Według bukmacherów Stone, która w „La La Land" zagrała marzącą o aktorstwie dziewczynę zakochującą się w początkującym muzyku, od początku miała największe szanse na zwycięstwo. W filmie Chazelle'a śpiewa, tańczy, wzrusza, jest bardzo sympatyczna.
Młoda aktorka na razie grała głównie w kinie rozrywkowo-komercyjnym. Była dziewczyną Spider-Mana, u boku Ryana Goslinga (jej partnera z „La La Landu") wystąpiła wcześniej w dramacie „Gangster Squad. Pogromcy mafii". Ambitniejsze role grała w „Birdmanie" Inarritu i „Służących" Tate'a Taylora. Nic dziwnego, że na scenie, trzymając w ręku statuetkę, mówiła, że to dla niej zobowiązanie, by dalej się rozwijać.
Teraz jednak zostawiła w pobitym polu świetne aktorki. Przede wszystkim Isabelle Huppert, która w nakręconej we Francji „Elle" Paula Verhoevena zagrała postać bardzo niejednoznaczną: ofiarę gwałtu prowadzącą grę z gwałcicielem.
To prowokacyjna rola kobiety, która nosi w sobie potworną traumę przeszłości, nie może dać sobie rady z własnymi uczuciami, seksualnością. Huppert dostała za tę odważną kreację Cezara i Złoty Glob, ale akademikom odwagi nie wystarczyło.
Na ostatniej prostej przegrała też walkę o Oscara Natalie Portman, która w filmie „Jackie" wyreżyserowanym przez Pabla Larraina zagrała Jacqueline Kennedy. Sportretowała żonę, matkę, ale też pierwszą damę, która w chwili wielkiej osobistej tragedii, gdy ginie jej mąż, prezydent John F. Kennedy, musi zadbać o jego legendę. I robi to. A potem jest już tylko samotność. Zwątpienie. Rozmowa z księdzem, jedynym człowiekiem, który rozumie, czym jest cierpienie i przez co naprawdę Jackie przeszła. To właśnie dzięki delikatnej i mądrej grze Natalie Portman „Jackie" trzyma widza w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty.