Kultura bez korzenia?

Biblijne i chrześcijańskie wątki naszego dziedzictwa, mimo zalewu popkultury i obniżenia standardów, mają się dobrze. Ale kto zadba o klasyków?

Aktualizacja: 11.03.2016 08:55 Publikacja: 11.03.2016 00:37

Ewangelia według św. Łukasza na strzępie pergaminu

Ewangelia według św. Łukasza na strzępie pergaminu

Foto: The Art Archive/Musée du Louvre Paris/Gianni Dagli Orti/AFP

Tadeusz Kościuszko w latach szkolnych postanowił się wzorować na Tymoleonie. Nie warto pytać, czy ktoś kojarzy tę postać... Na skutek redukcji kształcenia klasycznego „Żywoty" Plutarcha czytane są rzadko, przez co mało kto słyszał o nieprzejednanym przeciwniku tyranii z greckiej Sycylii.

A w „Panu Tadeuszu" (na cześć tamtego Tadeusza zresztą nazwanym) czytamy:

Siedzi Rejtan żałośny po wolności stracie,

W ręku trzyma nóż ostrzem zwrócony do łona,

A przed nim leży Fedon i żywot Katona.

„Fedon" to dialog Platona o nieśmiertelności duszy, a Katon (Młodszy) wsławił się jako obrońca republiki przed Cezarem. Po klęsce wybrał heroiczne samobójstwo. W soplicowskim dworku przypisy na ten temat nie były jeszcze potrzebne.

Zastanawiając się nad korzeniami czy fundamentami obecnej kultury polskiej, trzeba podkreślić cztery jej inspiracje. Są to Biblia i chrześcijaństwo, kultura klasyczna (grecka i rzymska), kanon literatury polskiej z Kochanowskim, Mickiewiczem, Słowackim, Sienkiewiczem oraz ostatnie burzliwe stulecie niepokoju politycznego, umysłowego i artystycznego. W czasach obniżki poziomu edukacji związanej z jej upowszechnieniem można mieć obawy co do znajomości wszystkich tych źródeł, wypieranych przez popłuczyny po zachodniej kulturze masowej i dekadenckich modach intelektualnych. Niemniej widać tu dysproporcję.

Obecność katolicyzmu sprawia, że czynnik chrześcijański i biblijny pozostaje żywy i obecny nawet w warunkach laicyzacji, choć niewielu już wie, co to znaczy „sprzedać za miskę soczewicy" (a pasuje do niektórych sytuacji jak ulał!). Próby ograniczenia podstawowego kanonu lektur szkolnych na razie się nie udały. Historia i literatura najnowsza cieszą się zainteresowaniem twórców programów, może nawet przesadnym w proporcji do ich znaczenia i wartości. Natomiast z kulturą klasyczną jest niedobrze.

Po co łacina?

Kształcenie klasyczne obrońców ma niewielu, a przeciwników dużo. Większości jest to obojętne. Główny argument przeciwko to mała korzyść z wiedzy o dawnych czasach. Nasuwa się tu anegdota o Euklidesie, którego kandydat na studenta spytał, jaki będzie miał pożytek z geometrii. Ten zawołał niewolnika i polecił dać natrętowi trzy obole, dodając: – On chce mieć korzyść z wiedzy!

Ten argument utylitarny mógłby być użyty, i to z większą racją, przeciwko lekcjom muzyki i plastyki w szkole publicznej, gdyż nie jest zadaniem państwa kształcić obywateli estetycznie czy kształtować ich gusty. Niemniej tych przedmiotów nie chce usuwać prawie nikt. A przy tym kształcenie klasyczne nie służy samej przyjemności oraz udziałowi w kulturze, choć oczywiście spełnia i tę funkcję.

Bezpośredni kontakt ze starożytnością daje dopiero znajomość języków klasycznych, łaciny i greki. Z powodu pracochłonności ich nauczanie budzi sprzeciw. Tymczasem do niedawna nauka łaciny w ogólnokształcącej szkole średniej, i to w sporym wymiarze, była w Europie czymś oczywistym i w większości krajów nadal tak się dzieje; do tego przy profilu humanistycznym dochodzi greka. Przecież łacina była przez dwadzieścia wieków językiem uniwersalnym, językiem elit. Słuszna jest więc akcja  filologów klasycznych „Polska w Europie – łacina w szkole". Łacina to część pomostu między tradycją a teraźniejszością Europy.

