– Kiedy Niemce nastali, to ludzie z Parcic uciekali – wspomina Władysław Suchy. – Ja też uciekłem. Kiedy byli już w Bolesławcu, powiedziałem rodzicom, żeby weszli do chałupy i za nic na świecie nie wychodzili. Wsiadłem na rower i dalej do przodu, ale po paru dniach wróciłem, bo coś mnie tknęło. Ojca już nie było. Nie posłuchał i wyszedł na podwórze. Szło dwóch Niemców, którzy szukali niewolników. Kto stał za płotem, tego od razu do kolumny. Ojciec dobrze rozumiał po niemiecku i podsłuchał tych dwóch żołdaków. Zastanawiali się, co mają zrobić z niewolnikami. Zamknęli do stodoły. Do rana stali pod drzwiami i pilnowali. Rano znów biadolili: Co tu zrobić z Polakami? Wiesz co? Oblać benzyną i spalić. Ojciec wszystko rozumiał, ale nie powtórzył innym. Na szczęście szarża niemiecka jechała. Czterech oficerów podjechało do żołnierzy pod stodołą. Co wy tu robita? Mamy niewolników. A co oni wam zrobili? Nic. Wypuścili. Przynieśli z samochodu trochę chleba. Pójdzieta do dom, tylko drogą iść, nie polami. Rozeszli się ludziska. Pamiętam, że jak ojciec wszedł do chałupy, to przewrócił się na łóżko. Stary był. Osiemdziesiąt lat miał.
Nie takie złe Niemce
Zdaniem Władysława Suchego z Parcic Niemcy nie byli tacy źli. Szczególnie oficerowie. (...)
– Jak doszło do tego, że Niemcy stali się okrutnikami? – dopytuję Suchego. Panu Władysławowi nie podoba się pytanie. Krzywi się.
– Tu, w Parcicach, cuda się działy, panie. Po niemiecku mówiłem, więc mnie na języki brali. Miałem sklep. Sprzedawałem lemoniadę. Jeden żandarm się mnie pyta: Dlaczego ci Polacy ciągle się na ciebie skarżą? Przyłażą na posterunek i gadają, żeś złodziej, ladaco, że na Niemców plujesz i na Polaków. Na matkę i ojca. Gdybym ja miał cię ukarać za to, co oni mówią, tobym cię musiał dziesięć razy rozstrzelać. Rozumie pan to? Polak na Polaka skarżył. Nie podobało się, że żony policjantów przychodziły do mnie do sklepu i ja z tymi Niemkami rozmawiałem. Nie wiedzą, że ja ratowałem.
Z tym ratunkiem było tak. Młody volksdeutsch powiedział tacie, że wstanie skoro świt i pójdzie na posterunek do Czastar po zezwolenie na wyjazd do Łodzi. Mądrzy żandarmi pozwalali jeździć. Komendant otworzył drzwi. Suchy siadł. W tym momencie na posterunek, a posterunek mieścił się na plebanii, wszedł starszy Chałupka z pretensją, że go okradli w nocy, a konkretnie okradł go żandarm niemiecki z pomocnikiem. Suchy domyślił się, że to byli przebierańcy. Niemożliwe, żeby Niemcy kogoś okradali w nocy. Nie musieli kraść po ciemku, bo mogli w dzień przyjść i zabrać, co tylko chcieli. Więc Suchy do żandarmów krzyknął, że zna przebierańców. To chłopcy z Parcic. Komendant na wszelki wypadek chciał sprawdzić, czy na pewno jego ludzie nie rozrabiali. Obudził całą szóstkę żandarmów. Postawił na baczność. Chałupka stał jak wryty i gapił się. Jak wyglądali? – dopytuje komendant. Tak jak pan komendant – rzucił Chałupka. Niemiec pobladł. Ślina poleciała mu po pysku. Chciał Chałupkę zastrzelić.
– Wybroniłem chłopa. Dali mu spokój. Niemce złe nie były do końca. Oj nie, panie.