Saudyjskie bombardowania trwają od marca 2015 roku, ale teraz jest ich jeszcze więcej. Nisko krążące samoloty słychać wyraźnie. Wiadomo, że za chwilę nastąpi uderzenie. W jeden styczniowy poranek może być ich nawet ponad 20. Tak było 10 stycznia. Celem może być szkoła, ulica, dom, dzielnica dyplomatyczna. Dziś w Sanie nie ma już ani jednej placówki dyplomatycznej – po grudniowych nalotach Rosjanie jako ostatni ewakuowali swoją ambasadę.
Nie ma też lotniska. Zbombardowane przez Saudyjczyków w 2015 roku było kilkakrotnie przywracane do użytku. Od 6 listopada 2017 roku trwa saudyjska blokada wszystkich granic Jemenu. Rebelianci Huthi – kolejny gracz w skomplikowanej wojnie – wystrzelili pocisk w stronę saudyjskiej stolicy. Pocisk nad Rijadem został w ostatniej chwili zneutralizowany, ale Saudyjczycy w odwecie zablokowali cały kraj. Huthi są wspierani przez Iran, odwiecznego rywala Arabii Saudyjskiej. To z Iranu pochodzą rakiety i pociski wystrzeliwane przez rebeliantów w stronę Rijadu czy – tak jak ostatnio – Dżuddy. Saudyjczycy mają jedną z najlepiej uzbrojonych armii świata. Huthi są na swoim terenie, a ten im sprzyja. Na wąskich górskich drogach osłona jest tylko z jednej strony. Czołg za 6 milionów dolarów widać wyraźnie. I jest to łatwy cel – zwłaszcza dla ręcznej wyrzutni za 3 tysiące dolarów. Ukryci w górach snajperzy Huthi po każdym celnym strzale skandują: „Śmierć Ameryce! Śmierć Izraelowi! Zwycięstwo islamu! Allah jest wielki!".