Młodzi chcą reformować demokrację czy jednak obrazili się na nią i się od niej odwracają?
Odwrócili się nie tyle od samej demokracji, ile od instytucjonalnej formuły państwa opiekuńczego. Potraktowałbym to jako rezultat ogólniejszego zjawiska, jakim są zmiany cykliczne. O ile w odniesieniu do buntu młodzieży z 1968 roku można było mówić o przypływie lewicowości, wyrastającej ze sprzeciwu wobec społeczeństwa konsumpcyjnego, kapitalizmu, imperializmu i alienacji pracy, o tyle w 2016 roku dokonał się zwrot w drugą stronę. Młodzież nie akceptuje zachowań, które odbiegają od wartości moralnych, czego świadectwem jest negatywna ocena aborcji, chociaż równocześnie jest najbardziej tolerancyjna wobec lesbijek i gejów. Przykładowo, deklaruje największe poparcie dla publicznego demonstrowania homoseksualizmu – wśród reprezentantów najmłodszych grup wieku odsetek ten obejmuje 44 proc., podczas gdy na poziomie całego społeczeństwa tylko 30 proc. Paradoksem jest, że o ile tamten bunt był lewicową odpowiedzią na wzrost stopy życiowej, o tyle obecnie jest konsekwencją kryzysu. Demokracja dostosowuje się do zmian gospodarki rynkowej.
Rozumiem, że państwo stało się lewicowe, wrażliwe społecznie, zaczęło pomagać biednym, właśnie tak, jak chciała młodzież w latach 60. Ale dzisiejszej młodzieży z jakiegoś powodu to się nie podoba...
Ponieważ nie rozwiązuje to jej problemów egzystencjalno-bytowych, które okazują się ważniejsze od walki z nierównościami i pomaganiem uchodźcom. Młodzi ludzie chcą teraz państwa, które będzie remedium na problemy związane z elastycznymi formami zatrudnienia, nazywanymi w Polsce umowami śmieciowymi, i innymi barierami rozwoju. Fakt, że żadnej demokracji zachodniej nie udało się przezwyciężyć kryzysu, jest dla młodzieży świadectwem niewydolności tego modelu rządzenia.
Czyli państwo opiekuńcze w naturalny sposób zostało przez młodych skojarzone z kryzysem?
Nie jestem pewien, czy młodzi ludzie rzeczywiście definiują dzisiejsze państwo w terminach państwa opiekuńczego, klasycznego „welfare state", które kojarzy się z krajami skandynawskimi lub modelem niemieckim. Być może jest to negatywna ocena jakichkolwiek struktur państwowych, wynikająca z braku doświadczeń. Fakty są takie, że młodzi ludzie są bardziej indywidualistycznie nastawieni do systemu kapitalistycznego niż starsze roczniki i mniej wierzą w skuteczność instytucji państwowych. Ale dzisiaj każde państwo realizuje w jakimś stopniu politykę wydatków socjalnych, więc 15–24-latki nie miały okazji do poznania alternatywnych modeli systemu demokratycznego.
To pokolenie zawsze takie będzie?
Kariery życiowe młodzieży determinowane są przez trzy główne czynniki: efekt wieku (im starsi, tym bardziej konserwatywni i religijni), efekt pokolenia i efekt historyczny. Efekt pokolenia polega na tym, że ludzie urodzeni i wychowywani w określonym przedziale czasowym nasiąkają charakterystycznymi dla tego okresu wartościami i światopoglądem. Oznacza to, że prawicowe roczniki mające obecnie 18–24 lata powinny pozostać prawicowe, gdy osiągną 25–35 lat, a następnie 35–45 lat itd. Co więcej, być może prawicowość ta zostanie jeszcze wzmocniona przez procesy starzenia. Powstaje pytanie, co z następnym pokoleniem. Dla kształtowania się jego stosunku do rzeczywistości i postaw duże znaczenie będzie miał efekt wydarzenia historycznego, jakim jest kryzys ekonomiczny, który nie zanika. Jeśli kryzys będzie trwał, to od następnego pokolenia nie należy oczekiwać zwrotu w kierunku lewicowości.
Jaki może być wpływ tych pokoleń na funkcjonowanie państwa, społeczeństwa? Ich przekonania i poglądy mogą się przyczynić do jakichś zmian systemowych?
Mogłyby w wyniku wzrostu aktywności politycznej i zaangażowania w sprawy publiczne.
Z ich zaangażowaniem nie jest chyba tak źle. Reżyser Robert Gliński, który od lat kręci filmy traktujące o kondycji polskiej młodzieży, twierdzi, że dzisiejsze młode pokolenie jest szczególne, bo gdy wcześniejsze parły do konsumpcjonizmu czy rozrywki, to dzisiejsi młodzi ludzie bardzo mocno prą do świata idei, wartości.
Argumentem przeciwko tej interpretacji jest powtarzające się zjawisko najniższej aktywności wyborczej najmłodszych grup wieku. Jednak z drugiej strony dla młodzieży charakterystyczne jest unikanie ustabilizowanego członkostwa w partiach politycznych oraz zaangażowania na stałe. Młodzi ludzie preferują raczej zrywy niż systematyczne działania, dlatego też nie uczestniczą w wyborach. Ale równocześnie młodzi ludzie są najbardziej spontaniczni i potrafią się najgoręcej zmobilizować, jeśli tylko coś ich naprawdę oburzy. Zaangażowanie to jest bezpośrednie, z tym że krótkotrwałe i nieprzynoszące długofalowego sukcesu. I w tym przypadku działa efekt wieku – młodzieży brakuje doświadczenia, jak funkcjonuje demokracja i jak o nią należy zabiegać.
Ale możliwe, że polska młodzież wcześniej zdecydowanie mniej interesowała się światem idei, że w ostatnich latach nastąpiła na tym polu znacząca zmiana?
Myślę, że tak, ale wynika to z rozwoju technologicznego. W młodej demokracji możliwości zaangażowania publicznego, nawet krótkotrwałego, dopiero zaczynają się rodzić. W latach 90. nie było takich szans, bo nie pojawiły się jeszcze instytucje, które dawałyby możliwość angażowania się w sprawy publiczne, nie było też takich instrumentów oceny rzeczywistości, jaką zapewnia internet. Kolejnym sprzyjającym czynnikiem jest wzrost wykształcenia, które zwiększa zapotrzebowanie na wiedzę i uczy racjonalności. Młodzi ludzie posługują się skuteczniejszymi narzędziami poznawania oraz oceny procesów i zjawisk, przez co stają się coraz lepiej przygotowani do życia w demokracji, a co za tym idzie – bardziej wymagający. Nie można dziś zbyć ich byle czym. Są bardziej skuteczni w domaganiu się odpowiedzi na krytyczne pytania. Skłonność do krytycyzmu chyba zawsze będzie wyróżniała najmłodsze roczniki spośród innych grup wiekowych.
Prof. Henryk Domański jest socjologiem, kierownikiem Zespołu Badań Struktury Społecznej w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Pełni funkcję redaktora naczelnego pisma „ASK. Research & Methods"
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95