Pasztet z Polski
Ale to, co miało być wyłącznie ostatnią deską ratunku przed politycznym niebytem, okazało się dla Timmermansa trampoliną do kariery politycznej o międzynarodowym zasięgu. I to dzięki Polsce. Już od przełomu lat 2015/2016 Holender stał się twarzą Brukseli w sporze o Trybunał Konstytucyjny. Wolną rękę dali mu w tej sprawie zarówno Niemcy, jak i szef europejskiej egzekutywy Jean-Claude Juncker. – Po prostu tak długo, jak się da, nikt nie chce się zajmować tym pasztetem – mówi w Brukseli osoba zaangażowana w proces europejski.
Nad Wisłą uważa się, że spór o Trybunał Konstytucyjny na wczesnym etapie konfliktu wiosną ubiegłego roku można było rozwiązać polubownie. To był okres, gdy kontakty między rządem PiS a Komisją Europejską były bardzo intensywne, obie strony jeszcze nie zabrnęły zbyt daleko we wzajemnie wrogich deklaracjach. Ale dziś jest na to za późno. – Pacjenta trzeba ratować na wczesnym etapie choroby, nie kiedy zjeżdża ze stołu – mówi „Plusowi Minusowi" zachodni dyplomata.
Mimowolnie Timmermans stał się nieoczekiwanym sojusznikiem najbardziej radykalnej frakcji w polskim rządzie, tych, którzy grają pod twardy elektorat PiS i względy prezesa Kaczyńskiego. Jest wyraźnym wrogiem, idealnym celem do ataku w procesie „wstawania Polski z kolan". „Ciągłe powtarzanie w korespondencji bezpodstawnych stwierdzeń o rzekomym braku wykonania wyroków TK nie służy dialogowi, który powinien być oparty na faktach i wzajemnym zaufaniu. Dlatego stanowczo proszę o wskazanie punktu sentencji w wyrokach TK z 3 lub 9 grudnia, który w opinii Pana Przewodniczącego nie został wykonany, lub zaprzestać formułowania pod adresem rządu bezpodstawnych zarzutów" – pisał już w marcu ub.r. do Timmermansa szef MSZ Witold Waszczykowski.
Później było już tylko gorzej. W lutym tego roku, na dorocznej konferencji bezpieczeństwa w Monachium, organizatorzy dość prowokacyjnie posadzili na jednym z paneli dyskusyjnych obu panów koło siebie.
– Kiedy Holandia, zgodnie ze standardami europejskimi, powoła Trybunał Konstytucyjny? – pytał retorycznie Waszczykowski. – Gdy w Holandii niezależność sądownictwa będzie podważana, sam wyjdę na ulice – odparł Timmermans. – Proszę nam pozwolić przestrzegać naszej konstytucji, a nie waszego wyobrażenia o niej – nie dał za wygraną szef MSZ. – Sami zwróciliście się do Komisji Weneckiej o opinie w tej sprawie – przypomniał Holender epizod, który omal nie kosztował Waszczykowskiego utraty ministerialnego stanowiska. – Oni dali wam bardzo jasną odpowiedź. Jedyną rzeczą, którą otrzymali w zamian, była wasza obraźliwa odpowiedź – dodał.
To nie był ton godny dwóch dyplomatów, rozmowa, która mogłaby prowadzić do kompromisu, porozumienia. Trzy miesiące później polski minister zarzucił Holendrowi, że „prowadzi osobistą krucjatę" przeciw Polsce, i uznał, że „nie jest odpowiednim partnerem" dla Polski, na co rzecznik KE Margaritis Schinas zarzucił Waszczykowskiemu, że „nie rozumie roli, struktury i kompetencji Komisji".
Od tej pory kontakty, przynajmniej oficjalne, między obiema stronami właściwie zamarły. Pozostała „dyplomacja megafonowa". – Chciałbym poprosić Fransa Timmermansa, żeby przestał z taką butą i arogancją wypowiadać się o Polsce i do Polski, do Polaków – mówił w ubiegłym tygodniu minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Komisarza, który wielokrotnie się chwalił, iż został Człowiekiem Roku „Gazety Wyborczej", i który, choćby w sporze o Trybunał Konstytucyjny, ma tendencję do czerpania informacji tylko z jednej strony sporu politycznego w naszym kraju, rzecz jasna to tylko utwierdziło w przekonaniu, że „z Polską trzeba grać twardo". Podstawowa zasada, którą świetnie rozumiała Margaret Thatcher, a dziś rozumie Victor Orbán, iż z Brukselą trzeba przede wszystkim negocjować, została w tym wypadku chyba ostatecznie zaniechana.
– Frans Timmermans nie rozumie swojej tragicznej roli. Z powodu jego postawy na naszych oczach pęka konsensus europejski na prawicy. To oznacza w dłuższej perspektywie trwałe osłabienie zaufania do Unii znacznej części Polaków. Timmermans jest dziś głównym sprawcą tego procesu, który jest groźny dla UE i dla Polski – mówi „Plusowi Minusowi" mający umiarkowane poglądy minister ds. europejskich Konrad Szymański.
– Inni komisarze zarzucają Timmermansowi, że jest zbyt elastyczny. Ostatnio sprzeciwił się np. pozwaniu Belgii za łamanie niektórych zasad jednolitego rynku. Ale w sprawie Polski przyjął pryncypialne stanowisko – zauważa Karel Lannoo.
Dlatego dziś wydaje się przesądzone, że Komisja Europejska będzie wnioskować o pozbawienie Polski prawa do głosowania w Radzie UE. I choć jest równie prawdopodobne, że kraje Unii, na czele z Niemcami, nie dopuszczą do tak drastycznej decyzji, a nawet do głosowania nad nią, efekt psychologiczny będzie ogromny. W ten sposób Timmermans, ten zdeklarowany Europejczyk, przejdzie do historii jako człowiek, który razem z najbardziej radykalnymi członkami rządu PiS wydatnie przyczynił się do ponownego otworzenia historycznych ran, które pozostały po konfliktach między „starą" i „nową" Europą.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95