Plus Minus: Pani marszałkowo, proszę opowiedzieć, jak wyglądało życie codzienne państwa rodziny w Sulejówku jeszcze przed rokiem 1926, przed zamachem majowym?
Ja wstawałam wcześnie, bo dzieci budziły się koło ósmej, mąż spał do dziesiątej. O tej godzinie podawałam mu śniadanie do łóżka. Przynosiłam mu także „Kurier Poranny" i „Ekspres". Spał potem jeszcze godzinę, a nieraz i dwie. Po wstaniu kontrolował stan drzewek: grusz, jabłonek i najmłodszych lipek. Obiad jadaliśmy o godzinie 8. Mąż bardzo nie lubił, gdy się służąca spóźniała z podaniem, ale w drobiazgach życia codziennego nie miał ani wymagań, ani grymasów. Do obiadu siadaliśmy zawsze wspólnie z całą rodziną i wtedy nie lubił obecności obcych osób. Przy stole prowadził zawsze wesołe rozmowy, opowiadał zabawne anegdoty albo epizody historyczne. Bardzo często powtarzał dziewczynkom i znajomym: uczcie się historii, jej znajomość jest bardzo potrzebna w życiu. Do jedzenia nie przywiązywał żadnej wagi. Zadowalała go najskromniejsza kuchnia, ale nie znosił kołdunów i bigosu.