Michał Szułdrzyński: Prawica bez pozytywnej wizji Unii Europejskiej

Największym błędem popełnionym w ostatnich latach przez konserwatywną prawicę – nie tylko w Polsce, ale i w innych państwach kontynentu – było oddanie walkowerem idei zjednoczonej Europy.

Aktualizacja: 26.03.2017 12:18 Publikacja: 23.03.2017 15:11

Michał Szułdrzyński: Prawica bez pozytywnej wizji Unii Europejskiej

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Gdy przyglądamy się dziś programom głównych prawicowych partii politycznych, o tych skrajnych nie wspominając, widzimy, że nie mają one niemal żadnej pozytywnej wizji Unii Europejskiej. Eurosceptyczna prawica coraz głośniej domaga się w ogóle demontażu Wspólnoty, centroprawica akceptuje status quo, a prawica tożsamościowa – czyli mieszcząca się między tą odwołującą się do nacjonalizmu a tą w centrum – wciąż na Unię narzeka.

Wylano już morze atramentu na opis procesu, za sprawą którego liberalna lewica przejęła projekt wspólnej Europy, u swoich korzeni wszak z gruntu prawicowy i wprowadzany przez chadeckich polityków (wielu było wiernymi synami Kościoła katolickiego). Dziś Europę za „swoją" uważają głównie partie liberalne i socjaldemokratyczne. Liberałowie od dawna forsują pomysł głębszej federalizacji UE, uznając, że tylko likwidacja państw narodowych doprowadzi do zaszczepienia liberalnych wartości na całym kontynencie. Również socjaldemokraci chuchają i dmuchają na Wspólnotę, uważając ją za narzędzie szerzenia postępu i promocji europejskiego „modelu socjalnego" – to modne hasło, które powtarzają ostatnio w Europie wszyscy bez względu na poglądy polityczne. I teoretycznie europejska chadecja również ma własną wizję Unii, ale konserwatyści zarzucają jej, że przez wieloletni sojusz z socjalistami w Parlamencie Europejskim nie potrafiła stanąć na drodze procesowi kolonizowania UE przez lewicę.

Dlatego też tożsamościowa prawica uwielbia wytykać Brukseli rozmaite obsesje: od przeregulowania gospodarki, przez nadmiar przepisów, po wymagania dotyczące równości płci czy promowanie „niestereotypowych ról płciowych", czyli wspieranie ideologii gender. Konserwatyści zarzucają Unii, że w swych dokumentach dotyczących walki z dyskryminacją popiera postulaty środowisk LGBT, że poprzez próbę narzucania uznawania związków zawartych w innych krajach próbuje wprowadzić tylnymi drzwiami związki jednopłciowe (oficjalnie UE nie ingeruje w prawo rodzinne), że wprowadzając procedury europejskiej adopcji, otwiera drzwi dla legalizacji adopcji przez pary jednopłciowe w krajach, które sobie takiego rozwiązania nie życzą. Lista zarzutów prawicy wobec Unii jest bardzo długa.

Pytanie tylko, co prawica ma do zaproponowania w zamian. Tym bardziej, że – Polska jest tu na szczęście chlubnym wyjątkiem – wiele niechętnych Unii ugrupowań prawicowych jest równocześnie życzliwych wobec Rosji, biorąc za dobrą monetę popularyzowaną przez niektóre ośrodki narrację o przeciwdziałaniu zachodniemu zepsuciu. Władimir Putin nie wygląda na wiarygodnego patrona nowej integracji Europy. W dodatku antyeuropejskie partie często opowiadają się za protekcjonizmem i obwiniają Unię za te same grzechy co globalizację. Walcząc z wolnym rynkiem i swobodnym przepływem kapitału, postulują przy okazji likwidację Unii i zastąpienie jej przez państwa narodowe. Te są mocno zantagonizowane, byłby to więc kres europejskiego snu o pokoju i wzroście.

Dlatego też prawica – szczególnie polska – jeśli chce mieć w Europie coś do powiedzenia, musi wreszcie stworzyć pozytywną wizję Wspólnoty. Zaproponować Unię atrakcyjną dla kolejnych pokoleń młodych Europejczyków, którzy znudzeni dotychczasowym modelem integracji szukają ucieczki w rozmaitych radykalizmach.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Gdy przyglądamy się dziś programom głównych prawicowych partii politycznych, o tych skrajnych nie wspominając, widzimy, że nie mają one niemal żadnej pozytywnej wizji Unii Europejskiej. Eurosceptyczna prawica coraz głośniej domaga się w ogóle demontażu Wspólnoty, centroprawica akceptuje status quo, a prawica tożsamościowa – czyli mieszcząca się między tą odwołującą się do nacjonalizmu a tą w centrum – wciąż na Unię narzeka.

Wylano już morze atramentu na opis procesu, za sprawą którego liberalna lewica przejęła projekt wspólnej Europy, u swoich korzeni wszak z gruntu prawicowy i wprowadzany przez chadeckich polityków (wielu było wiernymi synami Kościoła katolickiego). Dziś Europę za „swoją" uważają głównie partie liberalne i socjaldemokratyczne. Liberałowie od dawna forsują pomysł głębszej federalizacji UE, uznając, że tylko likwidacja państw narodowych doprowadzi do zaszczepienia liberalnych wartości na całym kontynencie. Również socjaldemokraci chuchają i dmuchają na Wspólnotę, uważając ją za narzędzie szerzenia postępu i promocji europejskiego „modelu socjalnego" – to modne hasło, które powtarzają ostatnio w Europie wszyscy bez względu na poglądy polityczne. I teoretycznie europejska chadecja również ma własną wizję Unii, ale konserwatyści zarzucają jej, że przez wieloletni sojusz z socjalistami w Parlamencie Europejskim nie potrafiła stanąć na drodze procesowi kolonizowania UE przez lewicę.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów