Szykował się na premiera wspólnego rządu. „Premier z Krakowa" to było jego hasło wyborcze. A później ukuto powiedzenie: miał być premier w kapeluszu z Krakowa, a jest premier z kapelusza z Gorzowa, czyli Kazimierz Marcinkiewicz.
To był jeden z powodów, dla których Rokita popadł w niełaskę u Donalda. On przecież prowadził kampanię pod hasłem prezydent Tusk. A Rokita swoją kampanią wyszedł przed szereg. Wielka o to była niezgoda między nimi, bo było umówione, że Rokita nie wyskakuje z premierem z Krakowa. To zdaniem wielu z nas zaszkodziło Donaldowi w kampanii.
A jaka była pozycja Schetyny?
Na samym początku Platformy był człowiekiem od ciężkiej pracy. Był liderem we Wrocławiu i doskonale czuł politykę kuluarową. Blisko współpracował z Pawłem Piskorskim, wówczas sekretarzem generalnym PO, oraz blisko trzymał się Donalda.
Na kogo pani głosowała w prawyborach na kandydata na prezydenta w 2010 roku?
Na Radosława Sikorskiego. Bronka Komorowskiego dobrze znam i go lubię, ale to są różne osobowości. Wie pani, trochę angażowałam się w ostatnią kampanię prezydencką. Działam w Towarzystwie Przyjaciół Narciarstwa i włączyłam się w przygotowanie wizyty Bronka w Zakopanem i w mszę na Kasprowym Wierchu z jego udziałem. Przygotowałam prezydentowi tezy do wystąpienia i przekonywałam, że powinien powiedzieć, iż Kasprowy Wierch zawsze będzie dostępny dla narciarzy i turystów, bo o to toczy się walka z Tatrzańskim Parkiem Narodowym. Tymczasem on odznaczył kilku taterników, a o narciarstwie nie powiedział ani słowa. A przecież nasz papież jeździł na Kasprowym, to była jego ukochana góra. Chciałam też, żeby prezydent uświetnił uroczystość ustawienia figury Matki Boskiej Kasprowej. Kardynał Nycz się na to zgodził, powiedział, że wpisze do rejestru Matkę Boską Kasprową, znaleźliśmy odpowiednią figurę, Bronek się zgodził, ale nie było zgody PO i Parku. A sprawa Kasprowego (sprzedaż PKL) i temat narciarstwa jest dla Zakopanego i Podhala ważny. Komorowski stracił dużo dlatego, że nie potrafił tych problemów narciarskich wygrać i poprzeć. Może to były te brakujące głosy...
Dlaczego nie było zgody PO?
Oni wtedy grali na to, żeby Bronek wygrał wybory prezydenckie, ale niewielką przewagą głosów. Ci, którzy pracowali na co dzień z prezydentem, zostali odsunięci od kampanii, a działacze PO specjalnie się w nią nie angażowali. Lokalnie kampania była robiona od niechcenia. Koła się nie włączały do pracy, były też problemy finansowe.
A czy według pani Sikorski byłby lepszym prezydentem?
Może tak. Doskonale wykształcony, z perfekcyjnym angielskim, znający świat, z istotną pozycją międzynarodową i wyczuciem dyplomatycznym. Tego wszystkiego nie miał Komorowski, a jednak okazał się dobrym prezydentem. Atutem Sikorskiego jest także jego żona. Sikorski ma też temperament polityczny, co na takim stanowisku dość istotne.
Afera podsłuchowa i wynurzenia Sikorskiego uwiecznione na taśmach nie zniechęciły pani do niego?
Byłam trochę zaskoczona nową „kulturą" prezentowaną przez bohaterów tych podsłuchów. Ale nie wiemy, jak się zachowywali wcześniej inni politycy, bo ich nie nagrano, to w końcu były prywatne rozmowy. Nieważne, że nagranie było naganne, bo „sędziowie przysięgli", czyli naród, usłyszeli.
Nie szkoda pani Platformy? Tego, że utraciła władzę, że ma problemy?
Oczywiście, że mi szkoda. Może dzisiaj to dziwnie brzmi, ale Platforma była partią etosu, przyzwoitości, otwarcia na ludzi. W centrum naszej uwagi był człowiek, obywatel. O tym mówili Andrzej Olechowski, Maciej Płażyński, Zyta Gilowska i wielu innych. Donald wtedy nie mówił o programie, tylko o strategii. Zawsze był bardzo praktyczny i może to jego zaleta.
Widać, że jest w pani dużo goryczy wobec Platformy Obywatelskiej.
To prawda. Po aferze mostowej różni ludzie mnie przestrzegali, że już do polityki nie wrócimy. Nawet politycy PiS tak mówili. A ja byłam przekonana, że skoro włożyłam w PO tyle wysiłku, serca i pieniędzy, skoro założyłam tak duże prężne koło, działałam w Konwencie Europejskim, byłam widoczna w Sejmie, to moje wysiłki zostaną docenione. Tymczasem skazano mnie na polityczny niebyt. Oceniam to jako krańcowo niesprawiedliwe.
Skoro tak, to dlaczego ciągle płaci pani składki partyjne?
Sama się zastanawiam, po co ja te składki jeszcze płacę. Trudno jest się rozstać z czymś, co się tworzyło przez tyle lat i gdzie ma się przyjaciół. Miałam nadzieję, że w partii po zmianie przywództwa coś się zmieni na lepsze. Myślałam, że Schetyna postawi na nowe otwarcie, nową jakość. Prawdę mówiąc, nadal na to czekam.
A więc chciałaby pani jeszcze wrócić na scenę polityczną?
Nie wiem. Zwykle, jak partia się kogoś pozbywa, to na zawsze. Sądzę, że mam gen społecznikowski oraz chęć i umiejętność działania dla dobra wspólnego. Nie zależy mi na powrocie do polityki, ale mam poczucie, że wiele dobrego mogłabym jeszcze zrobić.
—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95