Z całą pewnością kluczowa była geopolityka i działania czynników zewnętrznych. Ale nie deprecjonuję tego, co – w tamtych realiach politycznych – udało się osiągnąć polskim politykom.
Prof. Andrzej Chwalba: Ambasadorowie polskiej sprawy
Wybuch wojny spowodował zwiększenie aktywności narodów niemających własnej państwowości. Jest to ważne, bo my – zabiegając o pomoc w wielu miejscach na świecie – niejednokrotnie spotykaliśmy przedstawicieli narodów, którzy mieli podobne cele. Tyle że często kolidowały one z naszymi celami. To nie tylko był konflikt na linii Zachód–Rosja, w grę wchodziły również aspiracje czeskie czy spór między Serbami a Chorwatami; poparcia w USA szukali też Irlandczycy (przeciwko Anglikom). To komplikowało nasze działania. Każdy przecież mówił, że „nasz los jest najtrudniejszy, to nam pomoc się należy".?Na początku zaczynaliśmy niemalże od zera. Wiedza Europejczyków o Polsce była bardzo skromna. Dmowski i inni musieli przekonać Europę i świat, że Polska jest potrzebna i warto coś o niej wiedzieć. W tym celu wykorzystano pieniądze m.in. Maurycego Zamoyskiego czy Mikołaja Potockiego. Pozwoliły one wydać wiele tekstów na temat polskiej kultury. Ale chodziło też o to, by znaleźć po stronie polskiej osoby z wielkimi nazwiskami. Poza Dmowskim i Piłsudskim mieliśmy Ignacego Jana Paderewskiego, wówczas najbardziej znanego pianistę na świecie, czy Josepha Conrada. Działała też Maria Skłodowska-Curie, a także Władysław Mickiewicz oraz noblista Henryk Sienkiewicz. Jego, podobnie jak Paderewskiego, na Zachodzie chciano słuchać. Dmowski mówił do Paderewskiego: „Panie Ignacy, pan ma nazwisko, nie ja. Pan niech prowadzi tę robotę, a ja idę za panem".
Zadaniem polskich polityków było znalezienie na świecie i w Europie sojuszników, ambasadorów sprawy polskiej. Trzeba było uczestniczyć w rozmaitych spotkaniach, tak jak to robił Dmowski, który zjeździł Szkocję, Anglię, Walię, wygłaszając kilkadziesiąt przemówień. I notował w swoim dzienniku: „Jak dziad do obrazu. Oni o Polsce nic nie wiedzą". W końcu znalazł genialnego polityka, a przede wszystkim literata, Gilberta K. Chestertona. Mimo że Chesterton był katolikiem, Anglicy, w ogromnej większości anglikanie, chcieli go słuchać. W trakcie wojny coraz aktywniejsze stawały się amerykańskie środowiska żydowskie. Dmowski doświadczył tego podczas urządzonej przez Paderewskiego wyprawy do USA. W przygotowaniach rozmów z Robertem Lansingiem, płk. Edwardem House'em czy prezydentem Wilsonem brały udział również wspomniane środowiska żydowskie, które uważały, że Polska powinna dostać na arenie międzynarodowej zielone światło, jeżeli da gwarancję autonomii narodowej i kulturowo-oświatowej dla Żydów w Polsce oraz innych krajach europejskich. Był to olbrzymi problem, gdyż – mimo mediacji Paderewskiego – Dmowski miał opinię antysemity. W 1919 roku Komitet Narodowy Polski założony przez Dmowskiego był uznawany za polski rząd. W 1918 roku, choć Polski jeszcze nie było, Komitet zaciągnął kredyty – od Anglii, Francji i USA – na działalność KNP i armii. Genialny zabieg – Polska musiała powstać, żeby kredyty zostały zwrócone.
Polityczna dwoistość była słabością. Stąd wziął się piękny list Piłsudskiego do Dmowskiego, który musiał tego pierwszego wiele kosztować. Piłsudski przekonywał: „Panie Romanie! Musimy wspólnie budować historię Polski". Pan Roman dał się przekonać.
Prof. Jan Żaryn: Sympatyczni Polacy
Zacznę od przytoczenia słów nieżyjącego już prof. Pawła Wieczorkiewicza, który niegdyś powiedział, że Piłsudskiego i Dmowskiego łączyła pewna cecha wspólna – otóż od początku do końca byli suwerenni. Jest to bardzo ważne. Polityka przez nich prowadzona była podporządkowana polskim interesom, niezależnie od relacji z sojusznikami. Suwerenność, to słowo klucz, jeśli chodzi o postawę tych dwóch polityków. Wybrali oni dwie różne drogi, ale mieli niewątpliwie wspólny cel. Zdradzili dotychczasowych sojuszników, ponieważ nie zdradzili sprawy polskiej. To jest bardzo ważne i aktualne także dla współczesnej polityki.