Prawie trzy dekady po 1989 r. spektakl Teatru Telewizji w reżyserii Roberta Glińskiego i adaptacji literackiej Jana Bończy-Szabłowskiego nabiera jednak niespodziewanie aktualnych akcentów. Stylistycznie ma wiele wspólnego z nadekspresją i przerysowaniem, charakterystycznymi dla mistrzów surrealistycznego kina – Bunuela, Felliniego czy Greenawaya, a w pewnych momentach zbliża się do dekadenckich klimatów Viscontiego.

Jednocześnie jednak obowiązuje tu klasyczna jedność miejsca, czasu i akcji. Oto na obiedzie u finansjery, czyli nowej arystokracji, spotykają się cyniczni beneficjenci postkomunistycznej transformacji. Konsumują wyłącznie jarskie dania – dlaczego? Ubóstwo menu jest zarazem manifestem snobizmu, hipokryzji i okrucieństwa. Kalafior „dosmaczony" zostaje tragedią chłopaka nazwiskiem Kalafior, któremu nie udało się uciec od rodziny (odciąć korzenie? wyzwolić?).

Najważniejsze pytanie, z jakim zostawia nas ten spektakl, brzmi: kim są współcześni arystokraci? Celne dialogi i bon moty Gombrowicza znakomicie przystają do obecnej sytuacji, wydają się wręcz profetyczne. Można w tym odnaleźć poczucie wyższości znamionujące współczesną elitę artystów, czy raczej celebrytów poczuwających się do tworzenia wyższej kultury, a w istocie „uwzniaślających" pospolitość („książęce dłubanie w nosie" jest wykwintne, kiedy robi to ktoś z niższej klasy – to przejaw prostactwa i wulgarności). „Biesiada u hrabiny Kotłubaj" obnaża cynizm współczesnych „arystokratów" i ich obojętność na los innych.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95