Micheil Saakaszwili gra o Ukrainę

Dla jednych jest bohaterem, który uratował Gruzję od upadku, dla innych awanturnikiem i megalomanem. Jako gubernator obwodu odeskiego Micheil Saakaszwili marzy, by stanąć na czele rządu w Kijowie i zreformować kraj. Pytanie, czy swoimi metodami pomoże, czy zaszkodzi Ukrainie.

Aktualizacja: 14.02.2016 18:02 Publikacja: 11.02.2016 23:24

Nowy gubernator Odessy podczas obrad Ukraińskiego Forum Antykorupcyjnego w Kijowie, grudzień 2015 r.

Nowy gubernator Odessy podczas obrad Ukraińskiego Forum Antykorupcyjnego w Kijowie, grudzień 2015 r. „Ręce, które leczą”. Fot. Serg Glovny

Foto: ZUMA Wire/Forum

Barokowa sala, w której odbywa się posiedzenie Rady ds. Reform, jest wypełniona ludźmi. Na środku pomieszczenia, wokół ogromnego okrągłego stołu, oprócz prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki siedzą gubernatorowie i ministrowie. Głos zabiera Arsen Awakow, szef resortu spraw wewnętrznych. Zwalisty, siwiejący mężczyzna podkreśla, że aby zwalczyć korupcję, większość spółek na Ukrainie musi zostać sprywatyzowana. Nagle zwraca się do Micheila Saakaszwilego, gubernatora obwodu odeskiego, z pytaniem, czy ten utrudnia sprzedaż portu w Odessie.

czytaj także

Były prezydent Gruzji na zaczepkę odpowiada atakiem. Grożąc Awakowowi palcem, krzyczy: „Udowodnię, że to pan jest złodziejem i że ten rząd szerzy korupcję. W porównaniu z wami nie mam pieniędzy, ale mam reputację i honor. Nie pozwolę, żeby jakiś tam Awakow, o którym każdy wie, że jest złodziejem, tak mnie obrażał". Minister łapie szklankę z wodą i ze złością rzuca nią w Saakaszwilego. Prezydent przerywa obrady.

Ta scena, uchwycona przez kamery telewizyjne w grudniu 2015 roku, świetnie oddaje charakter Saakaszwilego. Charyzmatyczny, porywczy i zdeterminowany tak samo jak na początku swojej politycznej drogi.

Rewolucjonista w okowach z betonu

Krok, na jaki zdecydował się Micheil Saakaszwili, zostając gubernatorem obwodu odeskiego, jest na Ukrainie bez precedensu. W najnowszej historii brak przykładów innych byłych prezydentów, którzy zmienili obywatelstwo i zostali urzędnikami innego państwa. Żeby lepiej zrozumieć tę decyzję i obecne działania Gruzina, trzeba się przyjrzeć wydarzeniom z jego przeszłości. Szczególnie że sytuacja na Ukrainie do złudzenia przypomina to, z czym były prezydent mierzył się już wcześniej w swojej ojczyźnie.

Saakaszwili z Ukrainą pierwszy raz zetknął się na przełomie lat 80. i 90., kiedy studiował na Uniwersytecie Kijowskim. Wtedy też poznał przyszłego prezydenta Petra Poroszenkę.

Po upadku Związku Radzieckiego wyjeżdża do Stanów, gdzie kończy prawo na Uniwersytecie Columbia. W 1995 roku świeżo upieczony prawnik z głową pełną zachodnich wartości wraca do Gruzji. Na miejscu czeka na niego kraj nad przepaścią. Zrujnowana przez lata radzieckich rządów gospodarka jest w opłakanym stanie, w większości domów brakuje ciepłej wody i prądu, a władze nie kontrolują całości terytorium państwa. Do tego wszędzie panuje korupcja – najtrwalsza pozostałość po czasach sowieckich.

To właśnie walkę z wszechobecnym łapówkarstwem 28-letni Saakaszwili obiera za główny cel swoich działań. Krótko po przyjeździe angażuje się w życie polityczne i zostaje posłem. Młodego, zdolnego i ambitnego polityka dostrzega prezydent Eduard Szewardnadze i w 2000 roku proponuje mu tekę ministra sprawiedliwości. Jak zauważa na łamach „Guardiana" korespondentka BBC Natalia Antelava, choć Saakaszwili ma dobre chęci i zapał do wprowadzania zmian, szybko zderza się z partyjnym betonem. W rządzie otaczają go byli aparatczycy partii komunistycznej, którzy wciąż tęsknią za tanimi lotami do Moskwy i z rozrzewnieniem wspominają Józefa Stalina. Młody polityk, którego wzorami byli Ronald Reagan i Margaret Thatcher, rezygnuje z urzędu po 11 miesiącach. Publicznie przyznaje, że nie mógł wspierać korupcyjnych struktur.

Po odejściu z rządu Saakaszwili coraz głośniej oskarża Szewardnadzego o nieudolność i opieszałość w walce z korupcją i ubóstwem. Punkt zwrotny w karierze młodego Gruzina nadchodzi w 2003 roku wraz z wybuchem rewolucji róż. W listopadzie, po wyborach parlamentarnych, w Tbilisi dochodzi do masowych demonstracji opozycji, która oskarża Szewardnadzego o fałszowanie wyników. Saakaszwili wśród tłumu ludzi przed parlamentem z mikrofonem w ręku nawołuje, by prezydent ustąpił ze stanowiska. Pod koniec listopada demonstranci niosący w rękach setki czerwonych róż wdzierają się do budynku, by nie dopuścić do zwołania pierwszego posiedzenia parlamentu.

Na nagraniach z tamtego okresu widać, jak do sali plenarnej, w której przemawia Szewardnadze, wpada tłum ludzi na czele z ubranym w skórzaną kurtkę Saakaszwilim. Zdenerwowany wskazuje na prezydenta palcem i raz za razem krzyczy „ustąp". Szewardnadze przyzna potem, że rozważał użycie przeciwko demonstrantom sił bezpieczeństwa, jednak po rozmowach z szefami dyplomacji USA i Rosji nie zdecydował się na ten krok. Dzień później prezydent ustępuje ze stanowiska a rewolucja róż dobiega końca.

Zwycięstwo pokojowej rewolucji wynosi Saakaszwilego na szczyty politycznej popularności. Ambitny Gruzin idzie za ciosem i startuje w wyborach prezydenckich, które wygrywa, zdobywając prawie 97 proc. głosów. – W momencie przejmowania władzy Saakaszwili miał całościowy pomysł na Gruzję. Chciał zmieniać i reformować wszystko, począwszy od przywrócenia integralności terytorialnej państwa, aż po nową flagę i styl, w jakim będą budowane nowe posterunki policji – przypomina Wojciech Górecki, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. Jest przy tym tak pełen zapału i werwy, że zagraniczni dziennikarze nazywają go „króliczkiem Energizera".

Na początku Saakaszwili wypowiada wojnę wszechobecnej korupcji i łapówkarstwu. W tamtym czasie w Gruzji nawet wyrobienie paszportu czy wizyta u lekarza wymagają zapłacenia „pod stołem". Prezydent odmładza i odchudza kadrę urzędniczą. Na emerytury idą dziesiątki starych działaczy, którzy kariery robili za czasów ZSRR, a na ich miejsce przychodzą młodzi, często tuż po studiach. Jednocześnie Saakaszwili decyduje się na podniesienie zarobków wszystkim pracownikom sektora publicznego. Robi to w myśl zasady, że kto zarabia dużo, nie pokusi się już o kradzież. Najbardziej skorumpowane instytucje, na czele z policją drogową, są gruntownie przebudowywane już z nową kadrą. Równolegle w kraju rozpoczyna się intensywna prywatyzacja, która ma raz na zawsze zerwać sieć niezdrowych połączeń między polityką a biznesem.

W sferze gospodarczej Saakaszwili stawia na liberalizację. Obniża podatki dla przedsiębiorców i znacznie upraszcza procedury założenie firmy, co w połączeniu z prywatyzacją skutkuje napływem do Gruzji zagranicznego kapitału i inwestycji. Zyskane w ten sposób pieniądze przeznacza się na budowę dróg, lotnisk i szkół. Państwo zaczyna regularnie wypłacać emerytury i zasiłki, a problem z dostawami energii i wody znika.

W polityce zagranicznej Micheil Saakaszwili nie patrzy w stronę Moskwy. Obiera silnie prozachodni kurs i stara się jak najściślej współpracować z Unią Europejską i NATO. Punktem honoru jest dla prezydenta zjednoczenie całości ziem należących do Gruzji.

Od początku lat 90. poza kontrolą rządu w Tbilisi pozostają bowiem Abchazja, Osetia Południowa i Adżaria. Saakaszwilemu udaje się przywrócić władzę tylko nad tą ostatnią. Wykorzystując niezadowolenie mieszkańców rozczarowanych lokalną administracją i presję wojskową, w maju 2004 roku odzyskuje kluczową ze względów tranzytowych prowincję. Jego największym sukcesem był jednak skok cywilizacyjny, jaki dokonał się w Gruzji.

W dużym stopniu zmienił mentalność obywateli. Gdyby ktoś wyjechał z kraju w 1995 roku i wrócił w 2010, czułby się zupełnie jak na innej planecie – podsumowuje sukcesy Saakaszwilego Górecki.

Podziemia szklanych posterunków

Wszystkie nowe posterunki policji w Gruzji są budowane z wykorzystaniem dużej ilości szklanych elementów. Prezydentowi chodzi o to, by ich przejrzystość sugerowała, że władza nie ma nic do ukrycia. Na ich widok taksówkarze z Tbilisi żartują, że faktycznie na zewnątrz wszystko wygląda pięknie, ale to, co znajduje się w podziemiach, to już zupełnie inna sprawa. I trochę podobnie jest z władzą Saakaszwilego. Z czasem to, co złe, zaczyna przysłaniać dobre oblicze transformacji. Im dłużej rządzi, tym bardziej rośnie jego apetyt na władzę. Za pomocą specjalnych dekretów powiększa swoje uprawnienia, co prowadzi do oskarżeń o autorytaryzm. Praktycznie podporządkowuje sobie media, a każdego, kto głośno go krytykuje, nazywa rosyjskim agentem.

Jednak Saakaszwilemu mimo reform nie udaje się wyeliminować korupcji na styku polityki i biznesu, a transformacja ustrojowa, choć przynosi wiele pozytywnych efektów, zwiększa odsetek ludzi żyjących w ubóstwie. Reformując państwo, prezydent nie zauważa, że poziom życia Gruzinów wcale nie rośnie równolegle z nowymi dworcami, szkołami i drogami, a wspieranie tylko niektórych branż gospodarki powiększa rozwarstwianie społeczne. W miejscu utknęła reforma systemu sprawiedliwości, a więzienia pękają w szwach od ludzi skazanych na wysokie kary za niewielkie przestępstwa.

Co gorsza, Saakaszwili nie toleruje i nie rozumie krytyki pod swoim adresem. Kiedy jesienią 2007 roku w Tbilisi organizowane są antyrządowe protesty, prezydent wysyła policję, która brutalnie przepędza demonstrantów. – Saakaszwili jest człowiekiem bardzo impulsywnym i źle znosi krytykę. Uważa, że jest najlepszy. Kiedy był prezydentem, w jego rękach była skupiona cała władza, co stworzyło u niego złudne przekonanie, że jest nieomylny – wyjaśnia Wojciech Górecki.