Zwolennicy łaciny przytaczają też argumenty szczegółowe. Sporo na ten temat napisali najwybitniejsi humaniści i znawcy starożytności – w Polsce od Tadeusza Zielińskiego po Juliusza Domańskiego. Nie dlatego jednak, że bronili swojej sprawy. Kto poznał świat starożytny, jego piękno i bogactwo, chce się tym podzielić.

Łacina z greką rozwijają umysł, tak że poznający je uczniowie osiągają przeciętnie lepsze wyniki w ogóle. Dawno to zauważono, ale taki sam wynik dały nowsze badania amerykańskie i niemieckie. Może ktoś pomyśli, że to dlatego, że uczniowie zdolniejsi i ambitniejsi uczą się chętnie rzeczy dodatkowych – ale to też by o czymś świadczyło. Lepsi sięgają po klasykę.

Języki starożytne są źródłem znacznej części słownictwa języków europejskich, w tym polskiego, oraz ich ładu gramatycznego, stylu i literackości: obrazowania, motywów, gatunków. Łacina jest też oczywiście podłożem dla języków romańskich. Pomaga więc w poznaniu języków ojczystych. Następnie sprzyja dobremu poznaniu języków obcych na różne sposoby korzystających z łaciny.

Nietrudno stwierdzić, że w kulturze europejskiej dominują kraje, które dbają o łacinę w szkole i o studia humanistyczne. Kultura klasyczna służy podniesieniu poziomu twórczości rodzimej, gdyż bez kontaktu z dawnymi arcydziełami, choćby w przekładzie, twórca skazany jest na nieudolne odkrywanie na nowo tego samego albo na płyciznę kultury masowej. Dlatego na miejsce utworów prawdziwie klasycznych, czyli dojrzałych i uniwersalnych (T.S. Eliot), wchodzą dziś poczwarki i niedoróbki autorów niedokształconych. Gdzież laureatom nagrody Nike do Eurypidesa!

Zacytuję tu Miłosza:

Zapytałeś mnie, jaka korzyść z Ewangelii czytanej

po grecku.

Odpowiem, że przystoi, abyśmy prowadzili

Palcem wzdłuż liter trwalszych niż kute w kamieniu,

Jak też byśmy, z wolna wymawiając zgłoski,

Poznawali prawdziwe dostojeństwo mowy.

Po sowietyzacji

Wrogi tradycji europejskiej komunizm drastycznie ograniczył w szkołach naukę łaciny, a grekę prawie wyeliminował. Dzisiejsi postępowcy, chcący sformatować nasze mózgi na nowo, głoszą nieprzydatność wiedzy o starożytności i w ogóle historii. I ten zamysł oderwania nas od korzeni w dużej mierze się powiódł.

Wiedzę o kulturze starożytnej umieszcza się w ramach przedmiotów humanistycznych, jakimi są historia i język polski. Obecne programy i podręczniki tam ją przewidują, choć w dość umiarkowanym zakresie. Na dodatek niezbyt to skuteczne, skoro pewien polityk myślał, że Juliusz Cezar wsiadł na Rubikonia...

Po zmianach ustrojowych nawet konserwatyści rzadko się sprzeciwiali marginalizacji dziedzictwa starożytności. W Kościele tak zwani tradycjonaliści zazwyczaj sięgają najdalej do liturgii łacińskiej w formie z XVI wieku. Mówiąc o kulturze chrześcijańskiej, mają na myśli średniowiecze, renesans i barok. Tymczasem zrodziła się ona w starożytności, z twórczej syntezy wiary biblijnej oraz spuścizny starożytnej: filozoficznej i artystycznej. Notabene sama Biblia jest owocem wiary i kultury epoki starożytnej i zaczerpnęła niemało ze świata greckiego. Właśnie chrześcijanom powinno zatem zależeć na utrzymaniu więzi naszej kultury z antykiem.

W księgarniach włoskich leżą liczne wydania dwujęzyczne klasyki łacińskiej i greckiej. Ale nie tylko tam. W Niemczech, zwłaszcza w południowych landach, łaciny jest w szkole dużo, a na maturze można nawet zdawać rozszerzoną grekę; mój siostrzeniec, przygotowując się do niej, czytał „Obronę Sokratesa" Platona.

Łaciny uczy się w Niemczech ponad 30 proc. gimnazjalistów i licealistów, w Austrii podobnie, we Włoszech aż 75 proc. Podstawówkę oczywiście pomijam. Słabiej jest we Francji, w szkołach publicznych 12 proc. uczniów, w niepublicznych zaś (głównie katolickich) 17 proc. Nieco więcej młodych łacinników jest w Anglii, przy znacznie większym zainteresowaniu w szkołach prywatnych. W Holandii aż 20 proc. przystępuje do matury z łaciny i odsetek zainteresowanych uczniów rośnie. Greki starożytnej ciekaw jest 1 proc. uczniów. To dowód na wysoki poziom szkół (i proszę nie wyciągać tu argumentu, że testy pokazują lepszy poziom w Polsce: tam wyniki zaniżyły dzieci imigrantów).

Jeden na 40

W Polsce w tej grupie wiekowej niewiele ponad 1 proc. uczniów ma w szkole łacinę! W gimnazjum praktycznie wcale, w liceum jeden uczeń na 40. Kilka lat wcześniej było dwukrotnie więcej. Nauka łaciny ogranicza się do niektórych klas o profilu humanistycznym w większych miastach. W dodatku godzin jest dużo mniej niż w krajach zachodnich, a naukę zaczyna się później. Historię uratowała przed redukcją zmiana rządu, ale o klasyce cisza. Odbije się to wkrótce na uniwersytetach. Tymczasem elita europejska zna łacinę... Ale czy Polska ma elitę?

Jeśli idzie o planowanie reform szkolnych, pewnym minimum wydaje się zatem znaczne i pilne powiększenie liczby klas licealnych z łaciną (popieram liceum czteroletnie). Do wszystkich zaś należałoby wprowadzić przedmiot kultura klasyczna z elementami języków starożytnych. W jego centrum powinny być ważne dzieła starożytne, traktowane jako punkt wyjścia i źródło dzisiejszej kultury – tym bowiem są. W niektórych szkołach przeprowadzono już udane eksperymenty w zakresie integrowania edukacji klasycznej z innymi przedmiotami. Na początek: znajdźmy w poprzednim zdaniu jedno słowo wzięte z greki i cztery z łaciny.

Następnie należy dowartościować naukę łaciny i greki na studiach humanistycznych. Zwrócę tu najpierw uwagę na filologie obce i polską, gdyż bez języków klasycznych dobre zrozumienie słownictwa, gramatyki, stylu i tradycji literackiej nie jest możliwe. Nie ma też bez nich oczywiście historii, filozofii i teologii, gdzie jednak łacina i greka są stale degradowane. W przypadku teologii usprawiedliwia się to porzuceniem łaciny w liturgii, ale skutkiem jest odcięcie studentów od tekstów źródłowych. A Nowy Testament został napisany po grecku, skąd wynika, że chrześcijaństwo nigdy greki zapomnieć nie może. Sądzę zresztą, że w perspektywie stuleci język grecki i grecka twórczość nabiorą dla Europy większego znaczenia.

Bez kultury klasycznej wiele elementów kultury polskiej pozostaje niezrozumiałych. Pewne przykłady przytoczyłem na wstępie. Weźmy jeszcze przerabiane w szkole „Treny" Kochanowskiego. Znane słowa: „Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło", brzmią uczuciowo i takie są. Ale przedtem był list do Cycerona, który po śmierci ukochanej córki odsunął się od świata. Przyjaciel go zganił, że tak go porusza strata duszyczki jednej kobietki („muliercula animula"). I na to Kochanowski odpowiada. Do żałoby Cycerona jest w „Trenach" więcej aluzji.

