Oczywiście, polityk może spędzać jak chce czas wolny z bliskimi sobie ludźmi i nikomu nic do tego. Ciekawość opinii publicznej powinna mieć granice tam, gdzie zaczyna się prywatność jego najbliższych, bo to właśnie ze względu na nich ma on prawo do prywatności. Dla męża, żony, rodziców czy dzieci jest ona tarczą, by w jak najmniejszym stopniu płacili cenę jego działalności. Jeśli rodzina chce funkcjonować normalnie, żyć jak inne, powinna mieć święty spokój (jeśli, rzecz jasna, nie czerpie nieuzasadnionych korzyści z tego, że jej członek pełni funkcję publiczną, i jeśli nie łamie prawa).
Tyle tylko, że prawo do prywatności nie może się stać wymówką dla hipokrytów, którzy co innego deklarują, a co innego robią w codziennym życiu. Przecież, gdy politycy chcą przypodobać się wyborcom, uwielbiają pokazywać się w otoczeniu małżonków i dzieci. Zasłanianie się prywatnością, gdy nadciągają kłopoty, nie jest więc szczególnie wiarygodne. I nie dotyczy to wyłącznie polityka, który wsławił się podróżą na południe Europy, lecz całego zastępu osób publicznych, które rozbiły w ostatnich latach swe rodziny.
Problem jest tym poważniejszy, że jeśli osoba publiczna łamie dane najbliższej osobie słowo, nie może twierdzić, że to wyłącznie jej sprawa. Dlaczego? Bo nie tylko w katolicyzmie, ale również na gruncie polskiego prawa małżeństwo nie jest sprawą wyłącznie prywatną.
Ślub kościelny jest świadectwem przed wspólnotą osób wierzących. Cywilnego również nie udziela się w ukryciu, lecz wiąże się on także z prawnymi zobowiązaniami. I tym właśnie różni się małżeństwo od wolnego związku. Każdy może w wolnym państwie kochać kogo chce i żyć z kim chce. Małżeństwo jest jednak instytucją. W dodatku instytucją o charakterze publicznym.
Dlatego ten, kto publicznie łamie małżeńską przysięgę, nie może twierdzić, że to tylko jego rzecz i innym nic do tego. Kościół mówi tu o publicznym zgorszeniu, jeśli ktoś, o kim wiadomo, że jest w małżeństwie, afiszuje się związkiem z osobą trzecią. Państwo, choć w przeciwieństwie do Kościoła uznaje rozwody, również uważa zdradę małżeńską za nieetyczną – stanowi ona przecież podstawę do orzeczenia winy strony za rozpad związku.