Bohaterka sztuki „Człowiek w stanie zawieszenia" wygłasza takie sentencje: „Sztuka, w której każecie nam grać, bardziej niż do teatru nadawałaby się do cyrku albo wręcz do burdelu. To jakaś tania pornografia. A gdzie podziały się takie pojęcia jak: przyzwoitość, sumienie, patriotyzm, przyjaźń, gdzie miejsce na miłość. Piękną i nieskalaną. Dlaczego o tym nie mówimy na scenie? Przecież to, co mówimy, to same plugastwa. I dlaczego ja mam o sobie mówić per „suka". Nawet jeśli uważacie, że życie to g... to teatr powinien być świętością.
Za tę sztukę Pavlo Arie, utytułowany ukraiński dramaturg i artysta konceptualny, otrzymał „Koronację słowa", jedną z najważniejszych nagród literackich Ukrainy. Tekst stał się rodzajem zemsty za „katorgę", jakiej doświadczył podczas realizacji swego dramatu „Kolory" w Narodowym Teatrze Akademickim we Lwowie. Autor dwunastu sztuk wystawianych m.in. we Lwowie, w Kijowie, Berlinie, Brnie, Moskwie, uczestnik międzynarodowego programu British Council Ukraine oraz Royal Court Theatre w Londynie tamtą pracę wspominał jak drogę przez mękę, musiał negocjować z aktorami użycie każdego kolokwializmu. W jego utworze próba przełamania barier i pójścia w kierunku nowoczesnego teatru kończyła się podpaleniem scenografii przez nieznanych sprawców. A teatralni moraliści usiłujący utrzymać dotychczasowy porządek przybierają postać zombi, tułających się od lat po teatrze.
Szekspir w ekskrementach
Potrzebie rewolucji w teatrze ukraińskim poświęciła swego czasu ciekawy artykuł Joanna Wichowska w „Dwutygodniku.com". W gronie rewolucjonistów, a może nawet „wywrotowców", wymieniła nie bez racji także Andrija Żołdaka. Ten jeden z najbardziej kontrowersyjnych reżyserów przyznał w jednym z wywiadów: „Ukrainie potrzebna jest kulturowa Al-Kaida, kulturowi terroryści, którzy zniszczą istniejący system. Nasz teatr jest jak wrzątek bez herbaty. Aktorom i reżyserom brakuje energii".
Spektakle Andrija Żołdaka u jednych wywoływały szok i obrzydzenie, u drugich niekłamaną fascynację. Jedni widzą w nim drugiego Antonina Artauda, inni cynicznego kabotyna nastawionego na wywołanie skandalu. Kiedy po protestach aktorów, władz i publiczności w 2007 roku został usunięty z dyrekcji Teatru Dramatycznego im. Tarasa Szewczenki w Charkowie, jego legenda wyszła poza granice Ukrainy i nadal rośnie.
W Polsce przed kilkoma laty mieliśmy okazję oglądać jego wersję „Romea i Julii". Powiedzenie, że była to luźna wersja dramatu Szekspira, byłoby nadmiernym eufemizmem. Pokazy na Ukrainie zostały przez władze zabronione, restrykcje zaś miały ponoć powód polityczny. W jednym z ujęć filmowych spektaklu zrównano bowiem pomarańczową rewolucję z wiecami jej przeciwników, dowodząc, że obie strony są siebie warte. Władze nie dopuściły do premiery, w ten sposób spektakl zyskał męczeńską legendę.