Ciosem dla wizerunku prezydenta jest wojna z Rosją z 2008 roku. Kiedy na pograniczu Osetii i Gruzji padają pierwsze strzały, w świat idzie głoszona przez Moskwę wersja, że cała odpowiedzialność za konflikt leży po stronie Saakaszwilego, który siłą próbuje odzyskać zbuntowaną gruzińską prowincję. Teza o winie Tbilisi zostanie potem przyjęta przez część państw UE. Wojciech Górecki, który był ekspertem misji unijnej badającej okoliczności wybuchu konfliktu, mówi, cytując raport końcowy, że bezpośrednio za wybuch wojny odpowiadają obie strony. – Saakaszwili postąpił impulsywnie. Zachował się tak, jak chciała Moskwa, dał się sprowokować i pierwszy pociągnął za spust. Drugą sprawą jest to, czy w sytuacji, gdy do końca 2008 roku miała zapaść decyzja, czy Gruzja wstąpi do NATO, tej wojny w ogóle dało się uniknąć – dodaje ekspert. W wyniku konfliktu Gruzja straciła resztki kontroli nad Abchazją i Osetią Południową, a jej akces do sojuszu został zablokowany.

Dla Saakaszwilego tych kilka dni to prywatny dramat. Świat obiega nagranie, na którym widać, jak na wieść o rosyjskich samolotach nad Gruzją zaczyna nerwowo żuć swój krawat, co burzy wizerunek niezłomnego polityka. W tamtym okresie rodzi się też nienawiść Saakaszwilego do Władimira Putina, która będzie mu towarzyszyć już zawsze.

W 2012 roku Gruzini, zmęczeni błędami i arogancją rządzących, pozbawiają w wyborach partię prezydenta władzy. Rok później, chwilę przed końcem drugiej kadencji, Saakaszwili wyjeżdża na wykłady do USA. Bojąc się rozliczeń ze strony nowego rządu, nie wraca już do kraju.

Misza w carskim mieście

Do zaparkowanej na jednej z odeskich ulic czerwonej marszrutki wchodzi siwiejący mężczyzna z brzuszkiem. Zaskoczeni pasażerowie uśmiechają się nerwowo, spoglądając to na siebie, to na przybysza. Micheil Saakaszwili, gubernator obwodu odeskiego, siada na wolnym miejscu i pozdrawia wszystkich w pojeździe. Dopiero wtedy opada napięcie. Ludzie zaczynają go zagadywać, a dwie dziewczyny robią sobie z nim selfie.

Misza, jak nazywają go Ukraińcy, od samego początku łamie schematy miejscowej polityki. Zamiast siedzieć w ratuszu za zamkniętymi drzwiami, spaceruje po ulicy i wita się z przechodniami, a limuzynę zamienia na autobus. Wie, że im skromniej będzie żył, tym większą przychylność mieszkańców sobie zaskarbi, co pomoże mu w realizacji misji, której się podjął.

A ta nie jest łatwa. Kiedy w maju 2015 roku prezydent Poroszenko mianował Saakaszwilego gubernatorem, nie mógł wybrać bardziej symbolicznej lokalizacji dla człowieka, który z Rosją ma na pieńku od lat. Zbudowana w XVIII wieku przez carycę Katarzynę Odessa od zawsze zajmuje ważne miejsce w świadomości Rosjan. To tutaj odpoczywali i tworzyli swoje dzieła Puszkin i Gogol, a na świat przyszedł Isaak Babel. Zarówno w mieście, jak i regionie po dziś dzień silne są prorosyjskie nastroje, a dwa lata temu, kiedy wciąż ważyły się losy rewolucji na Majdanie, niewiele brakowało, by Odessa przyłączyła się do separatystów.

