Kilkudniowa nieobecność w nadbałtyckim kraju po raz kolejny utwierdziła mnie w tym, że tego ludu nie można zostawiać bez opieki. Ledwo wyjechałem, a prawi i sprawiedliwi wpakowali się w kolejne kłopoty. Oczywiście są one wynikiem przebiegłości partii, na czele której stoi pewna matematyczka z robotniczego miasta. Nie byłoby ich jednak, gdyby nie opieszałość rządzących, a może przede wszystkim jakieś chwilowe zaćmienia w ich myśleniu. Ale od początku.
Podobnie jak przed kilkoma laty, gdy krajem rządził Donald, do parlamentu wślizgnęli się rodzice z niepełnosprawnymi dziećmi. Czego chcą? W moim przekonaniu równego traktowania, a przede wszystkim godności. Tymczasem prawi i sprawiedliwi najpierw udawali, że ich nie widzą, a teraz uważają ich żądania za wygórowane. Wysoki Mateusz mówi zaś o nowym podatku, który trzeba nałożyć na najbogatszych, by było z czego dać biedniejszym. I niby ma rację, bo przecież bogatsi powinni się dzielić, ale... Wzrost gospodarczy w kraju ponoć jest, budżet stać na to, by wypłacać co miesiąc ekstraświadczenia na miliony dzieci, dodatkowo każde dziecko ma dostać jednorazową zapomogę roczną na zakup książek i przyborów do szkoły. A na niepełnosprawnych nie ma. W żaden sposób nie mogę tego pojąć. Być może dlatego, że fakultet ekonomiczny podczas szkoleń omijałem szerokim łukiem?
W każdym razie sytuacja jest ze wszech miar zła. Prawi i sprawiedliwi stoją pod ścianą. Matematyczka i Grzegorz z rampy naciskają. A na dodatek zielony Władysław ciągle wyciąga Jarosławowi i jego ludziom wysokie zarobki w państwowych spółkach. Obym był złym prorokiem, ale nie idzie to w dobrym kierunku. Powiedziałbym nawet, że to droga wiodąca ku przepaści...
Można się jedynie pocieszać, że po drugiej stronie nie jest lepiej. Do gry wraca znów ustawa o tzw. związkach partnerskich. Wyciągnęła ją i promuje matematyczka. Nie wróżę sukcesu, ale jednak coś z jej przekazu do społeczeństwa dotrze.
W najbliższym czasie nigdzie się nie wybiorę. Muszę czuwać, by się do końca nie pogubili. Chwilowo musimy zatem pozostać jedynie przy kontakcie listownym.