Pomysł zakłada nie tyle rozszerzenie programu, ile ścisłe jego powiązanie z pracą. Rozszerzenie ma miejsce w tym sensie, że pieniądze wypłacane byłyby na pierwsze dziecko, ale wyłącznie dla rodziców mających zatrudnienie lub aktywnie go poszukujących.
Ciekawe, że chcesz rozszerzać program, przeciwko któremu głosowałaś.
Bo nie ma na niego w obecnej formie pieniędzy.
Dlatego go rozszerzycie?
Nie w tym rzecz. PiS wprowadził program, który jest z zasady bardzo niesprawiedliwy. Wypłaca się pieniądze tylko generalnie na drugie dziecko. W sytuacji, gdy dziecko jest jedno, a rodzina przekracza ustawowy dochód choćby tylko o złotówkę, to pieniędzy nie otrzyma. Pytanie o to, co jest celem tego programu? Czy naprawdę powinno nam chodzić o to, by utrzymywały się z niego niepracujące rodziny? Sądzę, że celem jest pobudzanie dzietności w państwie. Na coś się trzeba zdecydować. Proponowane zmiany zmierzają do wyboru tego drugiego wariantu.
Powiązanie z pracą można by załatwić odpisem podatkowym, ale wtedy nie byłoby to takie efektowne.
To prawda. Pamiętajmy jednak, że program ma silne poparcie społeczne. Postarajmy się go zmienić na jeszcze lepszy, by wypłaty świadczeń powiązać z zatrudnieniem, by mobilizować do zawodowej aktywności.
Dziwne, że liberałowie nie martwią się tym, że będziemy mieć za chwilę coś na kształt nowej „dziury Bauca".
Nie chcę rozmawiać o szczegółach w sytuacji, gdy wciąż nie ma danych.
Jeśli się przedstawia taki pomysł, to powinno się mieć wszystko policzone. A nie: zgłaszamy pomysł i zastanawiamy się, skąd na niego dosypać.
Szacunki są, ale o wynikach realizacji programu trzeba będzie rozmawiać później. Dziś czynników wpływających na zakładane rezultaty jest tak wiele, że bardzo trudno je czasem zidentyfikować. Jeżeli jakiekolwiek ugrupowanie będzie mówiło, że chce zakończyć program 500+, to ma przepis na spektakularną porażkę. Mówiąc wprost: nikt nie zamierza odbierać tych pieniędzy, ale można ten program znacznie usprawnić, bo dziś psuje on państwo. Skala zniszczeń, których dokonało PiS przez 1,5 roku, jest tak znaczna, że nie można tej formacji pozwolić dominować na scenie politycznej.
Czyli wracamy już do legendarnego „straszenia PiS-em". Czy naprawdę o to chodzi? Może trzeba po prostu pokazać lepszą drogę niż ta, którą proponuje PiS.
Propozycje się pojawiają, dzieje się jednak tak dużo, że nawet osoby interesujące się polityką nie mają tyle czasu, by zapoznać się z poszczególnymi propozycjami partii. Dwa lata temu nie sądziłam, że będę mówiła takie rzeczy. Każdy, kto nie uważa odsunięcia PiS od władzy za swój cel, jest nieodpowiedzialny. Dlatego jestem zwolennikiem zjednoczenia opozycji.
Dlatego doprowadziłaś do rozłamu Nowoczesnej?
Nie. Dlatego ten rozłam nastąpił.
Wygląda to jak polska prawica w latach 90. Łączymy się po to, żeby się dzielić. Dzielimy po to, by się łączyć.
Wbrew pozorom nasze odejście może przynieść sporo dobrego Nowoczesnej. Może lider zorientuje się, że są inne oczekiwania wobec działań partii, zarówno wśród wyborców, jak i posłów. Mogę być łącznikiem między Platformą a Nowoczesną.
Najpierw wbijamy nóż w plecy, a potem łączymy.
Cóż to za zwrot, ten „nóż w plecy"... Nie za ostro?
To nie mój, tylko Pawła Rabieja. Sporo mówi o nastrojach i obecnym stosunku do was. To tak, jakbyś naprawdę chciała zostać tym łącznikiem.
Najważniejsza jest odpowiedzialność za państwo. Ja chcę ją wziąć. To PO mówi o wspólnych listach, a Nowoczesna zajmuje się krytykowaniem konkurentów w internecie.
Może Nowoczesna chce przypomnieć, dlaczego powstała.
W Nowoczesnej jeszcze nie dominuje przekonanie, że trzeba coś robić inaczej. Podczas protestu w Semie było widać, jak ludzie potrzebują wspólnej opozycji. Za chwilę wybory samorządowe. Co będzie, gdy prezydent z PO odda pole PiS-owi, bo Nowoczesna zabierze mu 5 proc. głosów?
To po co ta Nowoczesna w ogóle powstawała i po co do niej wstępowałaś?
Zmieniły się warunki. Nikt nie mówił, że będzie zmiana ordynacji przed wyborami samorządowymi, że możliwa jest nawet tylko jedna tura wyborów prezydenckich.
Informacje o takim rozwiązaniu akurat dementują politycy PiS.
Fantastycznie, że dementują, ale ten pomysł zrodził się w szeregach tamtej partii. To, że dzisiaj jest dementi, nie wyklucza tego, że pojawi się jej prezes i nie podejmie decyzji w tej sprawie jednoosobowo. Te zmiany, które chce wprowadzić PiS, mogą spowodować, że wiele miast może zostać oddanych PiS. Wybory samorządowe są dla mnie bardzo ważne.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95