W takim razie dlaczego akurat Micheil Saakaszwili? Według oficjalnej wersji Poroszenko chciał, żeby kluczowym ze względu na bliskość Krymu i nastroje ludności regionem zarządzał technokrata spoza miejscowych układów, który wie, jak przeprowadzać niezbędne reformy. Co więcej, Gruzin odnosił sukcesy w walce z korupcją, a ten problem dotyka regionu odeskiego jak żaden inny na Ukrainie. Nieoficjalnie nominacja była związana z rywalizacją na szczytach władzy. – Prezydent, choć oficjalnie współpracuje z premierem Jaceniukiem, po cichu stara się ograniczać jego wpływy. Nominacja Saakaszwilego, którego zna z czasów studiów, zmniejszyła w Odessie władzę związanego z premierem oligarchy Ihora Kołomojskiego, a co za tym idzie i samego szefa rządu – wyjaśnia Andrij Ciaputa z Fundacji Otwarty Dialog.

Dla Saakaszwilego posada gubernatora jest szansą na zerwanie z nudnym życiem emigranta, które wiódł od dwóch lat. Po tym, gdy nowy rząd Gruzji oskarżył go w 2014 roku o nadużywanie władzy i wydał nakaz aresztowania, były prezydent zrozumiał, że powrót do domu nie wchodzi w grę. Jedynym miejscem do ponownego zabłyśnięcia na scenie politycznej jest Ukraina. Sam gubernator, pytany przez „Guardiana" o powody swojej decyzji, odpowiada z właściwym sobie patosem: „Jestem na Ukrainie, bo to moja wojna, tutaj rozstrzygnie się moje przeznaczenie. Nienawidzę Władimira Putina, a ten kraj to jedyne miejsce, gdzie można go powstrzymać".

Do nowej misji zabiera się z zapałem podobnym do tego, jaki towarzyszył mu w Gruzji. Obiecuje mieszkańcom Odessy, że zlikwiduje szerzącą się w regionie korupcję, zniszczy przestępczość zorganizowaną i zmieni sposób sprawowania władzy. Zaczyna od siebie. Dziennikarze „The Wall Street Journal" obrazowo opisują, jak na otwarte spotkania w ratuszu, które organizuje nowy gubernator, Ukraińcy przychodzą z otwartymi ze zdziwienia ustami. Nie mogą uwierzyć, że nagle władza jest tak blisko nich i jeszcze chce słuchać o ich problemach.

Saakaszwili jeździ po całym regionie i podczas spotkań z mieszkańcami przekonuje ich o potrzebie reform. Zdając sobie sprawę z podobieństwa między Ukrainą a Gruzją, proponuje te same reformy, które sprawdziły się kiedyś w jego ojczyźnie. Na początku zwalnia 300 starych urzędników i redukuje liczbę etatów w administracji. Na ich miejsce przychodzą ludzie młodzi, często działacze społeczni i menedżerowie firm. Zabiera się również do najbardziej skorumpowanej jednostki – służby celnej obsługującej regionalne porty. Przez lata jej urzędnicy za łapówki przymykali oko na to, że listy przewozowe nie zgadzają się z faktycznym ładunkiem, albo specjalnie wpisywali do oclenia inny towar niż ten, który przypłynął. Wszystko było kwestią ceny, a te według „Kyiv Post" już w latach 90. wahały się od 50 do 300 dolarów.

Zaraz po objęciu urzędu Micheil Saakaszwili zwalnia szefa służby celnej i mianuje na jego miejsce młodą panią oficer. Uproszczeniu i skróceniu ulegają procedury celne, co ma zmniejszyć pole do nadużyć – relacjonuje Ciaputa. Jednocześnie zaprasza do Odessy instruktorów policji z Kalifornii, którzy mają zreformować miejscowe służby wciąż mentalnie tkwiące w czasach sowieckich.

Część jego działań ma też wymiar czysto symboliczny. Jak wtedy, gdy niszczy kilka ogrodzeń prywatnych plaż po to by, ułatwić mieszkańcom kąpiele. Kolejne poczynania gubernatora przysparzają mu zwolenników. Według danych z grudnia zeszłego roku przytoczonych przez „Financial Times" Saakaszwilego popiera ponad 40 proc. Ukraińców. Petro Poroszenko może liczyć zaledwie na 20 proc., nie wspominając o premierze Jaceniuku, którego wyniki są bliskie zera. Za poparciem ludzi nie idzie jednak poparcie władz w Kijowie. W kraju, w którym część elit politycznych wciąż opiera się reformom, Saakaszwili z każdym projektem zmian w prawie musi jeździć do stolicy i przekonywać do nich rząd. To rodzi frustrację i przekonanie, że korupcja sięga dalej niż do odeskich portów.

