Euro, Legia i Ronaldo – tak minął rok w piłce nożnej

To był najlepszy rok dla polskiego futbolu w XXI wieku. Na świecie rządzili Cristiano Ronaldo i Portugalia. Wszyscy byliśmy w żałobie, gdy rozbił się samolot z piłkarzami Chapecoense – podsumowuje Piotr Żelazny.

Aktualizacja: 02.01.2017 22:01 Publikacja: 01.01.2017 18:27

Reprezentacja Polski świętuje zwycięstwo w serii rzutów karnych przeciwko Szwajcarii w 1/8 finału Eu

Reprezentacja Polski świętuje zwycięstwo w serii rzutów karnych przeciwko Szwajcarii w 1/8 finału Euro 2016

Foto: AFP

Trzech przyjaciół

Było już grubo po północy, zaczynał się 1 lipca 2016 roku, gdy reprezentanci Polski powoli przechodzili przez strefę wywiadów w podziemiach stadionu Velodrome w Marsylii. Większość zawodników Adama Nawałki trzymała się prosto, nie ukrywali smutku i rozczarowania, że ich przygoda na Euro skończyła się w ćwierćfinale po rzutach karnych przeciwko Portugalii. Jako jeden z ostatnich do dziennikarzy wyszedł Łukasz Fabiański. Bramkarz zaczął udzielać wywiadu, ale widać było, że targają nim emocje, a jego oczy robiły się coraz bardziej czerwone, coraz szybciej musiał przełykać ślinę i coraz mocniej zaciskać zęby. W końcu jednak tama puściła, a Fabiański zaczął płakać.

Bramkarz miał do siebie ogromne pretensje, że w dwóch seriach jedenastek (ze Szwajcarią w 1/8 finału i z Portugalią) nie był w stanie obronić chociażby jednego rzutu karnego. Mówił, że w najważniejszej chwili nie pomógł drużynie. Tymczasem właśnie on był jednym z największych bohaterów Euro. Przeciwko Szwajcarii rozegrał kapitalny mecz, to w dużej mierze dzięki jego interwencjom Polacy w ogóle się w ćwierćfinałach znaleźli. A jednak w tamtej chwili był dla siebie wyjątkowo surowy.

Drużynę Nawałki od strefy medalowej dzielił jeden rzut karny – tym, który jedenastki nie wykorzystał, był Jakub Błaszczykowski. Drugi obok Fabiańskiego bohater turnieju. Autor dwóch goli – przeciwko Ukrainie i Szwajcarii – a także asysty w meczu z Irlandią Północną przy bramce Arkadiusza Milika. I w najważniejszym momencie akurat jemu powinęła się noga.

Było coś bajkowego w tym, że najważniejszymi postaciami Polski na Euro była trójka przyjaciół, którzy znają się doskonale z czasów jeszcze juniorskich – Fabiański, Błaszczykowski oraz Łukasz Piszczek. Zaprzyjaźnili się w reprezentacji do lat 19 Andrzeja Zamilskiego. Skrzydłowy i prawy obrońca przez lata grali wspólnie w Borussii Dortmund, gdzie ich kontakty wykraczały daleko poza boisko. Przed mistrzostwami wszyscy byli nieco w cieniu największych gwiazd. Błaszczykowski miał kłopoty we Fiorentinie, nie grał, były poważne obawy co do jego formy na mistrzostwach. Fabiański, mimo że w drugiej części eliminacji do Euro był podstawowym bramkarzem, w pierwszym meczu turnieju musiał ustąpić miejsca między słupkami Wojciechowi Szczęsnemu. Dopiero uraz zawodnika Romy w inauguracyjnym spotkaniu z Irlandią Północną sprawił, że wszedł do bramki. Mniej także mówiło się o Piszczku, chociaż akurat jego pozycja w drużynie była niepodważalna. Trójka przyjaciół została więc dość niespodziewanie trójką bohaterów tego najlepszego od mistrzostw świata w 1982 roku turnieju dla Polaków.