Łacina była zresztą obecna wszędzie. Wszak przez kilka wieków stanowiła drugi język polskich elit. „Eques polonus sum, latine loquor" – tłumaczy to nasycenie polszczyzny słowami pochodzenia łacińskiego. Dawniej pospolicie używano w mowie sentencji łacińskich, teraz odpowiednie urywki z „Potopu" trzeba opatrywać przypisami. Dla zabawy lub ze snobizmu mieszano języki.

Jeszcze garść przykładów. „Bogurodzica" to poezja w stylu bizantyjskim, co dawno zauważono. Król Stefan Batory, nie znając polskiego, rozmawiał z dworzanami po łacinie. Nosimy często imiona łacińskie: Urszula to jakby Misia, Wiktor to zwycięzca. Greckie: Zofia – mądrość, Małgorzata – perła, Katarzyna – czysta, Bogdan to przekład z Teodora.

Najwyższy sąd w Lublinie ozdabiał napis, parafraza psalmu: „Iustitias vestras iudicabo" – „osądzę sprawiedliwość waszą", co i dziś czasem słusznie piszą na sądach. Nad wejściem do Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego czytamy: „Plus ratio quam vis" – „rozum to więcej niż siła" (Cornelius Gallus). Starsze kościoły pełne są inskrypcji łacińskich: zebranie ich i wydanie, co właśnie się zaczyna, będzie cenną przysługą dla badań nad historią i kulturą polską.

Zgoda, powie ktoś, dentysta jest od „dens" – ząb po łacinie, a stomatolog od „stoma" – usta po grecku. Ale teraz na miejsce łaciny i greki jako języków uniwersalnych wszedł angielski. Niezupełnie. Mały komputerek to palmtop. Po łacinie palma to dłoń, a po grecku topos znaczy miejsce. Słownictwo angielskie też czerpie z tych języków.

Już starożytni Grecy

Powie ktoś może, że chodzi tylko o kulturę, o kwiatek do kożucha. A sam kożuch, życie społeczne i polityczne? Otóż starożytność „przerobiła" już za nas większość problemów politycznych i ustrojowych. Na temat zalet i wad demokracji starożytni Grecy powiedzieli prawie wszystko. Po co to odkrywać na nowo? Nie ma już słowa, którego by przedtem nie wypowiedziano (Terencjusz).

Masa powiedzeń greckich i łacińskich natychmiast nasuwa myśl, że to przecież o nas! Pierwszy znany nam prawodawca grecki Zaleukos stwierdził: „Prawa są jak pajęczyna: jeśli wpadnie w nią mucha lub komar, ugrzęźnie, jeśli zaś osa lub pszczoła, rozerwawszy, odleci". Znacie przykłady? A cesarz August powiedział o polskich autostradach: „Co robi się dobrze, robi się też szybko". Demokryt: „Im mniej godni wysokich urzędów są ci, którzy je piastują, tym pewniej się czują i tym mocniej się nadymają głupotą i bezczelnością". Homer: „Nie słowami, lecz bronią zwyciężyć możemy". Solon: „Rozwiązując prawdziwe problemy, trudno dogodzić wszystkim". Arystoteles o sektorze publicznym: „Wspólna własność wielu najmniej jest zadbana". Alkmajon: „Ludzi gubi niekojarzenie początku z końcem". Kwintylian o politykach: „Kłamca powinien mieć dobrą pamięć". Rzymianie o wyborcach: „Hojne obietnice cieszą głupców".

Ezopowe bajki nauczyły nas, że politycy mącą wodę, by w niej łowić ryby. Podnosząc podatki, zarzynają kurę znoszącą złote jajka. U Ezopa na króla ptaków o mały włos nie wybrano kawki, która się przystroiła w cudze piórka.

W dyskusjach ustrojowych bardziej wyedukowani sięgają wstecz do Monteskiusza z jego teorią trójpodziału władzy (choć już nie do ostrzeżeń przed tyranią sądownictwa bez kontroli...). Spory obecne zgrabniej się tłumaczą na tle greckich poglądów na ustroje. Istnieje demokracja, czyli rządy obywateli, arystokracja, czyli rządy elit, i monarchia, czyli rządy jednostki. Te trzy mogą przybrać formy zdegenerowane: ochlokracja (tłum), oligarchia i tyrania. Dla Arystotelesa najlepszy jest ustrój mieszany. Są bowiem rzeczy wymagające zgody większości (prawa i podatki), inne wymagające specjalnych kompetencji, inne wymagające jednoosobowego dowództwa.

To nie Janusz Korwin-Mikke zauważył, że demokracja jest złym ustrojem, ponieważ głupich jest więcej niż mądrych. Myśl ta pochodzi od Sokratesa, który twierdził ponadto, że rządy elit są złe, gdyż rządzą one w interesie własnym, a nie publicznym. Heraklit: „Złych jest wielu, a mądrych mało". Dziś poplecznicy oligarchii demonstrują pod hasłem obrony demokracji. Starożytnego Greka zdziwiłaby taka ignorancja.

Myślenie prawne opiera się na prawie rzymskim, choć jego formacyjny wpływ na prawników uległ osłabieniu (i dlatego mamy ustawy i sądy takie, jakie mamy). Tymczasem „legem brevem esse oportet" – „prawo powinno być krótkie" (Seneka). „Corruptissima res publica plurimae leges" – „bardzo zepsute to państwo, co ma wiele ustaw" (Tacyt).

Gdy Kornel Morawiecki powiedział w Sejmie o wyższości dobra narodu nad prawem, powołał się w domyśle na zasadę rzymską. Brzmi ona „salus rei publicae suprema lex" – „dobro publiczne najwyższym prawem" (Cyceron za prawem XII tablic). Można się z tym nie zgadzać, trzeba jednak wiedzieć, o czym się dyskutuje. W prawie kościelnym mamy z tego powodu „salus animarum suprema lex esto" – „zbawienie dusz ma być najwyższym prawem"; stosowanie prawa kościelnego nie powinno zagrażać więzi z Bogiem.

Albowiem system prawny nie istnieje sam dla siebie. „Summum ius summa iniuria" – „najściślejsze stosowanie prawa to największa nieprawość" (Cyceron). „Prawem jest to, co prawe": „ius enim est quod iustum est" (św. Augustyn). Redukowanie prawa do ustaw (nominalizm prawniczy) to przejaw fatalnego zbiurokratyzowania całej cywilizacji zachodniej.

Jedna z głównych zasad prawa rzymskiego głosi, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie: „nemo iudex in causa sua". Zapomnieli o tym twórcy Konstytucji RP, pozwalając Trybunałowi Konstytucyjnemu badać ustawy jego samego dotyczące. A Trybunał, choć sędziowie kiedyś się uczyli prawa rzymskiego, prze do zbadania tej ustawy, i to poza kolejką.

I jeszcze jedno pouczenie. W dawnej Polsce przerobiono znane powiedzenie, hasło renesansu: „Homo sum, humani nihil a me alienum esse puto" – „człowiekiem jestem i niczego, co ludzkie, nie uważam za obce" (Terencjusz). Nowa wersja brzmiała: „Polonus sum et poloni nihil a me alienum esse puto" – „Polakiem jestem i niczego polskiego...". Potem przypomniał to Henryk Rzewuski, podając takie motto w swoich „Pamiątkach Soplicy". Nosząc koszulkę z takim napisem w Polsce, nie napotkałem na żadną reakcję, w Belgii koło uniwersytetu w Lowanium wzbudziłem podziw. Tam zrozumiano, że można tak połączyć tożsamość narodową z europejskim uniwersalizmem.

Michał Wojciechowski, świecki profesor teologii w Olsztynie, piszący o Biblii, kulturze starożytnej, rodzinie, etyce gospodarczej i innych tematach

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Tadeusz Kościuszko w latach szkolnych postanowił się wzorować na Tymoleonie. Nie warto pytać, czy ktoś kojarzy tę postać... Na skutek redukcji kształcenia klasycznego „Żywoty" Plutarcha czytane są rzadko, przez co mało kto słyszał o nieprzejednanym przeciwniku tyranii z greckiej Sycylii.

A w „Panu Tadeuszu" (na cześć tamtego Tadeusza zresztą nazwanym) czytamy:

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie