Sądy, a zwłaszcza Sąd Najwyższy, są bardzo często w trudnej sytuacji, ponieważ znają prawo i przepisy prawa lepiej niż tzw. ustawodawca. Wiedzą, jak niejasne bywają przepisy, podobnie też mają świadomość, których przepisów brakuje, żeby ustawy były spójne, sprawiedliwe i sensowne. Wiedzą też, że skłonienie ustawodawcy do jakichkolwiek sensownych zmian jest trudne, bo jego machina jest ociężała, a co gorsza, najchętniej zajmuje się aborcją i zaostrzaniem prawa karnego, a nie praktycznymi sprawami.
Ta ogromna wiedza o tym, jak działa system, znajomość jego niewydolności, rozpoznanie dramatyzmu poszczególnych jednostkowych spraw stawia sądy, a zwłaszcza Sąd Najwyższy, przed najbardziej bodaj dramatycznym dylematem w życiu każdego prawnika: czy uszanować prawo takie, jakie jest, czy też poprawić go choćby i wbrew oczywistej świadomości, że sądy takiej władzy w zasadzie nie mają.
Potęga polskich firm
Zapewne te rozważania są zbyt górnolotne jak na kwestię, o której chcę pisać, ponieważ napiszę o ryczałcie za nocleg w kabinie dla kierowców w transporcie międzynarodowym. Niemniej jednak sprawa jest poważna i jest ona także jedną z osi konfliktu na linii Polska – Bruksela.
Nie od rzeczy jest tu przypomnienie, że Polska stała się niezwykłą potęgą w transporcie samochodowym, a udział polskich firm w przewozach na terenie Unii przekracza 20 procent. W transporcie międzynarodowym pracują dziesiątki tysięcy polskich kierowców i to ich właśnie dotyczy ta kwestia. Polska stała się potęgą w tej dziedzinie m.in. dlatego, że polskie firmy okazały się konkurencyjne pod względem kosztów zmiennych. Koszty noclegów są tu jednym z istotnych czynników.
Kwoty z budżetówki...
Do tej pory Sąd Najwyższy starał się brać w ochronę kierowców, przyjmując, że stawki należne za nocleg mają odpowiadać tym, które zostały przyjęte dla sfery budżetowej. Tu obowiązuje taka konstrukcja, że odpowiednie rozporządzenie ministerialne określa limity zwracanych kosztów hotelowych w poszczególnych krajach, rozliczenie następuje według rachunku hotelowego, ale w kwocie nie wyższej niż ów limit, natomiast w razie nieprzedłożenia rachunku kierowca dostanie 25 proc. tego limitu. Takie mniej więcej przepisy obowiązywały jeszcze w Polsce Ludowej, gdzie wszyscy byliśmy przedstawicielami sfery budżetowej, bez względu na to, co robiliśmy (i wszyscy. dziwnym trafem, potrafiliśmy przywieźć z delegacji zagranicznych rachunki za hotel w kwocie, która nigdy nie była niższa niż ta przewidziana na poszczególny kraj).