Powitanie na Okęciu

Piłkarze byli tak zawiedzeni odpadnięciem w ćwierćfinale, że nie zostali nawet kolejnego dnia we Francji, mimo iż wymagały tego przepisy UEFA. Rządowym samolotem, który został specjalnie po nich przysłany, wrócili do Polski, a na Okęciu czekali na nich kibice. Zawodnicy niezbyt przychylnie patrzyli na tę ceremonię. Uważali, że na nią nie zasłużyli, ich ambicje sięgały bowiem dalej niż ćwierćfinał.

Z czasem jednak do piłkarzy oraz selekcjonera zaczęło docierać, ile dla kibiców w Polsce znaczył ćwierćfinał Euro. Już podczas pierwszego zgrupowania po mistrzostwach – przed kwalifikacyjnym spotkaniem do mundialu 2018 z Kazachstanem – zawodnicy inaczej mówili o tym, czego dokonali na Euro. Słowo „sukces" przestało być zakazane, a nawet zaczęło pojawiać się w wypowiedziach Nawałki.

Największą rolę w zmianie postrzegania wyniku osiągniętego we Francji odegrały reakcje kibiców. Fabiański opowiadał o tym, jak podczas urlopu po turnieju, pojechał do rodziców mieszkających w Kostrzynie nad Odrą i co chwila ktoś mu dziękował, gratulował, prosił o autograf czy wspólne zdjęcie.

Polacy zdrożeli

Po Euro nastąpiła moda na polskich piłkarzy. Rekord został ustanowiony, gdy Grzegorz Krychowiak przeniósł się z Sevilli do Paris Saint-Germain. Dokładna suma nie została podana, gdyż każdy taki transfer obostrzony jest dziesiątkami klauzul, bonusów, specjalnych dopłat, które wchodzą w życie, jeśli zawodnik strzeli odpowiednią liczbę bramek czy rozegra założoną liczbę minut. Ostatecznie fachowy portal transfermarkt.de podaje, że defensywny pomocnik kosztował 33,6 mln euro. Krychowiakowi zresztą przeprowadzka do Paryża nie wyszła specjalnie na korzyść. W stolicy Francji nie należy do pierwszoplanowych postaci, nie wywalczył sobie miejsca w podstawowej jedenastce, mimo że szkoleniowcem PSG przed tym sezonem został Unai Emery – ten sam, który prowadził Polaka w Sevilli.

32 miliony euro kosztował Arkadiusz Milik, który przeszedł z Ajaxu Amsterdam do Napoli. Włosi zapłacili 14 milionów za Piotra Zielińskiego, który został pozyskany z Empoli. Do Serie A trafił też Karol Linetty, za którego Sampdoria wyłożyła ponad 3 miliony. Półwysep Apeniński opuścił z kolei Kamil Glik – który wzmocnił AS Monaco za 11 milionów euro. Niestety, wciąż na debiut w Premier League czeka Bartosz Kapustka, który latem za 5 milionów euro został zawodnikiem Leicester City. Za taką samą sumę klub zmienił Jakub Błaszczykowski, który został piłkarzem Wolfsburga.

A moda na Polaków dotyczyła nie tylko tych, którzy pokazali się na Euro. Do Olympique Lyon przeszedł Maciej Rybus, zawodnikiem Bordaux został Igor Lewczuk, a do Anderlechtu Bruksela trafił Łukasz Teodorczyk. Tak spektakularnych transferów w historii polskiej piłki nigdy wcześniej nie było.

Udane mediacje

Rozdmuchana przez media afera alkoholowa, o której koniec końców powinno się tylko powiedzieć, że miała miejsce. Ponoć w pierwszym odruchu Adam Nawałka był nieprzejednany i chciał wszystkich imprezowiczów, którzy wynajęli pokój w innym skrzydle hotelu, w którym trwało zgrupowanie, wyrzucić z reprezentacji raz na zawsze. Później zaczęły się jednak mediacje – z selekcjonerem telefonicznie rozmawiał kapitan drużyny Robert Lewandowski, który oczywiście w libacji nie brał udziału, mediował także Krychowiak. Skończyło się na żółtych kartkach (kolejne wykroczenie równoznaczne będzie usunięciem z reprezentacji) i surowych karach finansowych.

Gol roku

Fenomenalny rajd Kamila Grosickiego w meczu z Rumunią. Skrzydłowy, mimo że otoczony był w pewnym momencie przez pięciu rywali, przebiegł z piłką od linii środkowej, wpadł w pole karne i strzelił nie do obrony. Wielką rolę przy tym golu odegrał Robert Lewandowski, który swoim ruchem usunął dwóch obrońców z drogi Grosickiemu.

Odrodzenie Legii

Spotkanie Legii z Realem na stadionie przy Łazienkowskiej w Lidze Mistrzów. Legia przegrywała już 0:1, zanim jeszcze tak naprawdę na dobre wybrzmiał pierwszy gwizdek sędziego. Pół godziny później było już 2:0 dla gości, a jednak pięć minut przed końcem to Legia prowadziła 3:2 po bramkach Miroslava Radovicia, Vadisa Odjidjy-Ofoe oraz Thibaulta Moulina. Dopiero wtedy wyrównał Mateo Kovacić.

Remis z Realem był momentem przełomowym dla Legii, która powrót po 20 latach przerwy do Ligi Mistrzów rozpoczęła fatalnie. Od porażki 0:6 z Borussią Dortmund, zwolnienia trenera Besnika Hasiego, awantur na trybunach, które spowodowały, że UEFA zamknęła stadion na spotkanie z Królewskimi. Fenomenalnych bramek Odjidjy-Ofoe i Moulina na żywo więc kibice nie zobaczyli. To dzięki temu punktowi zdobytemu z obrońcą trofeum i zwycięstwu nad Sportingiem (1:0) Legia awansowała do 1/16 finału Ligi Europejskiej, gdzie czeka na nią Ajax Amsterdam.

W Legii wszystko co dobre zaczęło się dziać po zwolnieniu Hasiego i przyjściu Jacka Magiery. Młody polski trener, który sezon zaczynał w I ligowym Zagłębiu Sosnowiec, a była to jego pierwsza praca z seniorami, świetnie poukładał zespół, zażegnał konflikty targające drużyną, wprowadził dyscyplinę taktyczną. Sukcesu Magiery nie byłoby jednak, gdyby nie zwyżka formy Odjidjy-Ofoe, który stał się zawodnikiem przerastającym umiejętnościami naszą ligę. Świetnie zaczął też grać Moulin. A obaj ci zawodnicy zostali sprowadzeni do Legii na wyraźne życzenie Hasiego.

Lechia – koniec kpin

Od dwóch lat Lechia Gdańsk była obiektem żartów. Po przejęciu przez wciąż dość tajemnicze konsorcjum klub wyspecjalizował się w transferach. Lechia stała się ulubionym klubem menedżerów i agencji, gdyż kupowała zawodników na ilość. Gdy tylko okno transferowe się otwierało, w Gdańsku rozpoczynał się casting na piłkarzy. I chociaż w tych hurtowych zakupach trafiały się perełki i zawodnicy naprawdę dobrzy, nikt nie był w stanie stworzyć z nich drużyny.

Pomoc musiała nadejść z drugiej strony oceanu – Piotr Nowak pojawił się w Lechii w styczniu 2016 roku. Udało mu się porozumieć z ludźmi odpowiedzialnymi za transfery i nieco wyhamować z kolejnymi zakupami, a następnie wziął się za robotę już czysto szkoleniową. Najpierw zespół awansował do czołowej ósemki, a w tym sezonie już walczy o tytuł. Gdyby sporządzić tabelę ligową za 2016 rok, to Lechia Nowaka jest na drugim miejscu – o jeden punkt wyprzedza ją Legia, która miała w tym roku już trzech szkoleniowców: Stanisława Czerczesowa, Hasiego i Magierę.

Dyrygent Ronaldo

Wygrana w Lidze Mistrzów z Realem Madryt i Euro 2016 z reprezentacją Portugalii. Miniony rok bezsprzecznie należał do Cristiano Ronaldo. Najlepiej zarabiający sportowiec świata mógł już od lipca zrobić sobie wolne, a i tak zwyciężyłby we wszelkich plebiscytach i głosowaniach. W tym roku Ronaldo strzelił 55 goli, dołożył 17 asyst. Tym samym został jedynym zawodnikiem w historii, który w sześciu kolejnych latach zdobywał więcej niż 50 bramek.

Być może jednak najbardziej zapadającym w pamięć widokiem Ronaldo w zeszłym roku, wcale nie była któraś z jego firmowych akcji, kolejny piękny gol czy dynamiczny drybling, ale to jak skakał przy linii w trakcie finału Euro w Paryżu. Ronaldo doznał kontuzji w 20. minucie meczu, próbował wrócić na boisko, ale ze łzami w oczach musiał opuścić murawę. W dogrywce momentami można było odnieść wrażenie, że to on – a nie Fernando Santos – jest trenerem zespołu. Dyrygował kolegami, podpowiadał, pokazywał, co mają robić, a gdy Eder zdobył zwycięskiego gola, skakał tak wysoko i biegał w tak szalonym tempie, że można było odnieść wrażenie, że ozdrowiał.

Bajka o Lisach

Mistrzostwo dla Leicester City było chwilowym przywróceniem wiary w futbolowy romantyzm. Przed sezonem kurs u bukmacherów na zdobycie tytułu przez zespół Claudio Ranieriego wynosił 5000 do 1. Dekady przyjdzie nam czekać na podobnie spektakularną historię. W 2016 wszyscy na pamięć nauczyliśmy się historii Jamiego Vardy'ego, który jeszcze niedawno grał na amatorskim poziomie, a na co dzień pracował w fabryce sprzętu medycznego. Za pobicie, którego się dopuścił, nie został zamknięty w więzieniu, ale musiał nosić nadajnik GPS, dzięki któremu policja w każdej chwili mogła go namierzyć. Hollywood już zapowiedziało, że powstanie o Vardym film.

Triumf Leicester jest tym bardziej bajkową historią, że udało im się wygrać angielską Premier League, czyli zdecydowanie najbogatszą zawodową ligę świata. Podczas gdy Leicester zapłaciło za jednego ze swoich kluczowych piłkarzy N'Golo Kante 4,5 miliona euro, potęgi z Londynu czy Manchesteru wydawały po 50–60 milionów i więcej. A jednak tytuł trafił do Lisów. Dziś zresztą wyraźnie widać, jak wielką niespodzianką było mistrzostwo Leicester – klub prowadzony przez Ranieriego, mniej więcej w tym samym składzie (odszedł Kante, ale zostali Vardy i Riyad Mahrez) zajmuje miejsce w dolnej połowie tabeli i może walczyć o utrzymanie.

Nowa miotła

Nowy prezydent FIFA Gianni Infantino nie marnuje czasu na przyglądanie się i poznawanie specyfiki nowej pracy. Od razu wziął się za wprowadzanie swoich porządków. Już zapowiedział, że od 2026 roku mistrzostwa świata zostaną powiększone – prawdopodobnie aż do 48 drużyn. Infantino nie ma też wątpliwości, że futbol zbyt długo wzbraniał się przed technologią. W trakcie klubowych mistrzostw świata w Japonii testowane było korzystanie z powtórek wideo przez sędziów. I chociaż nie obyło się bez kontrowersji oraz możliwego do przewidzenia utyskiwania ludzi ze środowiska futbolowego, plan Infantino zakłada, że już podczas przyszłorocznych mistrzostw świata w Rosji sędziowie będą mogli korzystać z powtórek.

Kufel wina

Sam Allardyce był selekcjonerem reprezentacji Anglii zaledwie przez 67 dni. Musiał zrezygnować, kiedy reporterzy „Daily Telegraph" nagrali ukrytą kamerą jego negocjacje z fałszywymi arabskimi szejkami. Obiecywał im pomoc w obejściu przepisów FIFA zabraniających udziału osób trzecich przy transferach piłkarzy. Allardyce, niczego nie podejrzewając, zapewniał swoich rozmówców, że to martwy przepis, że za odpowiednie wynagrodzenie (400 tysięcy funtów rocznie) będzie służyć swoją pomocą. Nagranie zostało opublikowane, a Big Sam musiał złożyć rezygnację. Przy okazji potwierdził wszystkie stereotypy krążące o ludziach ze środowiska piłkarskiego. Podczas pertraktacji Allardyce raczył się białym winem, ale jako że w kieliszku mieściło się za mało, pił je z kufla.

Gest roku

Petycja działaczy kolumbijskiego klubu Atletico Nacional, którzy poprosili piłkarską konfederację Ameryki Południowej, by trofeum za zwycięstwo w Copa Sudamericana (odpowiednik Ligi Europejskiej) zostało przyznane brazylijskiemu Chapecoense. 22 zawodników, 23 członków sztabu trenerskiego, masażystów, lekarzy, a także 21 dziennikarzy z brazylijskich mediów znajdowało się na pokładzie samolotu, który miał ich dostarczyć do Medellin na pierwszy mecz finałowy z Atletico. W samolocie zabrakło paliwa i się rozbił – spośród 77 osób na pokładzie tylko sześć przeżyło katastrofę.

Reakcje mediów, kibiców, a także innych klubów piłkarskich z całego świata były budujące. Na wniosek Kolumbijczyków puchar został faktycznie przyznany Chapecoense, pozostałe kluby brazylijskie zapowiedziały, że będą bezpłatnie wypożyczać swoich piłkarzy, by klub mógł przetrwać i przystąpić do przyszłego sezonu.

Odszedł Cruyff

W marcu w Barcelonie w wieku 68 lat zmarł jeden z największych myślicieli piłkarskich Johan Cruyff. Człowiek, który ramię w ramię z Rinusem Michelsem zrewolucjonizował futbol, położył podwaliny pod nowoczesną piłkę nożną, tę dyscyplinę sportu, którą dziś wszyscy się zachwycamy. To Cruyff stworzył filozofię FC Barcelony, to on był największym piewcą estetyki w futbolu. Reprezentacja Hiszpanii, która między 2008 a 2012 rokiem zdobyła wszystko, co tylko możliwe, czerpała garściami z nauk Cruyffa („gdy jesteś przy piłce, starasz się uczynić boisko jak największym i najszerszym, gdy jej nie masz, starasz się, by było jak najmniejsze i najwęższe"). Wraz z jego odejściem skończyła się pewna epoka.

Trzech przyjaciół

Było już grubo po północy, zaczynał się 1 lipca 2016 roku, gdy reprezentanci Polski powoli przechodzili przez strefę wywiadów w podziemiach stadionu Velodrome w Marsylii. Większość zawodników Adama Nawałki trzymała się prosto, nie ukrywali smutku i rozczarowania, że ich przygoda na Euro skończyła się w ćwierćfinale po rzutach karnych przeciwko Portugalii. Jako jeden z ostatnich do dziennikarzy wyszedł Łukasz Fabiański. Bramkarz zaczął udzielać wywiadu, ale widać było, że targają nim emocje, a jego oczy robiły się coraz bardziej czerwone, coraz szybciej musiał przełykać ślinę i coraz mocniej zaciskać zęby. W końcu jednak tama puściła, a Fabiański zaczął płakać.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego