Proszę mnie dobrze zrozumieć, chodzi mi też o moralną odpowiedzialność za podjęcie trudu zrozumienia każdego człowieka, bez względu na jego szczególną konstytucję psychiczną. A może właśnie ze względu na tę podmiotową niepowtarzalność. Nie ma to nic wspólnego z traktowaniem ludzi jak bezradnych pionków na szachownicy, bo „poczucie winy jest prerogatywą każdego człowieka, który sam jest odpowiedzialny za jego pokonanie", aby posłużyć się cytatem z pracy „Wola sensu. Założenia i zastosowanie logoterapii" austriackiego psychiatry Victora Frankla...
Pańskie słowa wywołują we mnie dyskomfort wmawianego mi natarczywie poczucia winy. Zakończmy już, proszę, to wysokie C.
...szczególnego zrozumienia dla drugiego oczekuję przede wszystkim od siebie i to staram się przekazać studentom pracy socjalnej.
Jasne. Proszę jednak zważyć, że nie rozmawiamy dla specjalistycznego biuletynu pracowników socjalnych, ale dla czytelników o różnym zakresie cierpliwości w stosunku do osób naruszających normy zachowań w przestrzeni publicznej. Zresztą studenci to ludzie dorośli w pełni odpowiedzialni za słowa i czyny.
Owszem, pamiętam o zapisie ustawowym, który głosi, że jednym z podstawowych zadań uczelni jest wychowywanie studentów w poczuciu odpowiedzialności za umacnianie i poszanowanie praw człowieka. Poza tym dostrzegam znaczenie kształcenia dorosłych zwanego andragogiką i – co najważniejsze – nie tracę nadziei.
Piękne słowa. Czy nie wydaje się jednak, że w stosunku do ludzi z psychicznymi dysfunkcjami odczuwamy wręcz moralny obowiązek stosowania łagodniejszych kryteriów oceny, w rezultacie czego więcej im wolno? Krzyczy? Zakłóca spokój? Trudno, przecież jest chory. Podam przykład z autopsji. Do klasy mojego syna Julka w podstawówce w Markach chodził Franek z autyzmem. Silny i potężny. Co dzień zaczepiał i okładał pięściami kogo popadło.
Co na to nauczyciele?
Wzruszali ramionami. Pewnego dnia Franek z furią rzucał plecakiem mojego syna po korytarzu, niszcząc zeszyty, wylewając napoje. „Nie wytrzymałem i przywaliłem mu" – przyznał 12-letni wtedy Julek, jako jedyny poddany szkolnym sankcjom. Wie już, że niektórzy są nie tylko „równiejsi", ale i ponad prawem.
Opisała pani bezradność pedagogów i tzw. pozytywną dyskryminację, czyli stosowanie podwójnych standardów. Inne obowiązują w pełni sprawnych, inne „chorych". To rani, tworzy też poczucie niesprawiedliwości.
Oni sami oczekują traktowania bez taryfy ulgowej?
Jestem przekonany, że tak. Zdolność współodczuwania z ludźmi w kryzysie psychicznym nie oznacza przecież równoczesnego przyzwolenia na zachowania obraźliwe i agresywne. Z drugiej strony nie może oznaczać przyzwolenia na paternalizm wobec „niezaradnych i wymagających opieki". Taki student ma prawo oczekiwać adaptacji procesu dydaktycznego, co absolutnie nie oznacza formalnie i nie powinno znaczyć też w praktyce obniżonych kryteriów egzaminacyjnych dla danego przedmiotu.
Mocno powiedziane.
Wiedzę, która daje mi poczucie pewności, czerpię nie tyle z naukowych rozpraw, ile ze znaczących rozmów i spotkań, które jako pracownik socjalny odbyłem ze wspaniałymi ludźmi z „urodą autystyczną", „doświadczeniem schizofrenii", „chorobą więzi, jaką jest bezdomność", „obezwładniającym neurotycznym lękiem".
Zakłócanie zajęć uznał pan jednak „poza nagraniem" za niedopuszczalne. Co z tym robić?
Trudno mi sobie wyobrazić, by ktokolwiek z moich kolegów zgadzał się na zakłócanie debaty akademickiej, pracując zgodnie z zasadami etyki zawodowej. Gdy tak się dzieje, właściwym pierwszym krokiem jest bezpośrednia rozmowa ze studentem i jednoznaczny komunikat o naszych oczekiwaniach. Także rozmowa z przedstawicielami grupy studenckiej.
Polecam także konsultacje z pracownikami biur do spraw osób niepełnosprawnych. W Krakowie działa też Międzyuczelniane Centrum Wsparcia Psychologicznego. Prowadzimy tam konsultacje dla studentów wymagających pomocy, co odpowiada także potrzebom kadry akademickiej.
To działa?
