Rzucają oni wyzwanie starym wyjadaczom, którzy często za młodu sami wykonali podobny gest sprzeciwu. Historia jazzu pisana jest wręcz kolejnymi seriami przewrotów, rewolucji, powtarzających się prób użycia nowych środków do wypowiedzenia buntu wobec rzeczywistości – fundamentu tej muzyki.

Na przełomie lat 80. i 90. powstała w Gdańsku grupa „Miłość”, która wywróciła do góry nogami senny światek ówczesnego polskiego jazzu. Swojej muzyki nie chcieli nawet nazywać jazzem, wymyślili na jej określenie nowe słowo – „yass”. Ich utwory były dzikie, szalone, pełne rewolucyjnego żaru. Mikołaj Trzaska, Tymon Tymański, Maciej Sikała, Leszek Możdżer i Jacek Olter otworzyli nowy rozdział w historii polskiej muzyki. Rozdział, który w pewnym sensie zamknęła samobójcza śmierć Oltera i wynikająca z niej decyzja o zamknięciu „Miłości”. Powstawały co prawda kolejne zespołu próbujące grać tak, jak oni, a część członków nawiązywała w swych kolejnych projektach do tradycji yassu, ale epoka najmocniejszego oddziaływania tego gatunku na cały polski muzyczny świat przypada na pierwszą połowę lat 90.

Teraz jednak wydaje się, że powstała grupa, która nawiązuje do dziedzictwa „Miłości”. Broń Boże nie poprzez wykonywanie coverów ich utworów czy inne mniej czy bardziej bezpośrednie nawiązania, ale przez obecny w ich muzyce gest dzikiej świeżości, próby wywrócenia jazzowego stolika. Wrocławski zespół „Electro-Acoustic Beat Sessions”, bo o nim mowa, wydał niedawno swoją debiutancką płytę „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”. Wykonują na niej utwory inspirowane twórczością Komedy z lat 1962-1967. Mieszając ze sobą funk, soul, hip-hop i jazz uzyskują wybuchową mieszankę, która ożywia twórczość przedwcześnie zmarłego muzyka. Niech ich rewolucja trwa jak najdłużej.