To właśnie jemu zawdzięczały swoją nazwę – fiakry. Do Warszawy dotarły jednak po ponad wieku, kiedy to podobny interes otworzył niejaki Klavier. Kolejni odważni, Francuzi de Clair i d'Ossudy, latem 1777 roku zaoferowali mieszkańcom miasta zarówno wozy, jak i lektyki. Z uwagi na niesumienność, nieporadność i pijaństwo pracowników nie odnieśli spodziewanego sukcesu. W efekcie dorożki podbiły serca mieszkańców stolicy dopiero po utracie przez Polskę niepodległości.
Na rzetelne opracowanie ich historii musieliśmy czekać równie długo. Dopiero niedawno wyzwanie podjęli Łukasz Lubryczyński i Karolina Wanda Gańko. Ich książka „Dorożkarstwo warszawskie w XIX wieku" to świetnie napisane kompendium poświęcone historii dorożek. Autorzy przedstawiają w nim rozwój branży, opisują najpopularniejsze trasy, ceny i stroje, analizują zmiany zachodzące w konstrukcji pojazdów, a nawet obowiązujące przepisy prawne. Przyglądają się zarówno właścicielom przedsiębiorstw dorożkarskich, jak i ich pracownikom spędzającym nieraz i po kilkanaście godzin na koźle.
A biznes to był specyficzny. Brudne pojazdy w kiepskim stanie, nieprzyjemni, opryskliwi powożący, próby windowania stawek oraz oszukiwania przełożonych były bowiem na porządku dziennym. Dorożkarze nieraz dogadywali się ze złodziejami okradającymi podróżnych. Na krótkie trasy nie chcieli jeździć, często odmawiali pasażerom, których wygląd nie dawał nadziei na suty napiwek. Największe wzięcie mieli młodzi i bogaci klienci, którzy uwielbiali szybką, niebezpieczną jazdę i byli gotowi dodatkowo za to zapłacić. Nic dziwnego, że często dochodziło do wypadków.
„Dorożkarstwo warszawskie w XIX wieku" przypomina chwilami powieść sensacyjną czy wręcz dobrze napisany kryminał. Autorzy podają konkretne nazwiska i adresy, dane statystyczne zaś uzupełniają barwnymi anegdotkami czy cytatami z ówczesnej prasy. Czytelnik obdarzony wyobraźnią siłą rzeczy przenosi się w czasie. I zaczyna tęsknić za taką Warszawą. Jakże inne było wtedy życie!
więcej na: kulturalna.warszawa.pl