Już na ziemiach polskich do berlingowców dołączono chłopców z przymusowego poboru. Nierzadko żołnierzy Armii Krajowej, których stawiano przed alternatywą: jednostki Berlinga albo łagry w Sowietach. Kiedy w PRL zakłamywano historię AK i niepodległościowego podziemia, nachalna propaganda na wszystkie strony promowała wypaczoną wersję żywotów żołnierzy spod Lenino, z Czerniakowa, Wału Pomorskiego. Na ich krwi budowano propagandowe pomniki stalinowskich dowódców. Zarówno sowieckich generałów typu Karola Świerczewskiego czy Stanisława Popławskiego, jak i polskich zdrajców w rodzaju Berlinga czy Żymierskiego, którzy świadomie postawili na karierę w moskiewskiej służbie. Przy okazji na walce żołnierzy budowano mit dywizji i pułków tworzonych na mocy sowieckich rozporządzeń. Prawdziwe polskie tradycje i godnych patronów cynicznie mieszano z dziejami komunistycznego ruchu. Wszystko wpisywano w fałszywą narrację o wyzwoleńczej Armii Czerwonej. Niektórzy Polacy wciąż patrzą na berlingowców przez pryzmat pośmiertnych manipulacji.
A przecież te propagandowe mity łączą się z innymi przemilczeniami na temat losu Polaków na froncie wschodnim, gdzie, w brutalnym starciu dwóch totalitaryzmów, ani brunatny, ani czerwony dyktator nie przewidywał miejsca dla wolnej Polski. Prawie nikt nie przypomina, że już od 1941 roku ginęli na wschodzie Polacy przymusowo wcielani zarówno do Wehrmachtu, jak i do Armii Czerwonej. Umierali na obcej wojnie – nie mając wpływu na to, w imię czego walczyli. To wszystko rodzi skomplikowane wyzwania dla pamięci o wojennych losach tych, którym los nie dał szansy walczyć w prawdziwych mundurach sił zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej.
Instytut Pamięci Narodowej konsekwentnie przypominał i przypomina o tym, że szeregowych żołnierzy nikt na sowieckim froncie nie pytał, gdzie i za jaką sprawę chcą walczyć. Od lat upominał się o pamięć żołnierzy – obywateli RP, z uwzględnieniem całej prawdy o ich losie, przy odrzuceniu sowieckiej propagandy, która ich krew cynicznie wykorzystywała. Opowiadał się za tym i opowiada do dzisiaj, aby byli pochowani jako obywatele RP pod prawdziwymi orłami w koronach, a nie pod znakiem również przez nich wyśmiewanej „kuricy", którą dzieci PRL-owskiej propagandy do dziś nazywają „orłem piastowskim". Z drugiej strony ważne jest, aby przełamać widoczne niekiedy z prawej strony sceny politycznej odruchowe traktowanie poległych na wschodzie Polaków jako „ruskich" ofiar „ruskiego" frontu.
Uliczna dekomunizacja
Kiedy w 2016 roku uchwalono niemal jednomyślnie Ustawę o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, IPN wyznaczono ważną rolę. Nałożono nań obowiązek wskazania, którzy z patronów, honorowanych w przestrzeni publicznej, są symbolem komunizmu i represyjnego systemu władzy. Ustawa znosiła obowiązek wymiany dokumentów ze starymi nazwami, tym samym ograniczając uciążliwości zmian dla mieszkańców.
Wcześniej czy później było jasne, że przyjdzie się zmierzyć z dziedzictwem komunistycznej propagandy na temat „wojska ze Wschodu". Konieczność decyzji zero-jedynkowych w opiniach dla wojewodów wymusiła także pochylenie się nad nazwami dotyczącymi nie tylko Berlinga, Świerczewskiego, Popławskiego, ale też tymi noszącymi miano jednostek, którymi dowodzili. Jeśli bowiem honorujemy tworzone przez władze sowieckie pod polskimi nazwami jednostki, to dlaczego nie ich dowódców, świadomie godzących się na rolę narzędzia w polityce Moskwy? Z kolei jeśli będziemy honorować dowódców, to dlaczego nie honorujemy ich państwowych i komunistycznych zwierzchników w rodzaju Wandy Wasilewskiej, Bolesława Bieruta czy Władysława Gomułki?
Ale czy to znaczy, że pod ocenę komunistycznych aktywistów powinniśmy podciągnąć całą Bogu ducha winną masę żołnierską? To byłoby niedorzeczne. Dlatego Instytut podkreślał symboliczną granicę pomiędzy powoływanymi przez Moskwę jednostkami i ich stalinowskimi dowódcami, a żołnierzami – obywatelami RP, poddanymi prawem kaduka ich frontowej władzy. Gloryfikację tego związku taktycznego, bezprawnie wykorzystanego przez Związek Sowiecki w rozgrywce politycznej przeciw Polsce walczącej o niepodległość i granice, należy odróżnić od upamiętnienia losu żołnierzy, którzy w różnych okolicznościach znaleźli się w szeregach – zaznaczano w każdej nocie historycznej poświęconej nazwom berlingowskich jednostek tworzonych przez władze sowieckie. Instytut podkreślał zarazem możliwość, ale i potrzebę uszanowania pamięci żołnierzy tych jednostek.