa Bezosa jest jednym z liderów cyfryzacji. Imponuje nowoczesnym newsroomem i osiągnięciami na rynku multimediów. A jednak Spielberg właśnie dzisiaj przypomina tę historię. Dlaczego właśnie teraz? Czyż nie dlatego, że ma poczucie, iż stary diabeł wciela się w nową skórę? Nixona i waszyngtońską socjetę zastąpiły internetowe byty i pokusa fake newsa. Czyż nie są groźniejsze od tamtych drani? Ben Bradlee mawiał (w „Washington Post" wypisano to na ścianie wielkimi literami): „Prawda, nawet najgorsza, nigdy nie jest tak niebezpieczna jak kłamstwo". Zwłaszcza w służbie rządzących. Dlatego film powinien być oglądany obowiązkowo na całym świecie. A zwłaszcza w Polsce, gdzie całe dziennikarskie zespoły i ich liderzy o tych prostych prawdach zapomniały. Namawiam do wizyty w „The Washington Post", a jeśli komuś daleko, to przynajmniej w najbliższym kinie.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Grahamowie chcieli uczynić z pisma gazetę o znaczeniu ogólnonarodowym, skutecznie konkurująca z większym i bogatszym „New York Timesem". Wydawali fortunę na reporterów, śrubowali jakość i powoli brakowało im na to funduszy. Podjęli więc decyzję o wprowadzeniu wydawnictwa na giełdę. Wysiłek był wielki, a umowa z finansującym operację bankiem skonstruowana w ten sposób, że dawała bankowi możliwość wycofania się w związku z jakimś poważnym kryzysem. Co mogło nim być? Formułę zakreślono szeroko.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Luna, Eurowizja i hejt. Nasz nowy narodowy sport
Plus Minus
Ubekistan III RP
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności