Kłopotowski – Trump nie jest nacjonalistą, rasistą ani antysemitą

Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych nie jest z przekonania nacjonalistą, rasistą ani antysemitą. Jednak jego niepoprawna politycznie kampania wyborcza odsłoniła bardzo głęboki uskok tektoniczny w amerykańskim społeczeństwie. Trzęsienie ziemi jest kwestią czasu.

Aktualizacja: 12.02.2017 20:30 Publikacja: 11.02.2017 23:01

Trump budzi za oceanem sprzeczne emocje. Dużo łatwiej jest mobilizować się jego przeciwnikom.

Trump budzi za oceanem sprzeczne emocje. Dużo łatwiej jest mobilizować się jego przeciwnikom.

Foto: Getty Images/AFP

Do chwili, gdy Donald Trump został prezydentem, Stany Zjednoczone wierzyły w swoją misję narzucania światu własnego wzoru. Uzasadnieniem tej misji było dzieło Alexisa de Tocqueville'a „O demokracji w Ameryce".

Ale podstawa demokracji została podważona. Trump przegrał z Hillary Clinton prawie 3 mln głosów, a prezydentem został dzięki zwycięstwu wśród kolegium elektorów. Nie ma więc mandatu większości obywateli. Co gorsza, zdaniem amerykańskich agencji wywiadowczych Trumpowi pomogła Rosja.

Wybory w USA są więc dalekie od demokratycznych, w tym polskich, standardów. W rankingu prof. Pippy Norris z Harvard Kennedy School of Government z września 2016 roku „Dlaczego wybory amerykańskie są skażone", w którym uwzględniono 153 kraje, Polska otrzymała 74 punkty. Znaleźliśmy się w nim w grupie państw o „wysokiej i bardzo wysokiej uczciwości". USA, otrzymując tylko 52 punkty, okazały się „umiarkowanie uczciwe". To mniej niż Węgry (56 pkt), które przez amerykańskich liberałów są oskarżane o faszyzm.

W co wierzy Donald Trump

Nowy prezydent nie jest faszystą ani antysemitą. Sam pracuje z Żydami, bo uważa ich za kompetentnych. Nie miał problemu z tym, że jego córka Ivanka przyjęła judaizm, bo zakochała się w pochodzącym z żydowskiej rodziny Jaredzie Kushnerze i chciała za niego wyjść.

Trump popiera wolny rynek na przekór etatystycznym zasadom Mussoliniego czy Hitlera. Do swej administracji bierze przedsiębiorców, którzy są przeciwni ingerencji państwa w gospodarkę. W ostatnich dniach zniósł brokerom obowiązek udzielania inwestorom emerytom porad zgodnych z interesem klienta, a nie własnym(!). Zażądał co prawda od Forda i General Motors utrzymania produkcji w kraju, i to jeszcze przed objęciem stanowiska, ale to jeszcze nie czyni go etatystą. Były to raczej ostatnie fajerwerki kampanii wyborczej, gdy walczył o poparcie białych robotników pozbawionych pracy przez globalizację.

Czy zdobędzie się na wojnę celną z Chinami? Nie będzie to proste. Pekin ma finansową broń nuklearną, czyli 1,2 biliona dolarów w papierach rządu USA. Wystarczy tylko część z nich rzucić na rynek, by nowy prezydent oprzytomniał.

Trump został nacjonalistą ekonomicznym dla zdobycia głosów. Nie jest rasistą, a jego krytyka Latynosów nie płynie z przekonania, że należą do „niższej" rasy. Choć zarzuca im dzikie obyczaje, czyli brak kultury osobistej, w gruncie rzeczy chodzi o to, że 12 mln nielegalnych imigrantów jest rywalami amerykańskich robotników. Dodatkowo obciążają opiekę społeczną i szkolnictwo, nie płacąc podatków. Sama ich obecność łamie prawo, więc konserwatywni republikanie chcą ich deportacji. Trump zagrał kartą imigrantów jak szuler. Musi być bowiem świadom, że łatwi do wyzysku nielegalni pracownicy są wygodni dla biznesu.

