Tym bardziej że obecnie jedyną dopuszczalną postawą wobec kolejnych pomysłów Ojca Świętego jest bezwarunkowy entuzjazm i przekonywanie, że są one najlepszą, a wręcz jedyną drogą dla Kościoła. Cóż, może i tak jest, ale w tym przypadku trudno znaleźć powody do głoszenia, że spotkanie w Watykanie cokolwiek zmieni na lepsze. A trudno je znaleźć, bo tak się składa, że kardynałowie, których Ojciec Święty Franciszek wyznaczył do najważniejszych na nim ról, wygłaszają opinie, z których wynika, że zamiast dyskutować o problemie, zajmą się kolejnymi pomysłami na zreformowanie Kościoła w duchu postępu.

Jakie wykłady zostaną wygłoszone w czasie spotkania? I tak kardynał Luis Antonio Tagle zajmie się „zapachem owiec", a także „znajomością ich bólu i gojenia ran jako sercem zadania pasterza". Arcybiskup Charles J. Scicluna wygłosi referat na temat: „Kościół jako szpital polowy. Wzięcie odpowiedzialności". Kardynał Oswald Gracias będzie mówił o synodalności, a kardynał Blase Cupich (jeden z najbardziej postępowych i prohomoseksualnych kardynałów w USA) – na temat kolegialności. W podobnych duchu będą też inne wykłady. Kardynałowie porozmawiają więc sobie o tym, jaki fantastyczny program dla Kościoła ma Franciszek, bo tak się składa, że wszystkie wykłady są zainspirowane słowami kluczami z jego wypowiedzi. Nie mam nic przeciwko dyskutowaniu na ten temat, ale trudno mi nie zadać pytania, co to ma wspólnego z walką ze skandalami seksualnymi czy wykorzystywaniem nieletnich i bezbronnych dorosłych przez kapłanów.

To, że zamiast rozmawiać o skandalach, uczestnicy spotkania skupią się na „zapachu owiec", wcale nie jest najbardziej zaskakujące. Jeszcze dziwniejsze jest to, że wszyscy oni unikają jak ognia jasnego powiedzenia, co jest prawdziwym problemem. I to nawet wówczas, gdy cytują dane, które jasno to pokazują. Jeden z mówców zaproszonych na spotkanie, arcybiskup Charles Scicluna szczerze przyznaje, że 80 proc. ofiar księży to chłopcy powyżej 14. roku życia, ale odmawia wyciągnięcia z tego wniosków na temat prawdziwego charakteru owego problemu. „To jest fakt, ale interpretacja to co innego" – oznajmił w wywiadzie dla „El País". A kardynał Blase Cupich idzie jeszcze dalej i choć przyznaje, że dane nie pozostawiają wątpliwości co do homoseksualnego charakteru przytłaczającej większości skandali seksualnych w Kościele, to zaznacza, że „homoseksualizm nie jest przyczyną", tej bowiem trzeba szukać w większej dostępności chłopców (ciekawe, bo w Kościele więcej jest kobiet niż mężczyzn) i w tym, że kapłani są słabo formowani. Homoseksualizm i homoseksualny problem zostaje więc wypchnięty z debaty.

Co się zaś dzieje, gdy ktoś chce go do niej przywrócić? Może na przykład usłyszeć, że nie wolno stygmatyzować gejów, bo nie wiadomo, czy Pan Jezus nie był takiej orientacji. Taki argument przytoczył autor hagiografii papieża Franciszka Austen Ivereigh, autor, który uchodzi za jednego z głównych obrońców ortodoksji. W twitterowej dyskusji jedna z jego polemistek podkreśliła, że kapłanem nie może być osoba o skłonności homoseksualnej, bowiem Jezus jej nie miał. Co na to hagiograf papieski? „Dlaczego twierdzisz, że Nasz Pan nie miał homoseksualnych tendencji? Dedukujesz to z jego znaków, wypowiedzi czy gestów?" – zapytał. W ten sposób można o Jezusie zasugerować niemal wszystko. Ale wypowiedź ta pokazuje, że homolobby w Kościele doszło już do etapu, w którym użyje wszelkich środków, byle nie zająć się problemem. Pytanie tylko: po co zwoływać spotkanie, które zamiast dyskutować o źródłach problemu, zajmuje się ich maskowaniem?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95