Jack Black, czyli król polki z dziwnym akcentem

Historie niektórych ludzi w zasadzie są gotowym scenariuszem na hollywoodzki film.

Publikacja: 09.02.2018 15:00

Jack Black, czyli król polki z dziwnym akcentem

Foto: Netflix

Prawdziwy polsko-amerykański sen: urodzony w biednej, komunistycznej Polsce chłopak, którego życiem jest muzyka, a głos wszystkim, co ma, rusza w pogoń za wielkim marzeniem i dzięki olbrzymiej determinacji po latach niekończących się prób osiąga w końcu spektakularny sukces. Po czym na oczach fanów upada, stacza się i ledwo uchodzi z życiem. Nic tylko przenieść jego losy na ekran. Zamiast polskich filmowców zrobił to Netflix. A w rolę króla polki Jana Lewana wcielił się znany i lubiany Jack Black.

„Król polki" to fabularyzowana historia najsłynniejszego polonijnego oszusta. Jan Lewan (właściwie Lewandowski) urodził się w okupowanej przez Niemców Bydgoszczy. Śpiewał w operze, grał w Filharmonii Narodowej. Wiedział, że ma talent, ale nie czuł, by mógł się rozwijać za żelazną kurtyną.

Po ucieczce do Kanady pełen entuzjazmu myśli, że od razu zgłoszą się po niego łowcy talentów. Życie na Zachodzie okazuje się jednak trudniejsze, niż myślał. Jego romantyczne piosenki w stylu Julio Iglesiasa z tekstami śpiewanymi koślawym akcentem nikomu nie przypadają do gustu. Zatrudnia się więc na stacji benzynowej i jako śmieciarz; dźwiga tusze w ubojni. A wieczorami dalej snuje się po klubach muzycznych w nadziei, że ktoś się nim w końcu zainteresuje.

Mijają lata. W górniczej Pensylwanii, gdzie w kopalniach pracuje wielu Polaków, śpiewa za darmo po kościołach, nadal wierząc, że jeszcze zatrzęsie Ameryką. I rzeczywiście, marzenia w końcu się spełniają. Choć nigdy nie grał polki w ojczyźnie, szybko zrozumiał, że dla Polonusów jest ona czymś więcej niż tylko muzyką. Wie, że tylko ona może mu otworzyć wrota do upragnionej sławy. Skleca więc big-band i jako pierwszy artysta polkowy zaczyna organizować prawdziwe amerykańskie „shows": on jako gwiazda, kilkunastu muzyków, klaun i ekstrawaganckie stroje.

Tak staje się prawdziwym królem polki. Mówią o nim: „polish rockstar" czy „Liberace świata polki". Dostaje własny program w radiu. Otwiera sklep z pamiątkami z Polski. Zaczyna organizować wycieczki do ojczyzny w stylu „dużo wódki i górali", których obowiązkowym punktem są spotkania z Lechem Wałęsą. Z czasem prawdziwym hitem stają się jego wycieczki do Rzymu z prywatnymi audiencjami u papieża. Lewan wie, jak wzruszać ludzi. Otwiera ich serca i trafia do ich duszy – mówią jego współpracownicy. Wśród amerykańskiej Polonii uchodzi za półboga. Zna wszystkich, wszyscy znają jego. I dlatego każdy chce inwestować w tworzone przez niego biznesy. Tylko że za tą fasadą stoi wielka piramida finansowa, która w końcu musi się załamać.

O tym wielkim oszustwie John Mikulak i Joshua Brown nakręcili w 2007 r. świetny film dokumentalny pt. „Człowiek, który miał być królem polki". Była to mocno oddziałująca na emocje relacja ze świata pensylwańskiej Polonii, która nie przedstawiła Polonusów w najlepszym świetle.

Teraz Maya Forbes z kolei nakręciła o tym film familijny. Lewan w wykonaniu Jacka Blacka przestał być wyzbytym uczuć cwaniakiem, a został dającym się lubić, trochę nieudacznym bratem łatą, który chce każdego zadowolić. W jego życiu poza ogólnym planem, by zostać gwiazdą, wszystko dzieje się jakby z przypadku – siłą rozpędu. Boi się cofnąć choćby o krok.

Polskie oko i ucho mogą drażnić literówki w nazwiskach (np. Brzesinksi) czy koszmarnie „ruski" akcent Blacka. Do tego fabularne przedstawienie głównego bohatera wydawać się może nieco przerysowane, ale jeśli ktoś zna pierwowzór, to wie, że Jack Black nawet w połowie nie jest na scenie tak karykaturalny jak Jan Lewan.

Niestety, „Król polki" jest filmem przeciętnym. Może dziwić, że premierę miał podczas Sundance Film Festival, gdzie osobiście promował go sam Jan Lewan. Ma on niby drugie dno, ale wyłapią je chyba tylko ci, którzy dokumentalny pierwowzór znają niemal na pamięć.

Ciekawe wydają się za to nietypowe korzenie odtwarzającego tytułową rolę Jacka Blacka. W wywiadach podkreśla on, że w jego żyłach płynie mieszkanka krwi irlandzkiej, szkockiej, angielskiej, niemieckiej, francuskiej, walijskiej, a także żydowskiej. Znając zagmatwane losy naszego narodu, wypisz wymaluj – Polak.

„Król polki", reż. Maya Forbes, Netflix

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Prawdziwy polsko-amerykański sen: urodzony w biednej, komunistycznej Polsce chłopak, którego życiem jest muzyka, a głos wszystkim, co ma, rusza w pogoń za wielkim marzeniem i dzięki olbrzymiej determinacji po latach niekończących się prób osiąga w końcu spektakularny sukces. Po czym na oczach fanów upada, stacza się i ledwo uchodzi z życiem. Nic tylko przenieść jego losy na ekran. Zamiast polskich filmowców zrobił to Netflix. A w rolę króla polki Jana Lewana wcielił się znany i lubiany Jack Black.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów