Tomasz Terlikowski: Prawdziwi wykluczeni

Są takie słowa, które w debacie publicznej zostały zawłaszczone przez jedną ze stron. Jednym z nich jest „wykluczenie”. Jest faktem, że na wykluczonych od lat polityczny kapitał zbija lewica.

Aktualizacja: 19.03.2017 07:54 Publikacja: 16.03.2017 13:16

Tomasz Terlikowski: Prawdziwi wykluczeni

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Są takie słowa, które w debacie publicznej zostały zawłaszczone przez jedną ze stron. Nie, nie zarzucam chęci odbierania ich innym, bo często owo zawłaszczenie bierze się z niechęci jednej ze stron do jakiegoś terminu. I tak przez lata patriotyzm wielu ludziom lewicy czy polskim liberałom (uczciwie trzeba przyznać, że wcale nie wszystkim) kojarzył się raczej negatywnie, więc obawiając się posądzeń o nacjonalizm, jak ognia unikano jego stosowania. Obecnie to się zmieniło, ale po latach zaniedbań niełatwo jest budować lewicowy patriotyzm (szczególnie gdy ma być on sprowadzony do sprzątania po własnych psach).

Ale na konserwatywnej prawicy mamy podobne terminy. Jednym z nich jest „wykluczenie". Jest faktem, że na teorii wykluczenia, na wykluczonych od lat polityczny kapitał zbija lewica. To ona wskazuje, kto jest, a kto nie jest wykluczony, a zabiegając o współczucie dla tych, których za takich uznaje, buduje gigantyczny program przemian społecznych, redefiniując rozumienie małżeństwa czy rodziny, a także tworząc – nie zawsze korzystne dla samych zainteresowanych – programy pozytywnej dyskryminacji. Wykorzystywanie grup (realnie lub wirtualnie) wykluczonych przez lewicę nie oznacza jednak, że nie ma prawdziwych wykluczonych, którymi powinna zająć się konserwatywna prawica. „Wykluczenie" istnieje i trzeba o nim zupełnie otwarcie mówić.

Przykładem może najbardziej bolesnym jest sytuacja osób z zespołem Downa. Kolejne kraje ogłaszają, że już są, a może za chwilę będą „regionami od niego wolnymi". W Islandii od pięciu lat nie urodziło się żadne dziecko z tym genetycznym zespołem. Powód? Masowe testy prenatalne i eliminacja każdego (100 proc.) dzieci z zespołem Downa na etapie płodowym. Dania zapowiada, że w ciągu dziesięciu najbliższych lat osiągnie podobny rezultat, a Szwecja czy Norwegia już się do niego zbliżają, bo ponad 95 proc. dzieci z taką diagnozą jest abortowanych. Gdy pytać się o przyczyny, zazwyczaj pada opinia o „niskiej jakości życia" cierpiących na zespół Downa. Tyle że same takie osoby deklarują – i to aż w 99 proc. – że są szczęśliwe, 97 proc. z nich zapewnia, że jest zadowolona z tego, jaka jest, a 96 proc., że lubi swój wygląd. Takich danych statystycznych nie ma w żadnej grupie ludzi zdrowych.

Ale w ostatnich dniach w Polsce mieliśmy inny przykład wykluczenia. Lewica (skrajna) zdecydowała się wykluczyć z debaty uniwersyteckiej Rebeccę Kiessling, amerykańską prawniczkę, która od lat walczy o prawo do narodzin osób, które poczęły się z gwałtu. Jest ona osobiście zainteresowana tą sprawą, bo i ona poczęła się w wyniku gwałtu i dla wielu nie była godna tego, by się urodzić. Identycznie najwyraźniej myślą lewicowi działacze młodzieżowi skupieni w rozmaitych kołach naukowych na Uniwersytecie Warszawskim, Jagiellońskim i Wrocławskim, na których zablokowano jej wykład. Powód? Rzekomo skrajne i radykalne poglądy.

Nawet jeśli uznać, że dla kogoś jej poglądy dotyczące prawa do narodzin dzieci z gwałtu są radykalne, to dla wielu innych za takie uchodzą poglądy prof. Moniki Płatek, która bez większego obciachu głosi, że w rodzinach homoseksualnych rodzi się więcej dzieci niż w heteroseksualnych. Mimo to jej nikt z debaty nie wyklucza.

Wydaje się, że absolutnym fundamentem wolności akademickiej jest właśnie uznanie, że różni ludzie mogą prezentować na uniwersytetach różne poglądy. Uznanie, że jest inaczej, że pochodzenie (z gwałtu) albo poglądy na temat aborcji mają wykluczać z przestrzeni akademickiej, to niestety, smutny powrót do czasów getta ławkowego. Przed II wojną światową skrajni endecy chcieli wykluczyć z uniwersytetów Żydów; teraz skrajna lewica z uniwersytetów chce wykluczyć osoby z gwałtu. Niby tak wiele się zmieniło, niby tak wiele mówimy o wykluczeniu, ale wciąż godzimy się na to, by pewnych ludzi wykluczać. Smutne, ale tak jest.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Są takie słowa, które w debacie publicznej zostały zawłaszczone przez jedną ze stron. Nie, nie zarzucam chęci odbierania ich innym, bo często owo zawłaszczenie bierze się z niechęci jednej ze stron do jakiegoś terminu. I tak przez lata patriotyzm wielu ludziom lewicy czy polskim liberałom (uczciwie trzeba przyznać, że wcale nie wszystkim) kojarzył się raczej negatywnie, więc obawiając się posądzeń o nacjonalizm, jak ognia unikano jego stosowania. Obecnie to się zmieniło, ale po latach zaniedbań niełatwo jest budować lewicowy patriotyzm (szczególnie gdy ma być on sprowadzony do sprzątania po własnych psach).

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów