Tak w największym skrócie podsumować można najnowszy apel Hansa Künga, który – wraz z całą gromadą liberalnych i lewicowych mediów – przedrukowała „Gazeta Wyborcza". Sędziwy już teolog (od dawna nierzymskokatolicki) prosi w nim papieża Franciszka, by ten – jak najszybciej – zniósł (a przynajmniej osłabił i zrelatywizował) dogmat o nieomylności papieża, a szerzej także Kościoła. Dlaczego? Bo jeśli się tego nie zrobi, to nie da się ani wyświęcać kobiet na księży, ani uznać za dopuszczalne aborcji, eutanazji i antykoncepcji, ani uznać, że w sumie to protestanci mieli rację we wszystkich niemal sporach doktrynalnych. A dopóki się tego nie zrobi, to – przekonuje Küng – nie da się zatrzymać kryzysu Kościoła, niedoboru kapłanów i odpływu wiernych.

Czytaj także:

Z apelem tym trudno dyskutować na poważnie, kryje on bowiem w sobie proste założenie, że o ile papieże są omylni, to Hans Küng jest osobą nieomylną, i w związku z tym jedynym ratunkiem dla Kościoła jest pójście drogą przez niego wytyczoną. Dyskusja jest trudna także dlatego, że tezy niekonfesyjnego teologa już dawno i wielokrotnie zostały zakwestionowane, i to nie tylko przez innych teologów czy Urząd Nauczycielski Kościoła, ale przede wszystkim przez rzeczywistość. A ta jest taka, że w tych wspólnotach katolickich, które wyruszyły w drogę, kierując się wskazaniami Künga i jego zwolenników, lokalnych księży nie ma już niemal w ogóle, a średnia wieku wiernych wynosi 85+. Wspólnoty te są oczywiście chwalone przez liberalne media i stawiane za wzór zacofańcom z Polski czy Afryki, ale pozostają puste. Inaczej jest zaś tam, gdzie respektuje się zasady wiary katolickiej i gdzie kapłani i biskupi pozostają wierni nieomylnemu nauczaniu Kościoła. Nigeria, Uganda, Sudan, Filipiny – to wszystko są miejsca, gdzie zamiast wcielać w życie teologię Künga (czy innych modernistów), głosi się Ewangelię Jezusa Chrystusa. I to się sprawdza.

Najzabawniejsze w całym tym apelu jest jednak co innego. Otóż wielki zwolennik demokratyzacji w Kościele, przeciwnik autorytarnej władzy okazuje się w istocie największym obrońcą absolutyzmu, w którym papież może zrobić wszystko, czegokolwiek zapragnie. Trudno inaczej zinterpretować sugestię, by papież poddał pod dyskusję, a najlepiej zakwestionował (choć, jak przyznaje sam Küng, byłoby nierealistyczne sądzić, że jest to proste), dogmat o nieomylności papieża w kwestiach wiary i moralności, gdy wypowiada się on ex cathedra. Teolog tej miary co Küng musi mieć przecież świadomość, że papież nie ma takiej władzy. W istocie bowiem nieomylność nie jest absolutyzmem, władzą absolutną jednego człowieka, który w zależności od swojej woli mógłby zmieniać dowolnie to, co ustalili jego poprzednicy, albo ogłaszać dowolną prawdę (na przykład o nieomylności szwajcarskich teologów, ze szczególnym uwzględnieniem Hansa Künga). Nieomylność jest potrzebna, by papież mógł stać na straży prawd wiary, które już zostały ogłoszone, i by mógł – po namyśle, debacie – ogłaszać z mocą autorytetu prawdy, które wynikają z całości Objawienia, ale które wcześniej nie były dyskutowane. Władza ta nie obejmuje jednak zmiany prawd już ogłoszonych czy zastąpienia jednych prawd drugimi. Nie jest więc tak, że ogłoszony przez Sobór Watykański I dogmat o nieomylności papieskiej jakiś inny papież mógł zmienić. Żaden papież nie ma też władzy, by zmienić odczytaną i ogłoszoną przez kolejnych papieży prawdę o tym, że kapłanami mogą być tylko mężczyźni.

Takie rozumienie nieomylności i władzy papieży związane jest z pojmowaniem prawdy. Ta ostatnia nie jest owocem kompromisu czy dogadywania się, nie jest też zależna od naszej woli. Ona po prostu jest. A Kościół, pod przewodnictwem papieża, ma ją odczytywać. Raz odczytana prawda może być oczywiście pogłębiana, ale nie może się okazać, że była fałszywa. Gdyby tak się stało, to Kościół i papiestwo straciłyby rację bytu i przekształciłyby się w kolejny ładny i sympatyczny urząd, który jednak nie byłby nikomu do niczego potrzebny.