Każdy przyjazd Donalda Tuska wywołuje gigantyczne zainteresowanie polityków PiS i prorządowych mediów, śledzących każdy jego krok i każde słowo. Mimo że jest on skończony, skompromitowany i pozbawiony honoru. Trwa pełne napięcia oczekiwanie, że w końcu się do tego przyzna. A skoro się nie przyznaje, to tym bardziej potwierdza, że jest skończony, skompromitowany i pozbawiony honoru.
Z wizytami Tuska jest jak z pielgrzymkami papieża w latach 80. Jego obecność w Polsce to święto dla opozycji, której dodaje otuchy, że kiedyś zwycięży ona w walce ze złem uosobionym w Jarosławie Kaczyńskim (dawniej Wojciechu Jaruzelskim). Wszystko się zgadza. No, może prawie. Jak Tusk nauczy się odprawiać msze, to już będzie komplet.