Trump jest pragmatykiem, bufonem, kłamcą i cynikiem, ale nie jest nawiedzonym ideowcem, jak Mussolini czy Hitler. Nacjonalistą stał się przez oportunizm. Ale jego przykład i autorytet najważniejszego przywódcy świata ośmiela do walki o własne interesy ludzi tracących przez globalizację poczucie bezpieczeństwa i ładu społecznego. Dlatego, choć moralnie nie spełnia prawicowych wymogów, wszak jest lubieżnikiem i dwukrotnym rozwodnikiem, stał się idolem dla części prawicy.

Czy jest chociaż pobożny? Do rozpoczęcia ceremonii zaprzysiężenia wybrał kardynała Timothy'ego Dolana, ale do inwokacji zaprosił już swą duchową przewodniczkę Paulę White, należącą do grona 15 najbogatszych pastorów w USA. Jest atrakcyjną blondynką i teleewangelistką. – Nie tylko „doprowadziła go do Jezusa", ale ma też z Trumpem wiele wspólnego. Oboje żyją w trzecim małżeństwie, po dekadach skandali moralnych i finansowych – przypomina profesor teologii Michael Horton.

Paula White naucza, że Jezus poszedł na krzyż nie dla zbawienia człowieka, ale żeby dać nam siłę do walki o dobrobyt i wyciągnięcie z długów; nie żeby wybawić nas od śmierci i niewoli, lecz dać wygodne życie. Jezus nie jest zresztą jedynym, tylko pierwszym synem Bożym. Wszyscy jesteśmy boscy, mając władzę stwarzania światów słowem, głosi Paula White.

Bunt elit

NIE! W imię ludzkości odmawiamy uznania faszystowskiej Ameryki!". Opublikowane przed zaprzysiężeniem ogłoszenie na całą stronę w „New York Timesie" krzyczało, żeby „powstrzymać reżim Trumpa i Pence'a, zanim się rozpocznie". Wzywało „miliony ludzi" do miesiąca oporu, który miał osiągnąć szczyt przed 20 stycznia, datą zaprzysiężenia prezydenta, określanego jako moralne zagrożenie dla przyszłości rodzaju ludzkiego i Ziemi. Jego faszyzm polegać ma na ksenofobicznym nacjonalizmie, rasizmie, mizoginii, agresywnym przywracaniu „tradycyjnych wartości". Dlatego autorzy apelu oczekiwali pełnej odmowy współpracy z administracją Trumpa. „Kto przeżył nazistowskie Niemcy i trzymał się z boku tylko patrząc, jak Hitler demonizuje, kryminalizuje i w końcu osacza grupę za grupą, ten stał się bezwstydnym udziałowcem w potwornych zbrodniach" – czytamy w ogłoszeniu.

Nie szukaj porozumienia, nie współpracuj – piszą autorzy i wzywają do buntu: „Naszą jedyną nadzieją jest działać razem poza normalnymi kanałami. Każda frakcja ustanowionej struktury władzy musi zostać zmuszona do odpowiedzi na to, co robimy tworząc sytuację, w której reżim Trumpa i Pence'a nie może rządzić". Wezwanie do paraliżu aparatu państwa podpisały tysiące ludzi.

Ruch sprzeciwu zaczął się na początku stycznia. Działacze NAACP, czyli Narodowego Stowarzyszenia dla Awansu Ludzi Kolorowych, okupowali biuro senatora z Alabamy Jeffa Sessionsa, wówczas jeszcze kandydata na prokuratora generalnego, którego oskarżali o rasizm. Dlaczego? Kilka lat temu Kongres odrzucił jego kandydaturę na sędziego federalnego. Żartował z Murzynów, używając uznawanego w Ameryce za obelżywe słowa „Niggers", i bagatelizował Ku-Klux-Klan, organizację białych rasistów na południu Stanów Zjednoczonych.

Artyści szykowali dla telewizji koncert wolności w czasie inauguracji prezydentury Trumpa. Miał odciągnąć uwagę narodu od uroczystości państwowej. Pomysł podrzucił Robert Reich, sekretarz pracy w gabinecie Clintona, mający na Facebooku 1,7 mln zwolenników. Imprezę organizował Mark Ross, syn byłego prezesa Time Warner. Koncert pod tytułem „We, the People" („My, naród" – z pierwszych słów Deklaracji Niepodległości) był planowany w Miami. Robert Reich marzył, że inauguracja Trumpa straci oglądalność, zaś dochód z transmisji pójdzie dla organizacji szerzących wszelki postęp i sprawiedliwość społeczną. Podobne protesty planowano też w kilku największych miastach. Do koncertu „My, naród" nie doszło. Natomiast prezydentowi odmówili udziału w ceremonii zaprzysiężenia Andrea Bocelli, Elton John, Garth Brooks i inni.

Prawica bezpruderyjna

Dwa tygodnie po wyborczej wygranej Trumpa odbyła się w Waszyngtonie konferencja National Policy Institute. Misją tej organizacji jest pielęgnowanie dziedzictwa, tożsamości i przyszłości ludzi o europejskim pochodzeniu zarówno w Ameryce, jak i na świecie. „Rasa jest realna. Rasa się liczy. Rasa jest podstawą tożsamości" – powiedział szef NPI Richard Spencer dla „The New York Timesa".

„Hail Trump, hail naszym ludziom, hail zwycięstwu!" – tak przywitał Spencer ponad 200 uczestników konferencji. Wygraną Trumpa uznał za „triumf woli", nawiązując do filmu będącego apoteozą Hitlera, kręconego na zjeździe NSDAP w Norymberdze w 1935 r. I podzielił się marzeniem o „nowym społeczeństwie, etno-państwie, które będzie punktem zbornym wszystkich Europejczyków", zachęcając do „pokojowej czystki etnicznej". Oświadczył, że „Ameryka była do ostatniego pokolenia białym krajem przeznaczonym nam i naszym potomnym. Jest naszym tworem, naszym dziedzictwem i należy do nas". Pozdrowienie nazistowskie jest dla niego przejawem ironii i bogactwa ducha.

Przy innej okazji Spencer dowodził, że kultura masowa zaszczepiła w programowanych od dekad umysłach białych hamujące ich rozwój przekonania. „Jakiekolwiek pozytywne poczucie rasowe wśród białych jest niezbywalnie złe i głupie, wynika tylko z bigoterii i resentymentu. Ale polityczny i społeczny awans niebiałych jest niezbywalnie moralny i cudowny". Dlatego biali nie mają szansy opierać się wydziedziczeniu. Spencer wzywa do wstrzymania „dekonstrukcji" kultury europejskiej. Jednak gdy w październiku 2014 roku próbował zorganizować konferencję Instytutu w Budapeszcie, został aresztowany, usunięty z Węgier oraz dostał zakaz wjazdu do krajów Unii Europejskiej na trzy lata. Czy jest przestępcą? Jeśli już, to tylko umysłowym. Choć wybitnie inteligentny, Spencer rzucił studia oraz pracę nad doktoratem dla „życia w myślozbrodni".

Spencer spopularyzował nazwę alt-right przez portal AlternativeRight.com. Zachęca, żeby wziąć „czerwoną pigułkę", taką jak w filmie „Matrix". Pozwoliłaby ona usunąć złudzenia i odsłonić rasową rzeczywistość. Jest zachwycony, że Trump wybrał na głównego stratega i doradcę jego protektora Steve'a Bannona, oskarżanego przez część krytyków o ksenofobię. Ale żydowska Liga Przeciw Zniesławieniu nie dopatrzyła się antysemityzmu w wypowiedziach Bannona. Ubolewa tylko, że jego portal Breitbart „stał się wiodącym źródłem skrajnych opinii głośnej mniejszości, która wciska bigoterię i promuje nienawiść".

Prawica alternatywna skupia środowiska o różnych poglądach. Wspólna jest rasowa czujność. Zaczyna tu dominować młodsze pokolenie białych nacjonalistów, doskonale wyczuwające style internetu. Gwiazdorem jest związany z Breitbart News bystry Milo Yiannopoulos. Czytelnicy portalu LGBTQ Nation wybrali go na „człowieka roku 2016". Milo błysnął myślą, że republikanie czują się jak geje w latach 50. Yiannopoulos jest tak kontrowersyjny, że wystarczyła zapowiedź jego wizyty na kalifornijskim Uniwersytecie w Berkeley, by wybuchły tam zamieszki. Straty oszacowano na 100 tys. dol., a samą wizytę odwołano.

„Establishment uczynił faszystami całe pokolenie młodych mężczyzn i kobiet i to jest wspaniałe!" – cieszy się Matthew Heimbach. Jego zwolennicy żądają przekształcenia USA w federację państw narodowych według rasy, pochodzenia etnicznego i religii. Wygrana Trumpa pobudziła też białych nacjonalistów starszego pokolenia. David Duke, były lider Ku-Klux-Klanu, uznał to za „wielkie zwycięstwo naszego narodu".

Dzienniki Turnera

Wybuch samochodu z bombą domowej roboty w Oklahoma City zabił 168 osób i ranił 650. Zamach na budynek służb federalnych przeprowadził w kwietniu 1995 roku Timothy McVeigh z pomocą Terry'ego Nicholsa. Ukarali oni rząd USA za śmierć 75 członków sekty religijnej Gałąź Dawidowa w miejscowości Waco w Teksasie dwa lata wcześniej, którzy zginęli w płomieniach podczas oblężenia ich siedziby przez FBI.

Sprawcą zamachu w Oklahoma City okazał się żołnierz z medalami za służbę na wojnie w Zatoce Perskiej. Skazany na karę śmierci wstrzymał apelację, by przyspieszyć swoją egzekucję.

Instrukcję budowy bomby z nawozów sztucznych i paliwa Diesla McVeigh znalazł w „Dziennikach Turnera". Wydana 20 lat wcześniej powieść stała się wyznaniem filozofii białych nacjonalistów, a rozeszła w setkach tysięcy egzemplarzy. Jest tak skandaliczna, że autor użył pseudonimu Andrew Macdonald. W rzeczywistości napisał ją pochodzący z arystokratycznej rodziny z Południa William Luther Pierce, ascetyczny profesor fizyki i twórca grupy neonazistowskiej National Alliance.

„Dzienniki Turnera" zainspirowały dziesiątki rabunków z bronią w ręku i ponad 200 morderstw. Są dziełem ideowego wroga wielokulturowości o historiozoficznych ambicjach. Ukazują Amerykę z elitą opanowaną przez Żydów, którzy wykorzystują Afroamerykanów do rozbicia tradycyjnego porządku. W reakcji powstaje tajna organizacja terrorystyczna obalająca rząd przez szerzenie chaosu. Akcja rozwija się z rozmachem, aż do konfliktu z ZSRR i nuklearnej wojny domowej. Główny bohater Earl Turner szykuje się do samobójczego ataku jądrowego na Pentagon, prowadząc zapiski aż do śmierci. W epilogu od wydawcy dowiadujemy się o ogromnych kosztach „wyzwolenia" nie tylko Ameryki, ale i Europy Zachodniej. Obszar 40 mln km kw. od Uralu do Pacyfiku, od Morza Arktycznego do Oceanu Indyjskiego został zamieniony w promieniotwórczy Wielki Wschodni Nieużytek. Podobny los spotkał Tel Awiw.

Do najmocniejszych scen należy Dzień Wieszania „zdrajców rasy", kiedy na latarniach zawisło tysiące polityków, prawników, dziennikarzy i gwiazd Hollywood uznanych za sługi Systemu. Smród gnijących zwłok wymaga poświęcenia od patriotów sprzątających ulice po egzekucjach.

Powieść ta jest nienawistną fantazją kompensacyjną przedstawiciela nordyckiej elity, odsuwanej stopniowo od władzy. „Staliśmy się już niewolnikami – zapisuje główny bohater. – Pozwoliliśmy diabelsko sprytnej obcej mniejszości założyć kajdany naszym duszom i umysłom... a może musimy wielką część winy złożyć na nieumyślną dekadencję, na osłabiający ducha styl życia, na jaki ludzie Zachodu pozwolili sobie w XX w.? Wróg pragnie zniszczyć rasową podstawę naszej egzystencji. Żadna wymówka dla naszej porażki nie będzie miała znaczenia, kiedy pozostanie tylko mrowiąca się horda obojętnych zombie mulatów, aby ją słyszeć. Nie będzie żadnego białego człowieka by o nas pamiętał – czy to dla oskarżenia o naszą słabość, czy dla wybaczenia naszej głupoty" – można przeczytać w „Dziennikach Turnera"

Pierce wybrał formę dziennika, łącząc fabułę z refleksją, m.in. o liberalizmie. „To zasadniczo kobiecy, uległy światopogląd. Może lepszym określeniem niż kobiecy byłby dziecinny. To światopogląd ludzi bez moralnej twardości, duchowej siły by powstać do choćby jednej walki z życiem, którzy nie umieją przystosować się do rzeczywistości, gdzie świat nie jest wielkim różowo-niebiesko wyściełanym żłobkiem, gdzie lwy polegają z barankami i wszyscy żyją szczęśliwie na zawsze. Duchowo zdrowi ludzie naszej rasy nie powinni chcieć takiego świata, gdyby był możliwy. To jest obce, zasadniczo wschodnie podejście do życia, światopogląd raczej niewolników, niż wolnych ludzi Zachodu".

Mamy tu wykład ideologii faszyzmu wyrażony w formie literackiej. Odpowiednikiem na innym obszarze wyobraźni są powieści markiza de Sade. Jednak liberalnym krytykom nie wadzi sadyzm seksualny. Jest to dopuszczalna forma poznania mroków ludzkiej duszy. Natomiast gniew i strach wywołuje sadyzm historiozoficzny Pierce'a. Można go czytać jako pornografa politycznego, ale przecież bada on również mroki białej, przerażonej duszy. Alt-prawica zarzuca wielokulturowcom ludobójstwo białych. Czy słusznie? W 1950 roku biali stanowili 90 proc. Amerykanów, a obecnie 74 proc. I rasową dumę zamienili na poczucie winy.

Mimo masowych nakładów „Dzienniki Turnera" krążą w podziemiu kulturalnym. Ale te niebezpieczne fantazje przenikają do głównego nurtu. Przykładem jest serial „The Man in the High Castle". Oparta na powieści Philipa K. Dicka fabuła ukazuje panowanie nazistów w Ameryce. USA przegrały II wojnę światową. III Rzesza okupuje wschodnią część byłych Stanów Zjednoczonych, a Japonia zachodnią. Jest rok 1962. Działa ruch oporu, lecz część Amerykanów kolaboruje z nazistami. Serial ma świetną scenografię, która profanuje wizję realnej Ameryki tamtego czasu symbolami nazizmu, na przykład ogromną swastyką na Times Square. Doskonała scenografia i zdjęcia otrzymały nagrodę Emmy.

Nic w kulturze nie dzieje się przypadkiem. Ujawnia się w niej coraz częściej tłumiona dotąd potrzeba społecznego ładu, jaki zaprowadza faszyzm, aczkolwiek zbrodniczymi metodami. Czyżby prezydent Donald Trump miał spełnić zakazane pragnienie? Nie jest faszystą ani antysemitą, jednak jego ksenofobiczna kampania odsłoniła pod przykrywką poprawności politycznej rysy tektoniczne w społeczeństwie. Trzęsienie ziemi jest kwestią czasu.

Autor występuje w talk-show o ideach TVP Kultura „Tanie dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat"

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Do chwili, gdy Donald Trump został prezydentem, Stany Zjednoczone wierzyły w swoją misję narzucania światu własnego wzoru. Uzasadnieniem tej misji było dzieło Alexisa de Tocqueville'a „O demokracji w Ameryce".

Ale podstawa demokracji została podważona. Trump przegrał z Hillary Clinton prawie 3 mln głosów, a prezydentem został dzięki zwycięstwu wśród kolegium elektorów. Nie ma więc mandatu większości obywateli. Co gorsza, zdaniem amerykańskich agencji wywiadowczych Trumpowi pomogła Rosja.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków