Przeczytaj felieton Ireny Lasoty "Fauda"

Na tym polega znana pułapka kontradyktorii, która wiąże z oponentem: A/ -A, czyli wciąż A (w miejsca A można podstawić nazwę partii bądź gazety, nazwisko redaktora itp.).  Bardziej higieniczna myślowo byłaby kontraria (A/ B) – uwolnienie się od A („róbmy swoje”). W pułapce, o której mówię, ugrzęzła też zresztą dzisiejsza opozycja, wytykająca wciąż PiS-owi ewidentne przeniewierstwa ustrojowe i nie potrafiąca poza tym sformułować żadnych własnych treści programowych.  

Irena Lasota pisze o wściekłości widocznej na twarzach ludzi protestujących przeciw miesięcznicom smoleńskim, dodając, że trudno pojąć „masową histerię nienawiści do wybranego w wolnych wyborach prezydenta Lecha Kaczyńskiego” i jego brata Jarosława, przywódcy partii, która zwyciężyła w wyborach. A mnie trudno uwierzyć, by nie miała świadomości manipulacji dokonywanej za pomocą spójnika „i”. By nie wiedziała, że adresatem „wściekłości” jest wyłącznie brat wykorzystujący tamten dramat i religijny sztafaż w celach politycznych; i że intencją niejednego „wściekłego” jest właśnie obrona Lecha. 

Autorka przytacza język pezetpeerowskich propagandzistów z 1968 roku mówiących o przeciwnikach jako „bankrutach politycznych”. Jej zdaniem wówczas było to określenie bezsensowne. Po czym lekko wchodzi w tę samą retorykę mówiąc, że nabiera ono właściwego sensu dzisiaj w odniesieniu do demonstrujących i rozkrzyczanych doradców prezydenta Komorowskiego, byłych polityków Unii Wolności, byłych premierów, posłów i ministrów. Oni, owszem, są politycznymi bankrutami. Jeśli jednak o takim bankructwie decyduje przegrana w demokratycznych procedurach – a innych kryteriów autorka nie wskazuje – to trzeba by nazwać bankrutami wielu znanych polityków, takich jak Winston Churchill czy Charles de Gaulle. No i pamiętać o tym, jak potrafili wydobyć się z „bankructwa”, wrócić na scenę polityczną.

Irena Lasota radzi, by szukać uzasadnienia dla zmian wprowadzanych przez PiS w takich filmach, jak Uwikłanie Jacka Bromskiego czy Układ zamknięty Ryszarda Bugajskiego. Niezależnie od sensu powyższej argumentacji warto pamiętać, że filmy te powstały w III RP. Czy minister Gliński zechciałby dofinansować dziś film poświęcony aferze SKOK-ów, śmiem wątpić.