Pomnik albo wygnanie

Misza zaczął od rozpętania wojny z oligarchami, z Ihorem Kołomojskim na czele. Gubernator wyrzucił jego ludzi z miejskich spółek i oskarżył go o wspieranie korupcyjnych układów w Odessie. Biznesmen nie pozostaje dłużny i w telewizji mówi, że „kiedy pies bez kagańca kogoś pogryzie, trzeba go uśpić".

Po tym incydencie konflikt z rządem był już tylko kwestią czasu. Saakaszwili zaczyna publicznie oskarżać Arsenija Jaceniuka i jego ministrów o blokowanie reform, sprzyjanie oligarchom i przymykanie oka na korupcję. W odpowiedzi premier nazywa Saakaszwilego klaunem i przypomina mu, że został wyznaczony do pracy, a nie politycznych gierek. Chwilę później za te same oskarżenia Arsen Awakow rzuca w gubernatora szklanką.

Ukraińscy politolodzy, szukając prawdziwej przyczyny tego konfliktu, uznali, że stoją za nim ambicje Saakaszwilego: walka z korupcją jest dopiero na drugim miejscu. W Gruzji mógł wszystko, tutaj o każdą rzecz musi prosić ludzi, których nie szanuje. Dlatego widząc, że coraz więcej obywateli krytykuje rząd za brak reform, postanowił zawalczyć o stołek premiera. Tę tezę zdaje się potwierdzać sam gubernator, który w rozmowie z „Politico" zapytany o swoje plany odpowiada: „chcę uczestniczyć w wielkich reformach, bez względu na to, w jakim charakterze mogę to robić". Pod koniec zeszłego roku zalożył Ukraiński Ruch Oczyszczenia, który organizuje w kraju Fora Antykorupcyjne. Część ekspertów twierdzi, że to już pierwszy krok do stworzenia partii. Podczas spotkań z obywatelami Saakaszwili wygłasza płomienne przemowy, w których oskarża rząd i oligarchów o korupcję i rujnowanie kraju.

W Kijowie słucha go ponad 6 tysięcy osób. Na razie nie atakuje swojego protektora Petra Poroszenki, ale zdaniem politologów gubernator uderzy i w obóz prezydenta, a to będzie oznaczało wojnę totalną na szczytach władzy. Choć Saakaszwili jest na fali, zdaniem dziennikarzy prestiżowego „Foreign Policy" z powodu porywczego charakteru, ogromnych ambicji i autorytarnych ciągotek, które mogą zdławić kruchą demokrację, nie nadaje się na odnowiciela Ukrainy. On sam, zapytany, ile czasu spędzi w tym kraju, mówi, że będzie tu, dopóki nie dokona się prawdziwa zmiana. Jeśli mu się uda – Ukraińcy postawią mu pomnik. Chyba że wcześniej zawiedzie rozbudzone nadzieje: a wtedy podziękują mu jak kiedyś Gruzini.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Barokowa sala, w której odbywa się posiedzenie Rady ds. Reform, jest wypełniona ludźmi. Na środku pomieszczenia, wokół ogromnego okrągłego stołu, oprócz prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki siedzą gubernatorowie i ministrowie. Głos zabiera Arsen Awakow, szef resortu spraw wewnętrznych. Zwalisty, siwiejący mężczyzna podkreśla, że aby zwalczyć korupcję, większość spółek na Ukrainie musi zostać sprywatyzowana. Nagle zwraca się do Micheila Saakaszwilego, gubernatora obwodu odeskiego, z pytaniem, czy ten utrudnia sprzedaż portu w Odessie.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów