Zupa grzybowa z leśnych zbiorów w odwiecznej Puszczy Białowieskiej, gdzie żubrzy gnój służył za naturalny nawóz. Śledzie z czystych głębin atlantyckich z cebulką i buraczkami z ekologicznych podhalańskich pól. Także jajeczka od kur zielononóżek z wolnego wybiegu w majonezie z oleju rzepakowego pierwszego tłoczenia. Na koniec krystaliczna wódka albo woda wzbogacona minerałami niezbędnymi do długiego i zdrowego życia. No i sianko, tylko chłopską kosą zżęte. Może tak być? Oczywiście, że może. Pod jednym warunkiem. Każdy z wymienionych – i nie tylko wymienionych produktów – na tym świątecznym stole zostałby kupiony w ekologicznym sklepie ze zdrową żywnością. Zaopatrzony byłby w etykiety i certyfikaty potwierdzające, że są one bio, eko lub organic. Nie żadne tam suplementy diety, farmakologiczno-chemiczne wytwory nowoczesnego przemysłu czy energetyczne batony i napoje.

Jest jednak pytanie: jak to zrobić, czyli o czym musi pamiętać przedsiębiorca, który wziął się za produkcję lub wprowadzanie do obrotu handlowego ekologicznej żywności. Na pewno musi on dobrze znać unijne i polskie przepisy z zakresu prawa żywnościowego. Powinien też pamiętać, że kilka lat temu parlament europejski, podejmując walkę z niezdrową żywnością, uznał za szkodliwe pokarmy, które zawierają więcej niż 10 g cukru lub 4 g tłuszczu na 100 gramów produktu. Nazwał je hiperkalorycznymi. Ważne jest też to, że ekologiczne terminy nie mogą być stosowane w odniesieniu do żywności zawierającej organizmy genetycznie zmodyfikowane (GMO) oraz to, że skutkiem niewłaściwego oznakowania artykułów spożywczych jako ekologiczne lub wprowadzenia do obrotu produktów jako ekologicznych mimo niespełnienia warunków takiej produkcji mogą być dość kosztowne. A tego lepiej uniknąć, czego także życzy nasz dodatek.

Więcej sekretów z ekologicznego prawa... pola i rzeki w tekście radcy prawnego Jarosława Kozłowskiego „Kiedy można stosować skróty bio, eko lub organic"na kolumnie >D4–5.

Zapraszam do lektury także innych artykułów w najnowszym numerze Prawo w Biznesie". ©?