Działa. Zwiększa nasze poczucie bezpieczeństwa. Tyle że praca z ludźmi nie jest szeregiem powtarzalnych zabiegów socjotechnicznych, dlatego o przyszłości nie będę się wypowiadał.
„Myślę, że przyjmowani na studia mogą być wszyscy, ale wykładowca nie powinien zmieniać sposobu prowadzenia wykładów z powodu żadnego studenta. Jeśli student przeszkadza, powinien zostać wyproszony z zajęć. Jeśli nie potrafi zrozumieć, nie zaliczy. Jeżeli nie potrafi się dostosować, musi odpaść" – pisze na forum e-kasia27.
To głos rozsądku. Nadto łaskawy dla wykładowców. Pamiętajmy jednak, że w sytuacjach nagłych, powodujących bezpośrednie zagrożenie życia studenta lub życia i zdrowia innych powinniśmy interweniować, wzywając pogotowie ratunkowe lub policję.
Tylko czy osoby z zaburzeniami można karać? Nie działają przecież umyślnie.
Można. Jeśli taka osoba, będąc poczytalna, popełni czyn karalny, ponosi pełną odpowiedzialność za swoje zachowanie i jego konsekwencje. O tym decyduje jednak sąd po zasięgnięciu opinii biegłych lekarzy psychiatrów.
Naprawdę radzi pan wzywać policję? Przypomnę panu nagłówki dzienników z 2014 r. „Dziecko chore, szkoła wzywa policję". O co chodziło? Cierpiący na ADHD Michał regularnie wszczynał szkolne bójki, rodzice pobitych dzieci skarżyli szkołę. Matka Michała wylewała tymczasem łzy w prasie, że oto „uwzięli się" na jej biednego syna i straszą go policją. I cóż? To nie na nią, lecz na dyrektora szkoły wylały się kubły pomyj opinii publicznej zwane modnie „falą hejtu".
Cóż, jeśli wszelkie inne próby działania okazały się nieskuteczne... Ciekawe, czy zadano mu pytanie „Dlaczego bijesz?". Zastanawiała się pani, o czym chce nam powiedzieć młody człowiek, który wszczyna bójki?
Znajomy pedagog upiera się, że nastolatek musi „wyrażać siebie"...
Właśnie. Kiedyś dyskutowaliśmy o bezstresowym wychowaniu. Zdecydowanie błędne podejście. Aby kształtować własną tożsamość, młody człowiek potrzebuje granic wyznaczanych zespołem norm i wartości panującym przede wszystkim w środowiskach wychowawczych. I nie czynię tu żadnej różnicy między ludźmi.
Zaburzonymi czy nie? Zatem akceptuję cię, ale nie pluj, nie bij, nie atakuj innych?
Otóż to. Problem w tym, że o ile pani syn pewnie nauczyłby się szybko społecznej gry „potrzebnej bliskości i koniecznego dystansu", o tyle niektórzy mogą mieć z tym problem. Wtedy zaś warto przemyśleć kwestię włączenia do współpracy pracowników socjalnych, asystentów dla młodych ludzi o specyficznych potrzebach rozwojowych lub psychicznych...
...albo szkołę integracyjną? Fora internetowe piętnują rodziców posyłających dzieci do szkół integracyjnych czy specjalnych jako słabych, niezdolnych walczyć o utrzymanie dziecka w zwykłej szkole.
Nie przepadam za koncepcją integracji społecznej. Oznacza, że jest jeden wzór przystosowania się odpowiedni dla wszystkich. Staramy się budować raczej dialogującą wspólnotę, nie represjonując różnic między ludźmi. Z jednej strony warto zatem rozważyć, czy człowiek z trudnościami powinien żyć w otwartym środowisku, czy też ze względu na słabość więzi i naturalnych zasobów społecznych wspólnoty konieczne jest tworzenie placówek specjalistycznych...
A z drugiej strony?
Obawiam się, że instytucje powstają także po to, by budować mury i odgradzać się od tych „innych", wykluczając ich z przestrzeni społecznej. Pamiętajmy, że 75 lat temu Niemcy zamordowali ponad 200 tys. ludzi chorych psychicznie i niepełnosprawnych, w tym dzieci. Była to zinstytucjonalizowana zbrodnia. A mechanizmy (nadal obecne w naszej kulturze) można poznać, studiując „Nowoczesność i Zagładę" Zygmunta Baumana. Uważajmy, by dyskusja ta nie prowadziła nas w stronę rozwiązań polityki izolacyjnej.
Mówi pan o niemieckiej akcji T4, czyli „eliminacji życia niewartego życia". Badacz tej zbrodni, niemiecki historyk i dziennikarz Götz Aly jest też ojcem upośledzonej córki. Paradoksalnie to właśnie on w wywiadzie dla „Der Spiegel", mówiąc o modzie na uporczywą integrację, przekonywał, że są dzieci, które lepiej czują się w dobrze przygotowanej szkole specjalnej. Nie chcą być na siłę wtłaczane między „normalsów", którym nie wszędzie są w stanie dorównać.
Jestem podobnego zdania. Dodam tylko, że kluczowe znaczenie dla „dobrze przygotowanej szkoły" mają nie tyle procedury i parametry, ile pedagog, który potrafi żyć i pracować w duchu Janusza Korczaka. Może wtedy szkoła specjalna będzie lepsza od tej, w której uczył się mój przyjaciel Krystian Głuszko.
Zmarły jesienią pisarz, autor bloga „Zaburzony świat Krystiana"?
Tak. Już jako dziecko rozwiązywał skomplikowane zadania matematyczne, podając gotowy wynik z pamięci. „Krystianie, z racji tego, że nie jesteś geniuszem, z pewnością oszukujesz" – słyszał w szkole. Dzisiaj myślę, że dzięki tak „pedagogicznej" postawie nie został matematykiem i możemy cieszyć się poezją i prozą człowieka cierpiącego na zespół Aspergera.
W wywiadzie, o którym mówiłam, Götz Aly powiedział też „W Biblii jest piękne, bardzo radykalne zdanie: każdy człowiek stanowi odbicie Boga niezależnie od tego, jak bardzo jest chory, biedny czy upośledzony. Powinniśmy się starać przenieść tę maksymę do naszej świeckiej i prawnopaństwowej samoświadomości".
Tego samego uczył krakowską praktyką pomocową św. brat Albert. Sam doświadczył poważnego kryzysu psychicznego, potem duchowej przemiany. Rok spędził w klinice psychiatrycznej w Kulparkowie.
Wracajmy do teraźniejszości. Przed nagraniem cytował pan rodzica zanurzonego w mrokach ignorancji: „Pomocy, wariat w klasie mojej córki!". Ale jak się o chorobie tego „wariata" dowiedzieć więcej, gdy nie wypada mówić o tym głośno? Moje dzieci przechodzą do szeptu, mówiąc o dysfunkcjach kolegów. Wywiadówki zaś upewniają mnie, że oto zamiast seksu mamy dziś nowe tabu: asperger, ADHD. Przyznawać się w grupie czy nie?
Przyznawać, byle nie „za kogoś". Decyzja należy do osoby zainteresowanej. Nazwanie rzeczy po imieniu ucina plotki i domysły. Jasność sytuacji daje zaś wszystkim poczucie bezpieczeństwa.
Wyjaśnia też „niemożliwe", gdy dziecko jest tzw. sawantem. Nietypowa budowa mózgu czyni takie osoby geniuszami w jakiejś dziedzinie mimo znacznie obniżonego ilorazu inteligencji. Pisze o tym Winston Groom w książce „Forrest Gump". Pokazuje Barry Levinson w filmie „Rain Man" czy polski reżyser Bodo Kox w „Dziewczynie z szafy".
Jeśli mówimy o grupie, ważnym aspektem jest edukacja o istotnych dla niej problemach zdrowia psychicznego. Dzieciom polecam bajki terapeutyczne, choćby „Kosmitę" Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel czy „Podaj łapkę, misiu" Krystiana Głuszki. Starsza młodzież polubi teksty z pierwszej ręki. Prace Arnhild Lauveng...
„Byłam po drugiej stronie lustra" o zdrowieniu ze schizofrenii?
Albo też „Ciemność widomą. Esej o depresji" Williama Styrona. Za godne uwagi uważam też trzy obrazy filmowe: „Vincent chce nad morze" Ralfa Huettnera, „Helen" Sandry Nettelbeck i „Elling" Petera Naessa.
A jeśli tabu jest nam potrzebne, by kogoś chronić? Albo też będąc poprawni politycznie, boimy się pytać głośno „co z nim", by nie przylgnęło do nas wiedźmie znamię zwane nietolerancją?
Tabu chroni sprawców krzywdy społecznej, a poprawność polityczna jest maską skrywającą naszą ignorancję bądź brak aksjologicznego uporządkowania. Współczesne społeczeństwa w dialogu powinny zaktualizować hierarchię wartości i ład społeczny, który byłby zdolny bronić humanum. Praktyka mówienia i słuchania siebie nawzajem prowadząca do odkrywania wspólnoty gatunku ludzkiego jest sprawą przetrwania lub zguby, o czym przestrzegał Zygmunt Bauman w jednym z esejów zawartych w „Szansach etyki w zglobalizowanym świecie".
Dr hab. Hubert Kaszyński pracuje w Zakładzie Socjologii Stosowanej Instytutu Socjologii UJ, jest klinicznym pracownikiem socjalnym od 1989 r. zaangażowanym w pracę socjalną i terapię społeczną osób chorujących psychicznie
Magazyn Plus Minus
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95